[Weekend] Shin Megami Tensei ? z czym to się je?
Święta to idealny moment, żeby sięgnąć głębiej w siebie, dotknąć swojego ja i zacząć przyjaźnić się z bandami demonów. Niekoniecznie w Personie. Zacznę od siebie: jest pewna rzecz, którą robiłem świadomie. Kiedy tylko mogłem, zawyżałem oceny Personie 3, chociaż uważam, że poza wersją na PSP żadna edycja tej gry nie była specjalnie wybitna. Robiłem to z premedytacją.
Persona 3, podobnie jak Ikaruga, to gra idealna na początkowe zderzenie się z gatunkiem, który oba tytuły reprezentują. Fani poprzedników słusznie narzekali na jej uproszczenia, spłycone postaci i system, tak jak fani shmupów narzekali na przerost formy na treścią w Ikarudze. Nic dziwnego – Persona 2 była mieszanką poezji, analizą dorastania, odwołującą się do wielu koncepcji psychologicznych i na dodatek nie udawała głębszej niż była. Z drugiej strony Persona 3 zaskoczyła swoją stylistyką, głębią warstwy artystycznej i muzyką, świetnie wkupując się w łaski ludzi, którzy kojarzyli gatunek jRPG jedynie z ubóstwianiem Final Fantasy. Sam pamiętam tych wszystkich nastolatków wypisujących do wszelakich redakcji listy o tym jak Final Fantasy jest ich życiem i jak gotowi są zrobić wszystko, by pracować dla Square.
Taka gra jak Persona 3 jest idealna dla nich. Może sprzedać im – za przeproszeniem – buta na twarz, uświadamiając, że dobre produkcje są wszędzie i pomóc im trzeźwieć z niezdrowej fascynacji grafomanią. Albo wejść w tak zwane Megateny głębiej.
Złam mi demona, mamo
Koncepcja Megami Tensei wyprzedza Pokemony o parę dobrych lat. Także tutaj łapiemy potwory/demony, które mają nam pomagać w walkach. Różnica polega na tym, że po pierwsze nasz awatar również uczestniczy w walkach, a po drugie stylistyka jest zupełnie odmienna od tego, co prezentują radosne tytuły wydawane przez Nintendo.
Tutaj zaczynają się lekkie schody. Megami Tensei pojawiły się na Famicomie, jeszcze pod banderą Namco. Shin Megami Tensei stało się miejscem odrodzenia serii, już pod skrzydłami Atlusa. Poza głównymi odsłonami Shin Megami Tensei i ich spin-offami, istnieją również podserie toczące się w tym uniwersum. Takie jak Persona, Devil Survivor czy Devil Summoner, którym zdarza się miewać też własne podserie. Pojawiają się również tytuły nawiązującę – jak Catherine, ale oficjalnie nie będące częścią wielkiej serii. To tak w skrócie i żeby za bardzo nie mieszać.
Bo samo SMT to już ogromna mieszanka motywów z mitologii i religii całego świata, multi-uniwersum, gdzie spierają się ze sobą siły Neutralne, Praworządne oraz Chaotyczne. Chociaż może wydawać się, że to kolejny z „syndromów Evangeliona” to kreowanie Boga na coś nie do końca dobrego jest raczej wynikiem innego postrzegania spraw religii.
Jak pisał Jeremy Parish – Chaos jest związany z indywidualizmem, podczas gdy Praworządność z kolektywem i poświęceniem siebie dla idei, oddaniem kontroli. W społeczeństwie MTV wiadomo, że nikt nam przecież nie będzie rozkazywał, nie? Za to u Japończyków kolektyw jest zrozumiały i popularny jako najlepsza forma przetrwania. Seria wydaje się jednak wielokrotnie nam wskazywać, że najlepszą ścieżką jest ścieżka neutralna, związana z człowieczeństwem. Ani kosmopolityzm, ani nacjonalizm, ani kolektyw, ani tym bardziej skrajny indywidualizm, nie są ludzkie, typowe dla naszej rasy i potrzebne. I co najważniejsze, wszystkie te rozkminy etyczno-filozoficzne mają przełożenie na fabułę oraz system produkcji Atlusa.
Shin Megami Tensei jako seria powinna zainteresować fanów RPG ponieważ:
Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz w serii: zmiana. Obok The King of Fighters nie ma w moim przekonaniu ciekawszej prezentacji zmiany trendów w modzie, sprzedaży, designie jeżeli chodzi o gry. Podczas, gdy pierwsze odsłony serii – w tym ma się rozumieć Persona – to skąpane w stylistyce mrocznego anime historie odwołujące się do religii, technologii i rzeczywistości, później następuje mocna zmiana środka ciężkości.
Seria nie tylko jest coraz bardziej „lekka i przyjemna”. Porusza więcej motywów związanych z tu i teraz, mniej stawiając na strach przed technologią. Chociaż zawsze ważną rolę w niej odgrywały „urban legends” to kiedyś był to zabójca psychopata, a teraz jest to turniej tańca. Kiedyś – wiele poważnych, dziwnych postaci. Teraz – galerie klisz z anime na wysokim poziomie. Różnica jest generalnie taka, że „starzy megateniści” często czytają Nieztchego i rozmyślają o tym jak niesamowitymi bytami są, podczas gdy nowi krzyczą głośno, że social linki są lepsze niż prawdziwe randki. Najlepiej podejść do tego z dystansem i czerpać z obu źródeł – bo w obu są świetne oraz kiepskie gry.
Dungeon Crawler po chińsku
Odtrutką na całe zło płynące z gier jest więcej gier. Zmęczenie branżą najlepiej wyleczyć czymś dobrym. Cichą perełką. Nie kolejnym AAA, klasykiem (czyli AAA sprzed lat) lub indykiem.
Shin Megami Tensei jako seria przez lata starała się robić rzeczy po swojemu. W zasadzie to najbardziej – obok Etrian Odyssey – udany dungeon crawler z Japonii, seria zakochana wręcz w naszej kulturze i kawał dobrych historii. Atlus nie bał się eksperymentów – w czasach silnej cenzury Nintendo wrzucali do swoich gier kanibalizm, morderstwa i satanizm, lawirując mocno z wydawaniem tytułów na rynku „family friendly”. Poruszyli koncept Chaosu i Praworządności w sposób dla zachodniego odbiorcy odrobinę obcy i zadziwiający. I naprodukowali nam sporo świetnych gier.
Shin Megami Tensei to ogromna seria, która ma do zaoferowania coś dla prawie każdego fana szeroko pojętych elektronicznych RPG-ów. Banałem jest pisać, że nie ma najlepszej gry z tego uniwersum. Banałem jest również pisać, że nie zawsze to co piękne i przyjemne jest najlepsze. Jeżeli jednak lubicie gry inne to warto zapoznać się z dylogią Persona 2, spróbować Persony 4, znaleźć czas na Shin Megami Tensei 1-3, czy Devil Survivora. Jeżeli chcecie zobaczyć szaloną grę logiczną sprawdźcie Catherine, a fani bijatyk 2D powinny łapać za Persona 4: Arena. Atlus stworzył rzecz bardzo odważną, bardzo wizjonerską i odrobinę zbyt ambitną na dzisiejsze czasy. Wciąż świeżą.