11
5.12.2014, 15:00Lektura na 4 minuty

[Kalendarz adwentowy cdaction.pl] Dzień piąty

Tym razem będziemy dużo przeklinać, dużo krzyczeć i wiele razy rzucimy padem o ścianę, w monitor, albo w telewizor. Powinniście domyślić się już, że chodzi o...


Berlin

Dark Souls II

Czy Dark Souls II zasługiwało na dychę w CDA? Zastanawiam się nad tym od kilku miesięcy i jakkolwiek bym tego w głowie nie obracał, dochodzę do tego samego wniosku: jak najbardziej. I nie chodzi nawet o dyskusję o tym, czy to gra lepsza, czy gorsza, od jedynki, a do tego często się rozmowy na ten temat sprowadzają – gdybym pisał w naszym magazynie recenzję pierwszego Dark Souls, gdybym w ogóle był wtedy w okolicy, to odstawiłbym Rejtana, żeby dać tej genialnej produkcji 10/10 (i nie wiem, dlaczego enki tego nie zrobił).

Nieważne. Ważne jest dla mnie to, że Dark Souls II wygenerowało mi wiele niesamowitych przeżyć i wiele wspaniałych wspomnień.

Pamiętam, jak grałem w to przed premierą. Bez multi, bez internetu, bez poradników i porad hardkorowców, którzy przeszli to bez korzystania z ognisk i nie umierając. Siedziałem chyba przez niecały tydzień, od rana do nocy, próbując się przez to przebić – w redakcji co chwile słychać było przekleństwa, w domu prawie rzucałem padem o telewizor. Tachałem codziennie do domu debugową konsolę, codziennie zabierałem ją rano do pracy. I tak przez kilka ładnych dni, aż w końcu zobaczyłem napisy końcowe. Pokonałem ostatniego bossa szybciej niż dwaj inni szczęśliwcy, którzy mieli okazję uczestniczyć w tym niesamowitym doświadczeniu (graniu w Dark Souls nie wiedząc o nim zupełnie nic), a z którymi ciągle rozmawiałem. Chociaż bez ich wskazówek toczyłbym się do niego o wiele, wiele dłużej. Oni bez moich prawdopodobnie też.

Żaden z nas nie wiedział, że z areny Mythy – nazywanej przez nas wtedy pieszczotliwie „wężową suką” – można pozbyć się trucizny. Jeżeli otworzycie moją recenzję, to właśnie walkę z nią opisałem w odwróconej do góry nogami ramce, jako przykład najbardziej przegiętego bossa w grze. Jeden z nas pokonał ją machając na oślep Zweihanderem. Ja postawiłem na szybki mieczyk, którym zadawałem dużo, ale słabych obrażeń. Zajęło mi to chyba sześć godzin. Wyobraźcie sobie nasze miny, kiedy chyba w dwa dni po premierze, dowiedzieliśmy się o tej cholernej pochodni, która może podpalić to cholerne koło przy ognisku.

Nie miałem najmniejszego pojęcia, jak zbudować sensowną postać. Na końcu gry byłem cieniasem trzymającym się marnych mieczy, bo nie miałem okazji farmić przedmiotów potrzebnych do ulepszania sprzętu i nie miałem czasu uczyć się machania Wielką Pałą, którą gram teraz (potem w multi wyfarmiłem więcej chunków tytanitu w dziesięć minut niż złapałem przez całą grę solo). Zadawałem małe obrażenia, ginąłem od paru strzałów w łeb, prawie zgryzłem zęby i zrezygnowałem z grania, kiedy trafił mi się duet Throne Defender i Throne Watcher. Miałem mocną tarczę z bardzo słabym durability – raz rozwaliła mi się po dwudziestu minutach bicia się z nimi. Przerzuciłem się na inną tarczę. Zabiłem jednego z nich, drugi był przy końcu paska zdrowia. Podbiegł do swojego kumpla i wskrzesił go z pełnym HP. Byłem o krok od ryczenia z rozpaczy. Trzecia w nocy, deadline za dwa dni, nie wiem ile jeszcze gry przede mną, nie jestem w stanie sobie poradzić. Piąta rano – padli. Od razu zaczęła się walka z Nashandrą, ja zacząłem się śmiać, umarłem, zasnąłem na kanapie z padem w ręce.

Takich historii trafiło mi się przez te kilka dni wiele – i tylko pierwsze Dark Souls było dla mnie równie wdzięcznym materiałem dla tego typu przeżyć. Nie zapomnę pewnego spotkania z invaderem pod mostem przed Undead Parish – z kolesiem, któremu zjechałem 90% życia zanim wreszcie mnie zabił... a który „zjadł” coś trującego i po wygranej walce po prostu się zabił. Wysłałem mu wiadomość na PSN-ie (brzmiała bodajże „WTF dude?”), na co odpowiedział prostym: „I deserved it”. Albo innym razem, kiedy...

Tylko te dwie gry pozwoliły mi przeżyć coś takiego w ciągu ostatnich kilku lat. Czy podtrzymuję 10/10? Jak najbardziej. 


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze