18
28.01.2015, 10:30Lektura na 10 minut

[10 dni z M&M Heroes III HD] Bestia bestii nierówna

Nigdy nie byłem pr0graczem w Heroes of Might & Magic. Wolałem rozbudowywać zamki, zbierać jednostki i gromić wrogów przewagą liczebną, a nie zmyślnymi taktykami. Jednocześnie, jako dzieciak, cieszyłem się, że oto pojawiła się gra, w której rekrutuję do swojej armii istoty, które znam z mitologii greckiej, o których czytałem i które wyobrażałem sobie jednak trochę inaczej...


Berlin

Czasami spotykałem się z istotami, o których nigdy nie słyszałem – sprawdzałem więc na przykład, czym są „Roki”, chociaż sprawdzić łatwo tego nie było, bo pod koniec lat 90. nikt sobie nawet Wikipedii nie wyobrażał. W końcu jednak się udawało – jak to teraz można łatwo wyczytać, okazywało się, że nie żaden Rok, ale „Ruk, rok lub ruch – olbrzymi ptak występujący w mitologii perskiej, tak ogromny, że lecąc przesłania słońce i zmienia dzień w noc”.

Dosyć smutnym otrzeźwieniem było dla mnie po latach jednak to, że kalifornijskie studio New World Computing więcej informacji brało z podręczników do Dungeons & Dragons niż z jakichkolwiek materiałów źródłowych i mitologii. Wystarczy wspomnieć o Gorgonie, który w Heroes of Might & Magic III jest magicznym bykiem pokrytym łuskami, podczas kiedy w mitologii greckiej to samo słowo oznacza skrzydlate siostry z włosami składającymi się z węży (a jedną z nich była, występująca w grze zresztą, zabita w jednym z mitów przez Perseusza Meduza).

Ale seria Heroes, nawet pomimo tego, jest przyjemnym bestiariuszem, który pozwala w wygodny sposób spojrzeć na przeróżne stwory z przeróżnych kultur. Zajrzeć w różne miejsca, do których normalnie mogłoby się nie sięgnąć. A jest czego szukać, bo każda co dziwniejsza jednostka, służąca nam za mięso armatnie, ma za sobą jakąś świetną historię.

Zacznijmy, na przykład, w ten sposób...

Bardzo dawno temu w polskim miasteczku Chełm, podobno w okolicach XVI wieku, żył rabin Eliasz, który pewnego razu zamknął się na strychu i kazał swojemu pomocnikowi zanieść na górę wiadra z gliną i wodą. Długo się tam dłubał, ale w końcu wyszedł, a razem z nim pojawił się stwór dziwny: niby człowiek, a jednak jakiś taki nie bardzo. Wielkie bydle, a do tego niewyraźne – rabin, okazało się, talentu do rzeźby nie miał, ale za to opanował tajemną sztukę ożywiania tego, co nieożywione. Przykleił na czoło tej bryle gliny papierek ze słowem „emet” (oznaczające „prawdę”), zapisanymi hebrajskimi literami, i – jak zapowiadała święta księga, można powiedzieć, „słowo ciałem się stało”. Rabin wytłumaczył mieszkańcom Chełma, że patrzą na nic innego, jak na golema.

Problem (bo każda dobra historia musi mieć jakiś „twist”) z tą ożywioną gliną polegał jednak na tym, że durna była. Tylko Bóg może stworzyć coś rozumnego (i po to stworzył człowieka), a ludzie ani nie potrafią, ani nie powinni – golem był w stanie wykonywać więc tylko proste zadania, choć i z nimi sobie nie radził na tyle dobrze, by dało się jego niezwykłą siłę wykorzystać. Eliasz kazał mu raz nosić wodę do synagogi, wrócił na potop, bo bryła gliny nie wiedziała, co z przyniesioną wodą robić i wylewała ja na ziemię. Innego razu kazał mu drzewa rąbać i doczekał się wyrąbanego lasu. Postanowił więc pozbyć się biedaka, ale nie wiedział jak się do tego zabrać – po wieczorze modlitw Bóg mu zesłał podpowiedź: miał uśpić golema winem z ziołami, a potem zdjąć mu z czoła kartkę. A przynajmniej tak przedstawia to Ewa Basiura w „Żydzi polscy w legendzie i opowieści” (dzięki sztetl!).

Inne źródła już w tej opowieści o Eliaszu widzą pierwowzór historii o wiele bardziej krwawej i nieprzyjaznej. Rabin, znany już jako Baal-Szem, miał stworzyć golema, a potem pozbyć się go w obawie przed zniszczeniem planety, bo stwór rósł za szybko. W innej wersji golem miał być nie tylko pomocnikiem, ale też strażnikiem chełmskich Żydów – bronić ich przed atakami miejscowych chrześcijan. Pewnego razu, po interwencji chodzącej gliny, która rozsmarowała chrześcijańskiego napastnika jednym ruchem, rabin postanowił, że Żydzi będą musieli jednak poradzić sobie inaczej i zmienił słowo „emet” na ożywiającej potwora kartce na „met”, oznaczające „śmierć”.

Ta legenda wiąże się z bardziej znanym, stworzonym przez Jehudę Löw ben Becalela, praskim golemem, który strzegł Żydów, jak zgadliście, w Pradze. Rabin miał dostać pozwolenie od Boga na zbudowanie go tylko pod warunkiem, że stwór będzie „wyłączany” w szabat, czyli sobotę, czyli dzień święty, który należy święcić. Wszystko szło pięknie, aż do momentu, kiedy Jehudzie się o tym zapomniało – dorwał golema dopiero przy drzwiach synagogi i przerażony, że szabat zostanie zrujnowany (a to grzech!), w ostatniej chwili wyrwał mu z głowy dającą mu życie kartkę. W innych wersjach nie udało się uniknąć tragedii – glina najpierw wymordowała pół miasta (w bardziej absurdalnej wersji zyskała świadomość i wymordowała pół miasta dopiero po tym, jak się zakochała i została odrzucona). 

Ach. O golemach można by pisać i pisać, bo tematem są wdzięcznym – ludzie próbujący bawić się w bogów, powołujący do życia istoty mające im służyć, a potem (czasami) wyrywające się spod kontroli. Nawet roboty, androidy i inne cuda nowoczesnej techniki można pod to podciągnąć, a sięgający bardzo, bardzo, bardzo dawnych czasów motyw będzie dalej aktualny. Szkoda więc, że Heroes of Might & Magic przedstawiło biedaków jako zadające 4-5 punktów obrażeń i mające 50% odpornością na magię istoty kosztujące 150 złota sztuka. 


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze