69
20.03.2015, 17:50Lektura na 7 minut

[Weekend z PoE] Pillars of Eternity > Baldur?s Gate

Wraz z otwarciem Wrót Baldura, Dungeons & Dragons znalazło na komputerach tyleż godnego, co wiernego reprezentanta. Ściągnijmy jednak z nosów różowe okulary, nie każda z mechanik Lochów i Smoków miała po takim przeszczepie sens. Autorski system, na jakim oparto Filary Wieczności, choć pachnie kostkowo-papierową klasyką, zgrabnie pozbywa się dawnych głupości.


Mateusz Witczak

W chwili, gdy czytacie te słowa, nową grę Obsidianu ogrywają w redakcji przynajmniej cztery osoby. Nie przeczę, wciąż jesteśmy w lesie (niektórzy nawet dosłownie), ale nawet po krótkim rekonesansie trzeba powiedzieć jedno: są pola, na których PoE zjada Baldura na śniadanie. Dowodu? A juści, kumo, mam ich nawet pięć.

Poe 1:0 BG
Zaliczywszy żonglerkę płytami (pamiętajmy, że Baldur’s Gate’a wydano pierwotnie na pięciu dyskach), gracze przechodzili do okna tworzenia postaci i… właściwie mogli w nim spędzić długą chwilę. Wcale zresztą nie dlatego, że wczytywali się w opisy klas, charakterów i profesji. Powód był nieskończenie bardziej prozaiczny: gdy przychodziło do określenia statystyk, wirtualne kostki zostały rzucone i… rzadko kiedy losowały nam dość punktów, by wyciosać protagonistę, co się zowie. To akurat rozwiązanie zaginęło w pomroce dziejów, ale wciąż, nawet w drugich Wrotach Baldura – opartych już przecież o nowszą wersję D&D – zdarzały się klasy które wręcz krzyczały o lepszą konstrukcję. Chociażby bard, ni-mag, ni-złodziej, którego pieśń była po prostu bezużyteczna. Trudności nastręczał również mag. Owszem, na późniejszym etapie to jeden z filarów drużyny, ale – za przeproszeniem – na pierwszym poziomie to może on swoim magicznym pociskiem co najwyżej czyścić buty wojownikom i łowcom.

W Pillars of Eternity pieśniarz i złodziej mają zupełnie osobne pule umiejętności, a ten pierwszy to jeden z ciekawszych nabytków, jakie możemy włączyć do drużyny. Podczas trwania starcia stale (również podczas ataku) wyśpiewuje on strofy gwarantujące/podtrzymujące różnorodne buffy (na pierwszym poziomie – m.in. podpalające broń i zwiększające refleks) oraz debuffy obniżające odporności niemilców. W dodatku poświęcenie trzech z nich (znaczy się strof) skutkuje możliwością rzucenia czaru, jakiego próżno szukać w księdze zaklęć czarodzieja. W tym magii przywołań (na starcie w bitewnych wysiłkach mogą nas wesprzeć trzy szkielety lub cień). To jedyna klasa, która już na początku może zawezwać na pomoc mięso armatnie. A mag? Nawet na pierwszym poziomie może wykrzesać z siebie cztery zaklęcia (jakie zregenerują się po solidnym wypoczynku), a oprócz nich – co walkę – także specjalne zdolności bitewne w rodzaju obszarowego magicznego ataku.

Poe 2 : 0 BG
Gracz a.d. 1998 po wysłuchaniu narracji Piotra Fronczewskiego i zaliczeniu prowizorycznego samouczka, opuszczał bezpieczne mury biblioteki Candlekeep. Jeśli miał trochę oleju w głowie, szybko przyłączał do drużyny Imoen (hej! To ona, Imoen), Xzara i Montarona (który pogarszał sprawę, co naprawdę psuło nastrój). Co się działo, gdy naprzeciw pojawiały się gnolle? Ano rozpoczynało się starcie, którego uczestnicy… trafiali w siebie niezwykle rzadko. Przez kilka minut pierwszopoziomowe postacie mogły majtać sobie przed oczyma mieczami/toporami/sztyletami nieustannie pudłując. W dodatku nie daj Bhaal wrogowie podeszli do maga, a – z racji raptem kilku punktów życia – dało radę ukatrupić go jednym „krytykiem”. A jak już postać padła, to – nie ma zmiłuj – pozostało wczytanie zapisu albo gramolenie się do świątyni, gdzie kapłan wskrzeszał ją za drobną opłatą.

Gracz a.d. 2015 po wysłuchaniu narracji Kogośtam i zaliczeniu prowizorycznego samouczka, wyrusza w świat. Co dzieje się, gdy naprzeciw pojawiają się wilki? Ano rozpoczyna się starcie, którego uczestnicy chybiają niezwykle rzadko. Wszystko dzięki rezygnacji z trak0 (znanego z D&D „trafienia przy klasie pancerza równej 0”, innymi słowy – celności). Owszem, broń musi przeniknąć przez obronę przeciwnika (a dokładniej: jeden z czterech jej rodzajów), ale ta rzadko kiedy jest na tyle wysoka (względem posiadanego oręża), by gagatek nie oberwał choćby symbolicznie. Pierwszopoziomowa postać, niezależnie od klasy, ma kilkadziesiąt punktów zdrowia, równolegle obok którego sytuuje się wskaźnik wytrzymałości. To zresztą ciekawa sprawa – zadane nam razy wpierw zmniejszają wytrzymałość, zaś raptem ich ¼ przekłada się na spadek zdrowia. Jeżeli pasek wytrzymałości spadnie do zera – dochodzi do nokautu.

Szkopuł w tym, że po każdej bitwie oba wskaźniki nieco spadają, a zregenerować je można  jedynie odpoczywając w tawernie/organizując ognisko. Każdy cios ma wagę. W dodatku, choć pojedynczy bohaterowie giną często, po zakończeniu bitwy wstają, otrzepują kurz z napierśników i idą dalej (acz osłabieni).


Redaktor
Mateusz Witczak

Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.

Profil
Wpisów3462

Obserwujących20

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze