101
27.06.2013, 08:25Lektura na 7 minut

[By the way] BioShock: Infinite

Przypatrywałem się waszym komentarzom na forum, kiedy linczowaliście Huta i Allora za ich opinie na temat BioShocka: Infinite. Przypatrywałem się i bardzo chciałem dołączyć do dyskusji, ale nie miałem czasu, by spędzić z tą grą kilkanaście godzin. Wreszcie udało mi się je znaleźć. UWAGA: TU BĘDĄ SPOILERY.


Berlin
bioshock-melee_175q2.jpg

Dlaczego BioShock: Infinite jest strzelaniną. Dlaczego przez pierwszą godzinę, może dwie, chodziłem spokojnie po Columbii i podziwiałem przygotowane przez Irrational miejscówki, żeby przez resztę czasu mordować wszystko, co mi się nawinie pod celownik.

To nie jest pytanie. Raczej smutne westchnięcie, bo odpowiedź jest banalna. Pozwólcie jednak na mały suspens i krótkie wprowadzenie.

Od kliknięcia „exit game” po napisach końcowych do teraz nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na jedno podstawowe pytanie: o czym ta gra tak właściwie była? Czy chodziło o opętanego dyktatora, który doprowadził do zniszczenia potencjalnej utopii? Czy może o to, że utopia po prostu nie ma prawa funkcjonować? Czy też raczej właśnie może funkcjonować, ale jakim – albo czyim – kosztem? Czy chodziło o przedstawienie nowoczesnego konserwatyzmu za pomocą starych symboli, czy może o refleksję nad konsekwencjami dowolnej rewolucji? O zmywanie grzechu i godzenie się z przeszłością? O światy równoległe i niemożliwość zmienienia czegokolwiek? O próbę prowadzenia godnego życia po dokonaniu czegoś strasznego? Mógłbym wymieniać tak przez najbliższą godzinę, bo Levine i spółka wpakowali do Infinite tyle motywów, o które można by się zaczepić, że w żaden sposób – absolutnie żaden – nie da się dojść do jakiejkolwiek spójnej, definitywnej interpretacji. Doceniam je jako jednostkowe pomysły (dawno przy grze nie zrobiłem takiego „wow”, jak w momencie, kiedy zdałem sobie sprawę ile razy i dlaczego w rzucie monetą wypada orzeł i kilku innych momentach), ale nie tworzą one spójnej całości.

Trawiąc fabułę Infinite można dojść głównie do tego, że to po prostu fanowska fikcja na podstawie pierwszego BioShocka, tyle że sklejona przez amerykańskiego licealistę po warsztatach z tzw. kreatywnego pisania. Co, nie zrozumcie mnie źle, jest całkiem w porządku. Problem w tym, że właśnie z tego powodu Infinite wylądowało w pudełkach jako strzelanina.

Jego mechanika jest cynicznym zabiegiem mającym wydoić pieniądze z amerykańskiej gimbazy, która będzie za głupia na fabułę skrojoną pod licealistów. Komiksowo przerysowana i bezsensowna brutalność walki wręcz, paskudnie nudny system strzelania do wyskakujących znikąd zastępów baśniowej policji, niewykorzystany potencjał haka i linek rozwieszonych wokół aren, czy nawet brak odpowiedzi na elementarne pytanie „dlaczego jestem jedyną osobą w tym mieście, która potrafi czarować, skoro sprzedajecie te cholerne eliksiry na jarmarkach?” – wszystko to wydaje się zwyczajnym niedbalstwem ludzi, którym nie chciało się robić kolejnego FPS-a. I kiedy patrzy się na Infinite jako na zlepek otwierających go scen, cichych rozmów z Elizabeth i fragmentów, w których nic nie wybucha i nic nie strzela… o, wtedy właśnie widać grę, która mogłaby powstać.

Mogłaby powstać, gdyby świat gier komputerowych nie był całkowicie zależny od amerykańskiej gimbazy.

Levine wspominał o tym, że na okładce nie mogła znaleźć się Elizabeth, bo dzieciarnia nigdy by tego nie kupiła. Powiedział też, że według klientów marketów w Stanach Zjednoczonych pierwszy BioShock był grą o dziewczynce i robocie. To jest smutne, ale niestety przekłada się na sposób, w jaki tę grę zaprojektowano. Zero komplikacji w systemie walki, brak elementów wytrącających z równowagi (jak w przypadku kultowej już sceny z matką i dzieckiem w Spec Ops: The Line) i umieszczenie ciekawych motywów niedaleko końca rozgrywki – w miejscu, do którego 95% graczy nigdy nie dotrze. Chyba tylko Hall of Heroes zostało tam, gdzie zostało, by przypomnieć wymagającym graczom, że „pamiętamy o was, wytrzymajcie jeszcze trochę".


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze