15
22.11.2013, 19:50Lektura na 6 minut

[Weekend] To sprint, nie maraton ? czyli jak przegrać wyścig konsol

Już od kilku miesięcy wyczekujemy niecierpliwie nowej generacji. Można by spytać – czy nie byłoby ciekawiej, gdyby Microsoft wypuścił swoją konsolę już na E3? Kilka miesięcy przewagi, korzyść dla nas i ogromny cios dla Sony! Co mogłoby pójść nie tak? Odpowiedź brzmi – wszystko. Przyjrzyjmy się historii konsoli, która próbowała pokonać w ten sposób PlayStation.


Cross

Zanim jeszcze poznaliśmy daty premier Xboksa One i PlayStation 4, fanboje odpowiedzialnych za nie firm trzymali kciuki, by to wybrana przez nich konsola pojawiła się na rynku jako pierwsza. Argumentacja była taka, że ten, kto wcześniej wprowadzi nową generację pod strzechy, znajdzie sojuszników w postaci żądnych nowości i bardzo niecierpliwych graczy. Wielu jednak nie wie, że sytuacja, w której jesienna premiera Playstation zostaje wyprzedzona o kilka miesięcy przez poważnego konkurenta miała już miejsce.

Pod koniec 1994 roku miały miejsce japońskie premiery Segi Saturn oraz Sony PlayStation. Saturn odniósł sukces po części dzięki skutecznej kampanii reklamowej z uwielbianym przez fanów „niebieskich” do dziś Segatą Sanshiro – niezwykle męskim karateką, który podróżuje po Kraju Kwitnącej Wiśni szukając przygód i ludzi, którzy jeszcze nie usłyszeli dobrej nowiny o nowej konsoli. Często głosi ją przy użyciu filozofii pięści. Sami spójrzcie na film poniżej – czy nie chcecie ruszyć do sklepów i samemu kupić sobie Saturna?

Ostrzeżenie: tłumaczenie może być poprawne. Ale nie musi.

Potężny Segata wspierany przez skromny, ale kuszący zestaw gier (z których najważniejszymi były porty Mysta i Virtua Fighter) odniósł zwycięstwo – pierwszego dnia w Japonii sprzedało się 170,000 egzemplarzy Saturna, a Sony stanęło przed nie lada wyzwaniem. PlayStation kusiło mocą, ale nie miało estymy, jaką cieszyli się twórcy Sega Mega Drive. Powoli odchodząca do lamusa maszyna zdobyła szturmem Europę, o którą popularne na innych rynkach Nintendo specjalnie się nie starało, a także oczarowała Amerykę agresywnym marketingiem i dobrym doborem developerów third-party. O ironio, Mega Drive nigdy nie odniosło sukcesu w Japonii – na szczęście dobry start Saturna w rodzimym kraju zwiastował, że tym razem mogła szykować się dominacja na skalę światową. Następnym krokiem dla Sony i Segi były Stany Zjednoczone.

Japońscy giganci szybko ogłosili daty, na jakie zaplanowali amerykańskie premiery. Szef Sega of America, Tom Kalinske obwieścił, że 2 września 1995 nastąpi saturnowa sobota, czyli „Saturnday”. Sony Computer Entertainment zareagowało, rezerwując na wydanie w USA PlayStation kolejną sobotę, czyli 9 września. Wieści szybko się rozeszły. Ani gracze, ani Sony nie wiedzieli jednak, że „Saturnday” to zmyłka. 11 maja, na pierwszej konferencji E3 w historii, Tom Kalinske po raz kolejny zaprezentował nadchodzącą konsolę… a swoją mowę skończył obwieszczając, że Saturna można już kupić w czterech sieciach sklepowych na terenie Stanów. Cena – czterysta dolarów.

Fan Segi, który tego dnia odwiedził Babbage's, Electronics Boutique, Software Etc. lub Toys "R" Us był zszokowany. Na ich półkach znaleźć mógł nie tylko upragnioną konsolę, ale także bijatykę Virtua Fighter, zapierający dech w piersiach rail shooter Panzer Dragoon czy ścigałkę Daytona USA – tytuły, które do dziś cieszą się kultem, oraz trzy inne gry, o których czas zapomniał (Clockwork Night, Sega Worldwide Soccer oraz Bug!).

Zaprojektowana przez Moebiusa okładka Panzer Dragoon. Co ciekawe, duchowy następca gry stworzone przez to samego studio, czyli Crimson Dragon, dostępny będzie na starcie Xbox One.

To tak, jakby Święty Mikołaj przyniósł prezenty pół roku wcześniej… tyle, że przyniósł ich za mało. Levi Buchanan wspomina na portalu IGN, że 11 maja 1995 pracował w Software Etc., a niespodziewane pojawienie się w jego rękach paczki z Saturnami spowodowało u pracujących tam graczy czystą euforię. Żadna z konsol ostatecznie nie trafiła na miejsce przeznaczenia, czyli półki sklepowe. Pracownicy zapłacili za nie z własnej kieszeni, będąc przekonanymi, że i tak wkrótce Sega uzupełni im zapasy (w końcu gier przysłali im znacznie więcej, niż konsol). Mylili się. Mijały tygodnie, a do Daytony i Panzer Dragoona nie dołączały maszyny, które byłyby w stanie je uruchomić.

Po krótkiej euforii przyszedł czas na stawienie czoła rzeczywistości. Wszystkie sześć produkcji dostępnych na Saturna stworzonych zostało przez Segę – zachodni producenci third-party byli zaskoczeni nagłą premierą równie bardzo, co gracze. Ich jesienne plany wsparcia nowej konsoli zostały pokrzyżowane, a wielu z nich uznało, że japoński producent zdecydował się na monopol w celu sprzedania jak największej liczby swoich gier i zraziło się do niego. Nadchodząca maszyna od Sony stała się znacznie bardziej kusząca, zwłaszcza, że na niespodziankę firma zareagowała prostym i genialnym posunięciem. Zatem wasza konsola kosztuje czterysta dolarów? Tak się składa, że nasza tylko trzysta. Ma też przyjaźniejszą programistom architekturę i łatwiejszy w osiągnięciu trójwymiar. Szach i mat.

Podobnie gorzkie odczucia, co developerzy miały sieci handlowe, które nie otrzymały swoich Saturnów. Jedna z nich – KB Toys – zdecydowała się nawet na bojkot Segi. Szybko pozbyli się ze swoich działów z grami wszystkiego, co związane z Segą i zastępując ich produkty tymi tworzonymi przez Nintendo i Sony. Następstwa utraty zaufania tej firmy „niebiescy” czuli jeszcze długo, bo nawet po premierze Dreamcasta. Sytuacji nie pomógł znacznie bardziej ograniczony i stonowany marketing (w końcu wielu ludzi zaplanowało zakup na wrzesień i wieści o wydarzeniach z E3 albo do nich nie dotarły, albo nawet zdenerwowały) oraz słaby line-up. Konsola rozpaczliwie potrzebowała więcej system sellerów, ale Sega podchodziła do wyboru zachodnich wydań bardzo konserwatywnie. Pokazuje to podejście firmy do Sakura Wars – Sega of America sądziło, że zachodnich graczy nie będą interesowały czasochłonne jRPG i nie zdecydowało się na przełożenie gry na angielski. Dwa lata później ich poglądy zrewidować miało Final Fantasy VII.

Zapytany o Segę Saturn Bill Gates odpowiedział “nasz twórca gier woli konsolę Sony”.

Porażka Segi była zupełna. Do premiery PlayStation sprzedali w Stanach Zjednoczonych tylko 80,000 Saturnów. Pobicie tego wyniku zajęło konsoli Sony zaledwie parę dni.

Jaki z tego morał? Niezbyt odkrywczy, prosty, wyjęty prosto z bajki Ezopa o żółwiu i króliku. Wyścigu konsol nie wygra ten, kto wszystko stawia na mocny start, a ten, kto prze do przodu konsekwentnie – tak było, jest i będzie. Saturnowi nic nie dały solidne tytuły startowe i znacznie wcześniejsza premiera. Sony zapewniło sobie nad nimi prowadzenie przez przemyślaną, długotrwałą strategię. Czy po niekoniecznie oszałamiających wynikach sprzedaży PS3 zrewidowali swoją taktykę i znowu przygotowali się solidnie? Czas pokaże. Tymczasem czekamy na 29 listopada, kiedy to z kilkumiesięczną przewagą nad Xbox One pojawi się w Polsce Playstation 4. Co prawda – jak pokazuje powyższa opowieść – nie gwarantuje to zwycięstwa, ale na pewno w nim nie przeszkodzi.


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze