70
20.09.2015, 13:30Lektura na 6 minut

[Magazyn Kulturalny] Dawniej kreskówki były lepsze?

Atomówki, Zwariowane Melodie, Spider-Man, Laboratorium Dextera, Owca w Wielkim Mieście, Jetsonowie, Chojrak: Tchórzliwy Pies… Ach, czy kreskówki kiedyś nie były znacznie ciekawsze i lepiej zrobione? Prosta pdpowiedź brzmi: nie. Podchwytliwa z kolei: bardzo możliwe.


Cross

Widziałem ten scenariusz już kilkanaście razy. Ktoś wrzuca na media społecznościowe lub portal w stylu Kwejka obrazek z Samurajem Jackiem, Johnnym Bravo, rodziną Flintstone’ów czy czymś innym tego rodzaju, dodając natchiony podpis w stylu „Dziś takich rzeczy już się nie robi…”. Bang, farma lajków, od razu dziesiątki pogrążonych w nostalgii osób zaczyna bajanie, jak to kiedyś robiło się klasyk za klasykiem, a dzisiejszych kreskówek po prostu nie da się oglądać. A ja patrzę na to ze smutkiem i myślę „Boże, widzisz, a nie grzmisz?”.

Jasne, można włączyć sobie dziś telewizję, zobaczyć kolejny odmóżdżający sezon Totalnej Porażki, urwać sobie uszy przez irytujący dźwięk bicza towarzyszący KAŻDEMU ŻARTOWI W JOHNNYM TEŚCIE, albo głośno wrzeszczeć co kilkanaście sekund "CO JEST ŚMIESZNE" przy Wujciu Dobrej Radzie. Jeśli przeglądasz dzisiejszą ramówkę telewizji z okularami nostalgii na nosie, bez problemu znajdziesz milion argumentów popierających tezę, że dzisiaj animowane seriale są do chrzanu. Ale czy nie można było powiedzieć tego samego o kreskówkach z minionych lat?

 

Czy ktoś czekał z wypiekami na twarzy na kolejną przygodę Bliźniaków Cramp i ich odstręczających sąsiadów? Czy zapomnieliśmy, jak rozbrajająco głupkowaci potrafili być X-Meni? Czy ktoś wspomina ciepło Harcerza Lazlo? Ilu mamy jeszcze fanów Mike, Lu i Oga? Kogo śmieszył odcinek "Strażników czasu" opierający się w całości o dowcip w stylu "lol, nie wiemy nic o polsce, pewnie to jakieś pustkowie pełne wieśniaków, hehe"? Pamięć bywa straszliwie selektywna, jeśli chodzi o minione, zwłaszcza złote lata. Słabe i średnie serie czy odcinki łatwo się w niej zacierają, zostawiając miejsce tylko najlepszym wspomnieniom. Kiedy myślimy o Johnnym Bravo, wspominamy urocze komentarze na temat relacji damsko-męskich, a nie co bardziej idiotyczne, robione przez drugoligowych scenarzystów odcinki, gdzie niezbyt rozgarnięty przystojniak walczy z kosmitami czy harcerkami. Kiedy przypomina się ludziom, że kiedyś śmiali się z "Włatców móch", często z pąsem na twarzy próbują zmienić temat.

 

cartoon-network-now_177hs.png

 

A dziś naprawdę leci sporo kreatywnych kreskówek. Cartoon Network po nieudanych eksperymentach z żywymi aktorami wróciło do promowania niesamowicie oryginalnych seriali, i choć często na różnych portalach dwudziestoparoletni starcy narzekają, jak to stacja spadła na psy, tak ci, którzy ją oglądają, nie mają na co narzekać. Kolorowe i zwariowane Adventure Time (Pora na przygodę) idealnie trafiło w serca lekko nerdującej, tęskniącej za beztroskimi fantazjami publiczności. Steven Universe rozkochał w sobie masy nietypowym podejściem do płci, rodziny czy miłości, znajdując czas nie tylko na superbohaterskie gagi i sceny akcji, ale też odpowiedzi na ignorowane dotąd przez głównonurtową animację pytania, które dręczą dorastające obecnie dziewczyny czy chłopców. Patrick McHale po niesamowicie dziwacznych przygodach Flapjacka [tak bardzo kocham! –dop. spk] zachwycił krytyków Over The Garden Wall (Po drugiej stronie muru), dziesięcioodcinkową serią, która zwięzłą opowieścią i poruszającym, baśniowym klimatem zaoferowała widzom Cartoon Network coś zupełnie innego od klasyków - i jak uważa wielu, znacznie lepszego. Disney Channel zdobyło serca kreskówkomaniaków Wodogrzmotami Małymi oraz Fineaszem i Ferbem, a wkrótce rozpocznie kolejny sezon Wander Over Yonder (W tę i nazad) autorstwa Craiga McCrackena, znanego choćby z Atomówek...

 

...i tak dalej, i tak dalej. Typowo "swoje", zabójczo dobre kreskówki mają nadal i dorośli - nie muszą już opłakiwać trwającego latami upadku Simpsonów, skoro mogą zachwycać się BoJackiem Horsemanem (lecącą na Netfliksie mroczną komedią o przebrzmiałej gwieździe sitcomów, której losy potrafią naprawdę poruszyć) czy Rickiem i Mortym (szokująco kreatywnym połączeniem Powrotu do Przyszłości i Futuramy, gdzie młody chłopak i szalony naukowiec co odcinek pakują się w przygody z pogranicza stonerowej komedii i twardego science fiction). Tak szerokiego wachlarza stylów i poruszanych tematów nie mieliśmy w zachodnich serialach animowanych od lat, i tak naprawdę jedyny poważny problem, jaki można z nimi mieć, to... brak nacisku na samą sztukę rysowania ruchomych obrazków.

 

marge-ani_177hs.jpg

 

To absurdalne, ale w medium zwanym jakby nie było ANIMACJĄ szokująco często zapomina się obecnie, jak ważna jest ekspresja poprzez... animację. Powyższe porównanie starego i nowego otwarcia Simpsonów pokazuje pewien smutny trend - skupienie się na taniej, prostej animacji kosztem charakteru. W końcu łatwiej jest sponsorować sztywnie poruszające się figurki z Archera, niż coś TAKIEGO. Co prawda zdarzają się chlubne wyjątki (jak choćby Ren and Stimpy albo Superjail), ale ogólnie popularne ostatnio serie są często w dość opłakanym stanie, gdy porównać je do klasyków. Jasne, dawniej też zdarzały się równie "funkcjonalne" seriale (patrz twórczość studia Hanna Barbera), ale jednocześnie scena animatorów amerykańskich była pełna niespożytej energii.

 

O ironio, jeśli ktoś miałby mówić, że "za naszych czasów kreskówki były lepsze", to powinni być nasi dziadkowie. To za ich czasów zachodnie animacje komercyjne przeżywały renesans. Kto nie pamięta pełnych charakteru klasyków Disneya i Zwariowanych Melodii, które nierzadko pochodziły z lat trzydziestych czy pięćdziesiątych? Czy Popeye'a i Betty Boop nie da się oglądać nawet dzisiaj? Tacy ludzie, jak Tex Avery czy Max Fleischer mimo upływu kilkudziesięciu lat wciąż zawstydzają kunsztem niemal każdego dzisiejszego autora popularnych seriali animowanych. Spójrzcie tylko, jak wygląda i jak porusza się to cudo:

Stąd też podchywtliwa odpowiedź z wstępu do tekstu - tak, kiedyś rzeczywiście zachodnie kreskówki były lepsze, ale wątpię, by jakakolwiek osoba wygłaszająca publicznie takie osądy w internecie była na tyle wiekowa, by to pamiętać. Nie znaczy to jednak, że wszystkie wspomniane wcześniej serie nie mają w sobie czegoś wartościowego - nie po to je polecałem, żeby teraz potępić je w czambuł! Szkoda tylko, że tak rzadko dorównują jakością ruchomych obrazków niezależnej czy klasycznej animacji. Ale kto wie, może takie projekty, jak Cannon Busters LeSeana Thomasa (Legend of Korra, The Boondocks) dadzą ich twórcom komercyjny sukces, jakiego potrzebują? Oby - ale do tego trzeba wsparcia osób, które kochają animację bez względu na jej wiek i nieustannie szukają nowych, ciekawych rzeczy, a nie tylko narzekają, że kreskówki skończyły się w latach dziewięćdziesiątych, pięćdziesiątych czy w epoce kamienia łupanego.


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze