198
26.05.2013, 02:00Lektura na 5 minut

[Felieton] Smuggler robi Masę

[Berlin: Jakiś czas temu na forum CDA Smuggler powiedział, że po przejściu znowu całej trylogii Mass Effect napisał krótki felieton. Trochę nam to zajęło - głodzenie przykutego do kaloryfera biedaka chwilę trwało - ale wyciągnęliśmy od niego ten tekst, przepisaliśmy maszynopis do Worda i tym samym doczekaliśmy się Smugga na naszej stronie!]


Smuggler

###

Nie wiem co mnie siekło, ale ponownie zaliczyłem ostatnio całą trylogię Mass Effect

UWAGA: TEKST ZAWIERA MASĘ EFEKTOWNYCH SPOILERÓW. ZOSTAŁEŚ/AŚ OSTRZEŻONY/A

Najbardziej zdumiało mnie, jak bardzo zestarzała się część pierwsza. I nie chodzi nawet o nieco dziś kulejącą grafikę czy porażającą pustkę i powtarzalność lokacji (zbudowanych jak z klocków, z ledwie kilku elementów). Doszedłem do wniosku, że Mass Effect podobał się mi głównie dlatego, że jeszcze nie wiedziałem jakie dobre (i inne...) będą jego następne części. A z tej perspektywy pierwszy "Efekt Masy" to była tylko wprawka, na zasadzie "czy ktoś wie dokąd jedziemy, bo my sami jeszcze nie bardzo".

Chłopaki nie bardzo wiedziały, czy robią "uczciwego RPG-a", czy też może "grę akcji z elementami RPG". I w efekcie wyszło im coś, co nie zadowoli fanów "starych, dobrych erpegów" (bo za proste), a fanów strzelania zirytuje koniecznością ciągłego "dziubania" w rozmaitych statystykach. Stąd Mass Effect troszkę mnie zmęczył przy ponownym podejściu, gdyż z perspektywy lat to jednak strzelanka z ambicjami, lekko podlana sosem z erpega, napędzana całkiem niezłą przecież fabułą. I wszystko, co odciągało mnie od eksterminacji i klikania w kolejne dialogi, odbierałem negatywnie. Gdybym dziś miał ocenić grę jako całość, zapewne dałbym (po namyśle) góra 8/10. I jeszcze ten polski akcent, czyli nieustannie bluzgający w wersji PL Wrex...

Część druga. Tu już widać, że twórcy dokonali wyboru - "to będzie gra akcji". Znaczące ograniczenia elementów RPG zostało bardzo negatywnie przyjęte przez sporą część graczy, ale samej grze zdecydowanie wyszło to na dobre, podkręcając jej tempo i "flow". Niepotrzebnie za to wstawiono nieco elementów stricte zręcznościowych (hacking!). Skanowanie planet mnie autentycznie bawiło, choć po mniej więcej 124 komunikacie "sonda wystrzelona" w czasie dwóch godzin (nic nie poradzę, MUSIAŁEM mieć 30.000 irydu i już) chętnie udusiłbym EDI. (Swoją drogą udusiłbym też tego, kto zaakceptował aktorkę dubbingującą Mirandę). Fabuła - choć zaczynająca się od prawdziwego trzęsienia ziemi - trochę z czasem siada, sprowadzając się do "przed wyruszeniem w samobójczą misję skompletuj drużynę i ulepsz statek". Tym niemniej rzec trzeba, że owe tworzenie naszego zespołu swój urok jednak miało. Finalna misja - gdy grałem pierwszy raz - kopała tyłek, ale z perspektywy Mass Effecta 3 i misji "londyńskiej" dziś wydaje się nietrudna i wyprana z prawdziwych emocji. Doceniam, że autorzy nie poszli na łatwiznę i spora część mej drużyny poszła w ME2 do piachu. W końcu lajf jest brutal, a moja Shepard miała charakterystykę "po trupach do celu". Bez wahania daję dziś tej grze 9/10, a pewnie 9+ też by przeszło. Dychy dziśbym nie dał, z jednego prostego powodu - bo znam coś lepszego - Mas Effect 3.

Tu grę jeszcze bardziej uproszczono (żadnych skanów planet za pomocą dziesiątek sond, żadnego "hackowania", a drzewo rozwoju to już raczej tylko "szelki rozwoju"). Ot, czysta akcja z krótkimi dialogami i symboliczną RPG-owością, czyli taki growy odpowiednik filmu "Die Hard: Reapers". Ale powiem wam, że dającej - miejscami - taką "wczuwę" strzelanki ze świecą szukać od czasów pierwszego Modern Warfare. Wspomniałem już misję londyńską - sama obrona rakiet Thanix to już była IMO przeginka, ale to co się działo chwilę wcześniej - czapki z głów. Takiego gęstego klimatu nie spotyka się często.

Co mnie wkurzyło? Zakończenie. A dokładniej - nowe zakończenie, które po fochach graczy dorobiono. OK, to i owo w nim wyjaśniono, ale też maksymalnie spieprzono (by nie wyrazić się dosadniej...) jedną rzecz. W oryginalnej finalnej misji giną wszyscy wybrani przeze mnie do tego zadania członkowie drużyny. To bolało, ale też byłem świadom przed jej rozpoczęciem, że lekko nie będzie. No proszę ja was, jak się stoi obok płonącego reaktora w Czernobylu, sypiąc na niego piasek łopatą, to trzeba się liczyć z tym, że na katarze się nie skończy... Dlatego wybrałem do owej misji tych, których lubiłem najbardziej. Bo jeśli "będziemy jeść kolację w piekle" to chociaż w dobrym towarzystwie. W nowej wersji dołożono idiotyczną scenę ewakuacji naszych kompanów (Żniwiarz trzaska promieniem, wszystko płonie i wybucha, a tu ląduje sobie Normandia, zabiera rannych "naszych" i starcza jeszcze czasu na łzawy dialog pożegnalny).

Do tego z ciekawości wybrałem zakończenie "synteza" i na widok Żniwiarzy niczym mrówki krzątających się przy odbudowie przekaźników i Londynu wydałem z siebie mnóstwo nacechowanych sarkazmem odgłosów. Zaprawdę, opcja czerwona, czyli "wszystko idzie się..." plus perspektywa powrotu do epoki kamiennej (omalże) z zakończeniem cut-scenki w momencie gdy otwierają się drzwi Normandii (ktoś przeżył - ale kto?), plus lekka nutka nadziei na koniec, pasowała mi dużo bardziej. Bo mogłem snuć rozmaite spekulacje i domysły, a nie mieć wszystko podetkane pod nos. Ale wiem, że "w temacie zakończenia ME3" należę do mniejszości, która się nie zna i nie ogarnia jak bardzo skopano tę grę. :)

Z drugiej strony nie będę ukrywał, że i owszem, niektóre rozwiazania fabularne (motywy działań Żniwiarzy "niszczymy ludzkość, aby ocalić ją przed zagładą", czy Dziecko-Katalizator, plus parę innych "kwiatków") delikatnie rzecz ujmując budzą me zdziwienie. Jasne. Ale jako całość - palce lizać. I od ręki daję jej dziś 9+, a całemu cyklowi 10/10. Bo to najlepsza komputerowa space-opera, jaką w życiu widziałem. A kto wie czy nie najlepsza, z jaką w ogóle miałem styczność. Ta gra po prostu budzie emocje. I to jak!

PS. W temacie "związków partnerskich", to okazuje się, że można przejść dwie z trzech części ME3, nie lądując w łóżku z kimkolwiek, gdy się tego nie chce.


Redaktor
Smuggler

Byt teoretycznie wirtualny. Fan whisky (acz od lat więcej kupuje, niż konsumuje), maniak kotów, psychofan Mass Effecta, miłośnik dobrego jedzenia, fotograf amator z ambicjami. Lubi stare, klasyczne s.f., nie cierpi ludzkiej głupoty i hipokryzji, uwielbia sarkazm i „suchary”. Fan astronomii, a szczególnie ośmiu gwiazd.

Profil
Wpisów250

Obserwujących52

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze