4
19.05.2015, 18:00Lektura na 4 minuty

After Burner II 3D ? recenzja cdaction.pl

Wyobraźcie sobie tak wierny port gry arcade, że da się w nim uruchomić nawet dźwięki automatowego joysticka i wentylatora – ale jednocześnie taki port, który łączy zalety wszystkich wcześniejszych konwersji gry i dodaje jeszcze coś od siebie. Jeśli jakiś fan filmu Top Gun jeszcze nie grał w After Burner II, nigdy nie miał lepszej okazji, żeby zacząć.


Cross

Tom Cruise startował w swoim filmie z lotniskowca USS Enterprise – pilot w After Burnerze wyrusza w bój z pokładu SEGA Enterprise. O ile jednak scenariusz Top Guna wedle słów Quentina Tarantino opowiada o zmaganiach pewnego mężczyzny ze swoim własnym homoseksualizmem, tak After Burner II skupia się bardziej na tym, co poruszało wyobraźnię widzów najbardziej. Walkach niesłychanie seksownych, podniebnych maszyn. Sam przeciw wszystkim, porwali księżniczkę, walcz.

Cynicznie można stwierdzić, że seria Yu Suzukiego nie różniła się nigdy szczególnie od whack-a-mole – klasycznej zabawy, w której brutalnie traktuje się młotkiem wyskakujące z rzędów dziur ogromne krety. W końcu nasz okupujący pierwszy plan myśliwiec jest jak młot, a wylatujące z głębi ekranu powietrzne floty wroga są jak hordy krecików, które trzeba nim utłuc. Ale czy zdarzyła się komukolwiek sytuacja, w której krety zalały go rakietami, a wszędzie ciągnęły się serpentyny oślepiającego dymu? Gubienie samonaprowadzających pocisków poprzez efektowne beczki, poziomy modelowane na tory przeszkód czy po prostu coraz bardziej skomplikowane formacje szwadronów przeciwnika – ludzie z SEGI wiedzieli, jak ciekawie wykorzystywać motyw samolotowych pojedynków. I co z tego, że ostatecznie sedno zabawy można by równie dobrze oprzeć o radosną destrukcję kretowisk? Ciągłe wybuchy, boski soundtrack i niebo tak błękitne, na jakie stać było tylko „Niebieskich” konkurentów Nintendo, pozwalają o tym zapomnieć.

Namierzanie maszyn wroga maleńkim celownikiem podczas ciągłych uników jest trudne, ale daje masę satysfakcji. Ale czy jest jej na tyle, bym nazwał After Burnera II ponadczasowym? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony nie można kwestionować jego pozycji w kanonie klasycznych gier SEGI – zamieszczoną powyżej klasyczną melodię zna każdy vintage gracz, wielu przedstawicieli starej szkoły rozkleiły też afterburnerowe hołdy w Bayonetcie. Z drugiej strony – to „tylko” doskonale zrobiona zręcznościówka, a w portfolio Yu Suzukiego to nic specjalnego. W końcu ten człowiek spłodził Virtua Fighter i Outruna! I nie chcę tu wychodzić na jakiegoś ikonoklastę, który w głębokim poszanowaniu ma kultowy status tej gry – po prostu nie spodziewajcie się czegoś powalającego, a będziecie miło zaskoczeni. Ot, przepyszna metoda na spędzenie kilku minut podczas przerwy obiadowej. Obowiązkowo na jednym żetonie, rzecz jasna – jak niesie wieść gminna, continue są dla brzydkich ludzi, którym śmierdzi z ust.

Na pewno jednak godny gry ponadczasowej jest konwersja, za którą odpowiada niezastąpione studio M2. Dla portów klasyków są tym, czym The Criterion Collection jest dla kinematografii – klasą samą w sobie, konserwatorami wymarzonymi. Nie tylko sprawili, że automatowa produkcja idealnie zadziałała na słabiutkiej konsolce Nintendo, ale wzbogacili ją o tyle funkcji, że zawstydzili przy tym chyba każde studio odpowiedzialne za „kolekcje HD”. Czego tu nie ma... Replaye? Są. Możliwość manipulacji poziomem muzyki i dźwięków, co wielu programistom wydawało się graniczyć z niemożliwością? Jest. Opcjonalne dźwięki z arcade'owej maszyny, od wycia wentylatorów przy uruchomieniu gry po szczęk przycisków joysticka przy strzale? Są. Obsługa trójwymiaru w grze opartej o dwuwymiarowe sprite'y? Jest. Dodatkowe melodie, których twórcom nie udało zamieścić się w oryginale? Są. Dziesiątki przydatnych opcji kustomizacji, od wrażliwości sterowania po efekty graficzne? Są.

A na deser i dla wciąż nieprzekonanych: specjalna wersja gry, który odblokowuje się po zakończeniu zwykłej kampanii. Wzbogacona między innymi o bullet time i pojedynki jeden na jeden. Aranżacja, w której palce maczał sam Hiroshi Iuchi (studio Treasure – Gradius, Ikaruga). Można się kłócić, że jest za łatwa (co chwilę dostajemy dodatkowe życia za punkty), ale to i tak przeuroczy dodatek, który wzbogaca oryginał o najlepsze dodatki z późniejszych gier, stanowiąc jakby laurkę dla całej, zasłużonej serii. Zmieniony jest nawet szczątkowy zarys fabuły, na taki bliższy topgunowej inspiracji – zamiast ratować damulkę w niebezpieczeństwie, bohaterski pilot usiłuje odszukać i ocalić zaginionego przyjaciela z marynarki. Żegnaj, Kelly McGillis, Maverick woli siedzieć na ogonie Icemana. Tom Cruise byłby dumny.

 

Ocena: 5/6

+ złoty standard w kwestii odświeżania retro
+ klasyk, który warto znać (lub sobie przypomnieć!)
+ zupełnie nowy tryb rozgrywki

- gałka 3DSa pozostawia trochę do życzenia w kwestii precyzji
- tytuł mniej ponadczasowy, niż inne gry z serii (jak np. Outrun 3D)


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze