59
10.11.2013, 09:00Lektura na 6 minut

[Weekend] O "podległym" internecie Korei Północnej

Choć internetowa netykieta to coś, o czym większość z nas nigdy nie słyszała, a bezduszny trolling nigdy nie był tak popularny, jak obecnie, większość internautów wciąż szanuje jedno, potężne sacrum. Wolności słowa w sieci nikomu, pod żadnym pozorem nie wolno naruszać.


Sab

Marsz anty-ACTA w moim mieście wstrzymał linię tramwajową, rozjuszeni przeciwnicy Sokołowa wymusili na firmie wycofanie pozwu przeciw Ogińskiemu. I tak dalej. Większość nie kłóci się dla ideałów, tylko broni swojego prawa do narzekania, obsmarowywania i hejterstwa, ale mniejsza z tym – internet to miejsce, o które niezależnie od powodów należy dbać. Jeśli popuścimy, nasz piękny zapychacz czasu, źródło różnej jakości wiedzy i centrum rozrywki może zmienić się w cyrk pełen niedopowiedzeń i absurdów...

Cyrk taki, jak Korea Północna.

Bo podczas gdy 15 z 16 najlepszych graczy Starcrafta na świecie pochodzi z Korei Południowej, niedaleko na północ rzadko kto wie, że Cookie Clicker to najciekawszy sposób spędzania wolnego czasu, na eBayu kupuje się taniej niż w lokalnym supermarkecie, a z gierek w stylu League of Legends da radę zarobić na życie.

Internet na wagę złota
Przewodowo czy bezprzewodowo, większa część świata dawno już leży w objęciach internetu – w różnej postaci i po różnej cenie surfować można w Nigerii, Maroko, czy na Ukrainie. Jednocześnie do dziś wciąż istnieje kilka sporych "dziur", w których połączyć się z siecią po prostu nie da.

Każdy kontynent, państwo i provider internetu dostają do dyspozycji pulę adresów IP, którą mogą wykorzystać. Dla przykładu, polscy dostawcy są w posiadaniu prawie 19 milionów takich adresów - jeden prawdopodobnie jest przypisany do kabla wystającego z twojej ściany, albo przynajmniej ściany twojego providera. W tym samym czasie Korea Północna ma zarejestrowane całe... 1024 publiczne IP.

Więcej nie potrzebuje. Z internetu korzysta Najwyższy Przywódca Korei Północnej Kim Jong Un i niewielka grupa zaufanych ludzi. Część adresów jest też przeznaczonych dla serwerów kilkunastu koreańskich portali: reklamowych (ciekawostka: layout tej strony kosztował 15 dolarów), informacyjnych czy sportowych - budujących obraz gościnności dla obcokrajowców, w większości jednak stanowiących kulejącą rozsiewnię propagandy skierowanej do południowych sąsiadów.

Alternatywą dla większości mieszkańców Korei pozostaje „intranet“.

Koreański Matrix
Jeżeli korzystaliście kiedykolwiek z intranetu, to prawdopodobnie na terenie większej uczelni lub firmy – to taki zamknięty kawałek sieci, oferujący własne portale, konta pocztowe, komunikatory, fora i tak dalej. Urządzenie podłączone do intranetu komunikować się może jedynie z usługami, które działają w jego obrębie.

Korea Północna w całości objęta jest tego typu siecią. W większych miastach, prestiżowych uniwersytetach i placówkach co ważniejszych organizacji Koreańczycy odpalają komputery wyposażone w zgodny z właściwymi wartościami politycznymi system Red Star, po czym poprzez intranet Kwangmyong (kor. "Światło") uzyskują dostęp do świata pełnego luksusów: informacji politycznych, naukowych, kulturowych, magicznej poczty email i wypełnionych ebookami, elektronicznych bibliotek.

korea_bzh9i.png

"System operacyjny Red Star oferuje rozrywkę najwyższej jakości"

Jeżeli Koreańczyk jakimś cudem zapomni, jak nazywa się jego Najwyższy Przywódca, intranet przyjdzie z pomocą - wyróżnione powiększoną czcionką "Kim Jong Un" pojawia się na każdym portalu, oczywiście w towarzystwie najróżniejszych zdjęć. Na forach internetowych, chatach i stronach z nowinkami próżno szukać czegokolwiek, co nie powoływałoby się w ten czy inny sposób na wodza.

Bo gdyby ktokolwiek spróbował, natychmiast poniósłby tego konsekwencje. Straszliwe. Według doniesień Reporters Without Borders, francuskiej organizacji non-profit promującej wolność słowa w sieci, niektórych z koreańskich dziennikarzy zesłano na "rewolucjonizujące" obozy z powodu... literówki w artykule. Ba, ta sama organizacja uznała Koreę Północną za drugą z najgroźniejszych "czarnych dziur" internetu, zaraz po Erytrei. Ranking RWB opiera się o nasilenie przemocy, jaką stosuje się w krajach całego świata wobec dziennikarzy.

Co najciekawsze: to nie tak, że obywatele Korei Północnej muszą się przed czymś wstrzymywać. Dla większości życie "u boku" tego czy innego wodza jest na porządku dziennym i nie mają problemów z zaakceptowaniem jego obecności i w gazecie, i w radiu, i w internecie. Przywódcy dyktowali im, co i jak od ponad 6 dekad. Trochę jak słówko "Bóg" - czy kogokolwiek wierzącego dziwi, że przewija się na wszystkich portalach proreligijnych?


Redaktor
Sab
Wpisów8

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze