5
29.10.2014, 09:53Lektura na 7 minut

Akiba´s Trip: Undead & Undressed ? recenzja cdaction.pl

Acquire, studio znane przede wszystkim z serii skradanek Tenchu i niedocenianego Way of the Samurai, zaprasza nas na wycieczkę do Akihabary – słynnej dzielnicy Tokio nazywanej często mekką otaku. Atmosfera „Akiby” odwzorowana jest tu niesamowicie i zachwyci wielbicieli Japonii, ale co z resztą gry? Recenzja cdaction.pl!


Cross

Dostępne na: PS3, PSV
Grałem na: PSV

Leniwy spacer po wirtualnej Akihabarze. Co kilka przecznic uśmiech na mojej twarzy budzą salony automatów SEGI. Na ekranach ładowania gry Square Enix zachwala swoje najnowsze mobage. Na ogromnym bilboardzie fioletowowłosa panna poleca anime na podstawie jRPGa Hyperdimension Neptunia, a naprzeciwko niej, po drugiej stronie ulicy inna dziewczyna z oczami jak talerze zaprasza mnie na prawdziwy turecki kebab. Wszędobylskie telebimy pokazują mi transmisje koncertów idolek, reklamę płyty celebrującą 25 rocznicę powstania zespołu Zuntata (polecam!), czy urywki gameplayu z Sen no Kiseki (kolejnego sequela Trails in the Sky, który przy dobrych wiatrach trafi do nas za jakieś dziesięć lat).

Unikam ulicy Radio Kaikan, na której niejacy „artlieni” nieustannie usiłują opchnąć naiwniakom koszmarki będące ponoć sztuką. Przechodzę koło przyozdobionej rogami Białego Diabła kafejki Gundam Cafe w kierunku słynnego sklepu Yodobashi Akiba. Ze sklepów słyszę elektroniczne zawodzenie Hatsune Miku, a przed sklepami widzę fanki yaoi, gotyckie lolity, amerykańskich turystów ściskających jaskrawe figurki, urocze dziewczęta w strojach pokojówek i poważnych biznesmenów, wyjętych jakby z innej bajki. Do kolorowej Akihabary ich czarne garnitury pasują jak pięść do nosa.

Jeśli miałbym wskazać jedną, największą zaletę Akiba’s Trip: Undead & Undressed, byłby nim wysiłek włożony w odwzorowanie tytułowej dzielnicy Tokio. Choć porównanie zdjęć w internecie i świata gry daje do zrozumienia, że niektóre miejsca i krajobrazy musiały zostać z różnych przyczyn zmienione, końcowy efekt i tak jest szokująco bliski pierwowzorowi. Nawet, jeśli nigdy nie zawitasz do prawdziwej Akihabary, to jej odpowiednik stworzony przez ludzi z Acquire powinien całkiem wiernie nakreślić ci w głowie jej obraz. Prawda, w trochę podkoloryzowany sposób, prawda, z przesadną ilością reklam innych gier studia, ale jednak! Fascynujące jest choćby to, że każda ze stu kilkudziesięciu ulotek, które możemy tu znaleźć, zachwala istniejący w rzeczywistości sklep.

To spory wkład pracy, dlatego tym bardziej boleję, że technicznie gra leży i kwiczy. Gdy tylko akcja się rozkręca, framerate potrafi spaść w okolice dziesięciu klatek na sekundę. Późne, trwające czasem nawet kilkanaście sekund pojawianie się postaci po załadowaniu lokacji straszliwie drażni i spowalnia rozgrywkę – zwłaszcza, że loadingi są tu bardzo częste i długie. To nie otwarty świat w stylu Rockstara. Lokacje są małe, zdarza się, że przejście kilkunastu metrów wymaga dwóch ekranów ładowania. Niby dostępna od samego początku funkcja szybkiej podróży łagodzi tego typu bolączki, ale rzadko czułem, że te wszystkie pieczołowicie odtworzone lokacje łączą się w jedną, spójną całość. Klasyczny przykład programistów nienadążających za projektantami. Szkoda!

Żal też, że fabuła nie powala. Nasz bohater zostaje wplątany w spisek wampiropodobnych stworzeń żerujących na fanach gier i anime, czyli Synthisterów. Sam zmieniony w jednego z nich, gorączkowo usiłuje znaleźć sposób na odzyskanie człowieczeństwa i wykurzenie potworów z Akihabary. Zrobi to przy pomocy grupy otaku o dumnej nazwie Akiba Freedom Fighters – drużyny, która z czasem wciela w swe szeregi cztery mniej lub bardziej urocze dziewczęta. Od tego, której będziesz najbardziej słodził w przerwach między powtarzalnymi misjami, będzie zależało, na czyjej ścieżce zakończy się gra. Bo jak można się spodziewać, każda z panien z jakichś absurdalnych powodów zakocha się w naszym niezbyt bystrym, niezbyt przystojnym i niezbyt normalnie się zachowującym bohaterze. Do granic absurdu sięga to w momencie, w którym jedna z dostępnych ścieżek rzuca nam w ramiona genialną, starszą o dziesięć lat, superseksowną szefową koncernu farmaceutycznego – tego i pisarczykowie z BioWare nie wymyśliliby nawet po pijanemu. Cóż, załóżmy, że to nasz gust w chińskich bajkach tak ją zachwycił!

Dobrze chociaż, że lokalizacja ratuje postać rzeczy – panowie i panie z XSEED dołożyli wszelkich starań, by nietypowy żargon spędzających pół życia w internecie japońskich otaku przełożyć na grunt znany anglojęzycznej widowni. Mamy więc tu serwis społecznościowy, na którym posty wyglądają dokładnie tak, jak na portalach typu 4chan. Są też linie dialogowe kpiące sobie z fabularnych absurdów, arena walk, na której wojownicy noszą pseudonimy pokroju „Nietroskliwe Misie”, czy dowcipne opisy przedmiotów w stylu Simsów. Jeśli coś ratuje tę pełną klisz historyjkę, to właśnie to tłumaczenie.

No, ale nawet najlepszy tłumacz nie poprawi systemu walki – a i ten nie lśni tu szczególnie. Jego założenia nie są złe – ty masz trzy typy ciuchów, wrogowie mają trzy typy ciuchów, ściągnij im nakrycie głowy, koszulę i spodnie, zanim oni zrobią to tobie. Mamy więc trzy przyciski, którymi atakujemy poszczególne części ciała, i klawisz bloku, który pozwala nam uniknąć prawie wszystkich ciosów wroga (a nawet je skontrować). Jest to przez krótki czas satysfakcjonujące, choćby dzięki miłym uchu dźwiękom targanej tkaniny czy ogromnych cyferek z obrażeniami. Niestety, na dłuższą metę walka męczy.

Pomijam już elementy RPGowe, z którymi zawsze mam w grach akcji duży problem (dajcie walczyć mi, nie postaci!). Problemy zasadnicze są dwa: marne bronie i przesadzone bloki. Przez dwie trzecie Akiba’s Trip polegałem na beznadziejnym uzbrojeniu – rękawiczkach, znakach drogowych, monitorach. Nawet ulepszanie ich statystyk nie pomagało, po prostu ich animacje ataku były frustrujące (za mała prędkość, za mały zasięg), próby trafienia nimi w cokolwiek męczyły. Dopiero zdobyta pod koniec drugiego z trzech rozdziałów broń znaleziona przy bossie okazała się być skuteczna w kwestii dosięgania wrogów…

…którzy i tak potrafili uniknąć w razie potrzeby prawie każdego ataku! Momentami czułem się, jakbym grał w Batman: Arkham Asylum – tylko że nie jako Bruce Wayne, a jako bezsilny bandzior (choć zapewniam, że gra jest raczej prosta). Zamiast dominować – modliłem się, żeby mój cios nie wywołał uniku, lub (nie daj Boże!) bolesnej kontry. Ba, czasem miałem problemy z trafieniem lub złapaniem za fraki Synthistera, który się nie blokował – po prostu był schylony w trakcie jakiejś animacji, więc namierzana część jego ciała była w danym momencie nietykalna. Całe New Game+ postanowiłem zaliczyć, jak to się mówi, „na chama” – wykorzystując jeden przesadnie silny atak o nieprzerywalnej animacji (kręciołek bijący po nakryciu głowy i koszuli), ora licząc na to, że moja uzbrojona w specjalną broń partnerka zdominuje resztę wrogów (dałem jej ulepszoną na maksa ostateczną broń, przez co miała z jakichś przyczyn kilka razy wyższe obrażenia niż ja – często kilkoma cięciami rozrywała ciuchy, zanim miałem okazję je zerwać ze swoich ofiar). Nie był to ciekawy styl walki, ale niestety taką rozgrywkę promuje system Akiba’s Trip.

I smutno mi z tego powodu, bo otoczka starć, czyli możliwości kustomizacji, są tutaj wprost olśniewające. Można dostosowywać nie tylko ciuchy (których jest cała masa, w końcu zrywamy je z wrogów), ale i animacje poruszania się, typy finisherów, głosy, czy mnóstwo bonusowych ficzerów związanych z New Game+. Po pierwszym przejściu gry modele postaci można dostosować zgodnie ze swoją ułańską fantazją – jeśli chcesz zobaczyć, jak Akiba’s Trip wyglądałoby jako romans gigantycznych dziadeczków odzianych w kuse, różowe sukienki, droga wolna. Fani przebieranek i modyfikowania postaci będą zachwyceni.

Z jednej strony – cuda wirtualnej Akiby, doskonała lokalizacja i kustomizacja. Z drugiej – koszmarna strona techniczna gry, durna fabuła do bólu słodząca typowemu otaku, i beznadziejne misje sprowadzające się zawsze do oklepania komuś maski przy użyciu dosyć marnego systemu walki. Jeśli nie stać cię na bilet do mekki fanów anime, a okropnie mocno marzysz o podróży do niej – nazwa Akiba’s Trip sama powinna być dla ciebie wystarczającą zachętą. Niemniej podróżnikom, którym sama wirtualna Akihabara nie wystarczy do dobrej zabawy, stanowczo odradzam taką wycieczkę.

 

Ocena: 3/6

Plusy:
- Akihabara prawie jak żywa
- świetna lokalizacja
- możliwości kustomizacji

Minusy:
- technicznie jest żenująco
- oklepana fabuła
- nudne projekty misji
- słaby system walki 


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze