50
7.03.2014, 18:00Lektura na 3 minuty

[Weekend] Jak nie współpracować z Ekszynem

Jako założyciel krakowskiej filii CD-Action nie mam w zanadrzu anegdot o tym, jak to Mac Abra zastrzelił praktykanta podczas deadline’u, a Allor ogarnął screeny. Ba – byłem w redakcji ze cztery razy w życiu, z czego raz wbiłem na kawę, bo znajoma nie miała na mieszkaniu. Chcę się natomiast podzielić z wami garstką historii o naszej współpracy, których nie wspominam za wesoło.


Mateusz Witczak

Jako że wiązały się one zazwyczaj z rozmaitymi debiutami, pozwólcie że zacznę od tego, jak zaczęła się moja przygoda z pismem. A zaczęła się w sposób bardzo brzydki.

Pierwszy tekst w CD-Action
W roku pańskim 2005 przygarnął mnie nieistniejący już konkurencyjny miesięcznik. „Przygarnął” to zresztą dobre słowo – naczelny w ciągu naszej krótkiej współpracy wypisał przy korekcie moich tekstów niejeden czerwony długopis, za co niestety odpłaciłem mu strasznym gówniarstwem. Kiedy już poczułem się szesnastoletnim królem publicystyki, co to niejeden raz na papierze lądował (to nawet prawda: jakieś trzy razy), wpadłem na absolutnie rewelacyjny pomysł: napiszę coś dla konkurencji.

Zresztą w ogóle nie błysnąłem wtedy intelektem – mój actionowy debiut co prawda wycyzelowałem na ile umiałem, ale nie wpadłem nawet na to, żeby zmienić na okoliczność zdrady pseudonim (bo przecież z takim trudem na niego zapracowałem…). Magazyn, ku mojej ogromnej radości, opublikował mi zapowiedź, nawet jakimś groszem sypnął, a ja dowiedziałem się, jak działa internet. Bo w 2006 już działał, stąd na jednym z forów, gdzie rezydowali pracownicy obu pism, jakiś spostrzegawczy czytelnik mnie zdekonspirował. Dostałem dwa maile: Smuggler pogroził palcem, że w jednym sezonie nie gra się jednocześnie w dwóch drużynach i zasugerował, że pora na męską decyzję. Decyzję, którą trochę ułatwiła mi redakcja konkurencji, kończąc naszą krótką współpracę. Swoją drogą znalazłem ostatnio tego maila w archiwum – każdemu życzę, żeby był wyrzucany tak grzecznie i po ludzku. 

Pierwszy raz w redakcji
Bycie stałym współpracownikiem zapewnia luksus bardzo rzadkiego pojawiania się na wrocławskim rynku, co zresztą skwapliwie wykorzystywałem przez lata. Dość powiedzieć, że pierwszy raz zobaczyłem „w realu” MQca, CormaCa, Krigore’a i całą resztę ferajny… przed Gamescomem 2012. Wtedy też dowiedziałem się, żeby przenigdy nie brać jedzenia od nieznajomych. Wchodzę, w mojej głowie rozgrywa się coś w rodzaju wojny punickiej połączonej z wybuchem supernowy, a MQc wręcza mi powitalnego cukierka.

Coś jest nie tak – wszyscy milkną i patrzą na mnie jakbym miał zaraz kojfnąć. Okazało się, że łakocie przywiózł z dalekiej Azji, w której lubują się w dziwacznych smakach. Smakowało to więc jak tranowo-ośmiorniczo-Bóg-wie-co. Żeby zabić ten smak, Gregu zaoferował się, że poczęstuje mnie… wędzonym dorszem. Na deser dostałem ciastko o konsystencji żelbetonu. Przy kolejnej wizycie miałem już swoje żarcie.

Pierwszy wyjazd zagraniczny
Historia moich wyjazdów zagranicznych to pasmo porażek, przez które chłopaki nadali mi zresztą ksywę Monkin. Musicie bowiem wiedzieć, że dotychczas gdy coś mogło się schrzanić podczas podróży, wiadomym było, że przydarzy się to właśnie Monkowi, ale dzielnie przejąłem pałeczkę. W Londynie zostałem zatrzymany przez ochronę lotniska Heathrow, której to przez bite pół godziny tłumaczyłem, że mój dowód osobisty nie jest kradziony i że naprawdę muszę się na chwilę w Albionie pokazać (pomogło bardzo plastyczne zwizualizowanie tego, co zrobi mi naczelny, jeżeli wrócę do Polski bez tekstu).

Dobra, udało się. Kolejny problem: brak taksówki. Dzwonię do PR-Owcy, ale z racji tego, że samolot spóźnił się godzinę, a ja przez dwa kwadranse tłumaczyłem się z „kradzionego” dowodu – wybiła pierwsza w nocy i kobieta przycięła komara. Po szybkim ogarnięciu mapy wpadam na pomysł złapania busa. Miły pan kierowca obiecał mnie nawet obudzić na mojej stacji, ale najwidoczniej zapomniał. Doczłapałem w końcu do hotelu, ale jako człowiek nieobyty nie przewidziałem jednego: kaucji. Ta zaś wynosiła pięćdziesiąt funciaków, wszystkie pieniądze świata! Trzeba było improwizować. I wiecie co? Chyba faktycznie jest we mnie dużo Krakowa, bo udało się wytargować do piątki.    


Redaktor
Mateusz Witczak

Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.

Profil
Wpisów3462

Obserwujących20

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze