27
30.08.2013, 15:05Lektura na 7 minut

"Chcemy się rozwijać, a nie robić jeden wielki turniej" - wywiad z Dustinem Beckiem, szefem e-sportu League of Legends

Przez ostatni rok sporo działo się w League of Legends. Rosnąca popularność transmisji, atrakcyjność dla wielkich sponsorów czy starcie z Dotą 2 to tylko niektóre aspekty tego, co mogliśmy obserwować. W centrum wydarzeń jest Dustin Beck, głównodowodzący e-sportem w Riot Games, który odpowiedział mi na kilka ważnych pytań o teraźniejszość i przyszłość.


Adam „Adzior” Saczko

Jak widzisz krajobraz po zmianie systemu ligowego? Patrząc na dobre i złe opinie – których niestety też musicie słuchać – była to dobra decyzja?

Ogólnie rzecz ujmując, LCS spotkał się z doskonałym odbiorem fanów. Oglądają nasze transmisje i głośno o nich mówią, regularnie goszczą na streamach – jest w tym pewna stałość. Co miesiąc lub co kilka miesięcy są organizowane turnieje, drużyny i gracze są coraz lepsi. Nawiązują się stosunki rywali – niektóre ekipy mają swoich ulubionych przeciwników, grając z nimi chętniej i częściej.

Jesteśmy więc zadowoleni. Wciąż jest trochę do zrobienia, jak choćby organizację superweeków, kiedy zawodnicy muszą trenować przed występami w kilku drużynach bez większych przerw. Wprowadzimy trochę zmian w czwartym sezonie, ale nie będą to zmiany fundamentalne.

Rozrastacie się w niezłym tempie, ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jaki kierunek dalszego rozwoju obierze wasz e-sport? Widzicie przed sobą cel, do którego wiedzie was daleka droga, czy stawiacie na ewolucję waszej działalności?

Jedno i drugie po trochu. Raczej chcemy stale ewoluować, dopracowując to, co dajemy widzom. Dlatego w czwartym sezonie chcemy poświęcić więcej uwagi meczom międzypaństwowym, które są już dobrze widoczne w Korei czy Chinach, w związku z czym częściej znajdą się w centrum zainteresowania. Damy fanom więcej okazji do cieszenia się tym widowiskiem.

Równocześnie chcemy stawiać śmiałe kroki naprzód i upewniać się, że dostarczamy treść najlepszej jakości. Tak, by wszystko – od małych poprawek typu "obraz w obrazie" po większe zmiany – wspólnie się rozwijało. Zajmujemy się wieloma niewielkimi kwestiami, ale tak samo poważniejszymi.

Ale póki co największy turniej e-sportowy nie odbył się waszym udziałem, ale waszego rywala – Doty 2. Czy czasem kierunkiem waszej drogi rozwoju nie jest pokonanie gry Valve?

Najważniejsze dla nas jest zadowolenie naszych fanów. Zgadzam się, że istnieje wiele innych dyscyplin e-sportowych, od których moglibyśmy się uczyć, ale naszym celem nie była organizacja jednego turnieju. Zamiast tego stworzyliśmy ekosystem wspierający organizację wielu regularnych, mniejszych turniejów w ciągu całego roku. Nasza pula nagród i rekompensat dla drużyn przebija osiem milionów dolarów, co sprawiło, że ich dyscyplina jest życiowym zawodem. I właśnie to jest naszym celem – kontynuacja tej fali wznoszącej, a nie pojedynczy turniej.

Jasne, tworzenie profesjonalnego e-sportu to świetna sprawa. Ale gdyby istniał równoległy wymiar, w którym ja bym był na twoim miejscu, cały czas kłułaby mnie świadomość brania odpowiedzialności za życie zawodników. To dla ciebie motywacja czy jednak czasem ciężar?

Mamy na tyle silną pozycję, że możemy wytyczać nowe szlaki e-sportu przez widownię naszych transmisji czy ich atrakcyjności dla sponsorów. Im bardziej będziemy o to dbać, tym szybciej te sfery będą się rozwijać. Myślę, że e-sport nie jest czymś odmiennym w porównaniu do tradycyjnych dyscyplin. Nadal powinniśmy skupiać się na jego innowacjach. To profesjonalne, życiowe kariery tych zawodników. Mogą rozwijać swoje kariery jako zawodnicy, analitycy czy komentatorzy, a my oferujemy im sprzyjające warunki. Zresztą, to wspaniałe, że nowe pokolenie może aspirować do zostania gwiazdami League of Legends. To nas napędza.

Dobrze, że wywołałeś ten temat, bo wywołaliście sporo szumu przepchnięciem w ustawodawstwie USA uznania e-sportu za oficjalną dyscyplinę sportową. Mógłbyś przedstawić w pigułce jak wyglądały wasze starania, na jakie trudności natrafiliście i co wprowadzone zmiany – dokładnie, na papierze – oznaczają dla zawodników?

Rok temu nie moglibyśmy przeprowadzić takich zmian z rządem USA. Sukces LCS, jego spójna struktura i inwestycje w ligę przeważyły szalę i uruchomiły biurokratyczną machinę, mającą uznać nasze turnieje za sport, w związku z którym zawodnicy będą mogli budować swoje kariery zawodowe. To był proces związany z informowaniem i edukacją, by dać odpowiednim ludziom obraz tego, czym to wszystko jest i jaką skalę zyskało.

Napotkaliście wielu ludzi twardych, jak beton?

Nikt się temu mocno nie sprzeciwiał, bardziej chodziło właśnie o informację. Ludzie nie mieli pojęcia, o czym mówimy. Kiedy mówiliśmy o e-sporcie, spotykały nas puste spojrzenia i brak zrozumienia. Ale wraz z analizą twardych danych, obserwacją transmisji i stojących za nim struktur, sprawa potoczyła się naprawdę szybko. Cała procedura zajęła mniej więcej pół roku.

Pełniliście bardziej rolę aktywnych konsultantów, czy zapraszano was do małych, zamkniętych pomieszczeń, gdzie podejmowano wiążące decyzje?

Było sporo papierkowej roboty i polegania na radcach prawnych specjalizujących się w kwestiach imigracji. Oczywiście, wielu członków naszego zespołu także było w to zaangażowanych.

Jaka jest korzyść nowych rozwiązań?

Każdy, kto przyjeżdżał do USA, by grać w turnieju League of Legends, był indywidualnie rozpatrywany pod kątem wizy, gdzie musiał udowadniać, że nie przyjeżdża tylko dla siebie. Najbardziej poszkodowani byli Kanadyjczycy, którzy licznie zasilają amerykańskie zespoły. Za każdym razem musieli przechodzić na granicy przez imigracyjne procedury. Teraz proces jest ujednolicony dla każdego, kto chce przyjechać i profesjonalnie grać. LCS także został uznany oficjalnie i znalazł się w tej samej kategorii, co ligi MLB i NFL.

Widzisz postęp wśród opinii publicznej w kwestii zrozumienia, że e-sport to dochodowa profesja, czy dalej spotykasz się z dziecinnymi porównaniami?

Sądzę, że e-sport dalej jest stosunkowo mało znany mass mediom, jest ciągle niszowy. Z tym, że mówię "niszowy", bo nie mogę znaleźć lepszego słowa…

Miliony dolarów w obiegu, stadiony widzów oglądające mecze!

To wielkie liczby, więc może lepiej mówmy o undergroundowym rynku. Ale jest coraz lepiej, między innymi dzięki naszym inicjatywom. Wynajęliśmy Staples Center [bilety na tamtejszy finał poszły w ciągu godziny – przyp. Adzior] czy podpisaliśmy umowę sponsorską z American Express. Zjawisko dojrzewa, ale nie to jest naszym głównym celem. Numerem jeden pozostają fani.

A fan fanowi nierówny. Nie wszyscy są świadomi, że e-sport w Europie, Stanach i Azji ma zupełnie różną specyfikę pod wieloma względami. Patrząc z twojej strony – jakie różnice najbardziej rzucają ci się w oczy?

Najbardziej zaawansowanym środowiskiem e-sportowym dysponuje oczywiście Korea – drużyny mają wielu trenerów, skautów, analityków opracowujących różne strategie. Taki poziom zaawansowania struktur jeszcze nie istnieje w Europie czy Ameryce. Te regiony przyspieszają, z tym że w Korei e-sport ma tak silną rangę od wielu, wielu lat, pozwalając szkoleniowcom zarabiać więcej, niż ich zawodnicy. Jeśli chodzi o umiejętności samych graczy, to nie widzę wielkich różnic.

Na waszych czatach można jednak wyczytać wiele opinii, że Stany są najmłodszą siostrzyczką, najbardziej wątłą z trzech głównych gałęzi e-sportu.

To w pewnym sensie naturalne piętno, które przyznano USA. Nie sądzę, żeby było w pełni prawdziwe. Tegoroczne zawody gwiazd wyglądały obiecująco. Amerykanie walczyli z Koreańczykami w najbardziej zaciętym spotkaniu, pokonali Europejczyków. Nie zgodzę się więc ze stereotypem, choć domyślam się, że gracze z Europy chcą ukazać amerykańskich jako tych najgorszych. Doskonałym przykładem jest Cloud 9 – drużyna, która może nawiązać równą walkę z każdym zespołem na świecie. Moim zdaniem każda drużyna – niezależnie od regionu – powinna być w stanie zmierzyć się na równi z dowolnym przeciwnikiem.

Nasi gracze szczególnie dają się we znaki?

Polscy gracze są świetni, a fani jedni z najlepszych na świecie, czego przykładem był turniej w Katowicach. Tam było widać wasze poświęcenie zarówno w kierunku poszczególnych zawodników, jak i gry w ogóle. Spodek to z kolei jedna z najbardziej wzorcowych aren, które było mi dane odwiedzić.

Widzimy się w marcu?

Chyba tak, powinienem być, przynajmniej mocno się postaram [śmiech]. Ty też?

Jeśli po drodze nie nastąpi trzęsienie ziemi…

Wracając – był przecież też bardzo fajny event w Warszawie…

Wiem, byłem!

Widzisz więc, że mieliśmy w Polsce chyba więcej eventów na żywo, niż w innych państwach, co jest dowodem naszej sympatii dla polskich fanów.

Na koniec – komu kibicujesz w LCS?

Kibicuję wszystkim drużynom w LCS.


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze