7
2.10.2012, 13:40Lektura na 4 minuty

Deponia - recenzja cdaction.pl

Deponia i grypa dopadły Papkina niemal równocześnie. A choć cieknący nos i męczący kaszel wcale nie sprzyjają łagodności sądów, do przygodówki znad Renu ciężko mu się było przyczepić. Zwłaszcza, że choć gra potrafi doprowadzić mózg do wrzenia, to z łatwością pozwoliła mu na chwilę zapomnieć o gorączce. Recenzja cdaction.pl!


CD-Action

Deponia
Dostępne na: PC
Testowano na: PC
Wersja językowa: angielska

Niemcy z Daedlic Entertainment po raz kolejny zdecydowali się na stylistyczną woltę. Po wydaniu tyleż wzruszającej, co mądrej A New Beginning i premierze świetnego dark-fantasy, Chains of Satinav, studio serwuje nam grę, która mogłaby stanąć w jednym szeregu z klasycznymi dokonaniami LucasArtsu. Przyjemne wspomnienia wcale nie przysłaniają jednak jej klasy, a lekka kreska i dobry dowcip zgrabnie tuszują nieliczne niedociągnięcia.

Na starych śmieciach
Tytułowa Deponia jest ni mniej ni więcej, wielkim wysypiskiem śmieci, położonym pod dzielnicą arystokracji. Pomimo odpadków, atakujących oczy z niemal każdego kąta, nie sposób odmówić grze uroku i piękna. Czy to przez wzgląd na pachnącą steampunkiem stylistykę, czy dbałość grafików o detal i różnorodność lokacji. Nieco gorzej prezentuje się scenariusz, który pomimo ciekawych twistów i niezgorszych żartów wcale nie powala. Historia rozkręca się powoli, a gdy zaczyna się robić naprawdę ciekawie, Deponia... po prostu się kończy. Wobec otwartego zakończenia można mieć jednak nadzieję, że Daedlic rozwinie skrzydła przy okazji planowanego na koniec roku sequela.

Centralną postacią historii jest Rufus, egocentryczny wałek, który pod kilkoma względami mógłby śmiało konkurować ze stareńkim Simonem (tak, tym z szafy... pamiętacie go jeszcze?). Po udanej próbie wystrzelenia się na krążownik, dosłownie i w przenośni zmierzający ku wyższym sferom, zupełnie przypadkiem trafiamy na trop wielkiego spisku, a w tle pojawia się też wątek miłosny. In plus trzeba policzyć, że całość podano z wyczuwalnym jajem, a podczas zabawy spotykamy cały peleton pokręconych indywiduów, od sekretarki, o cojones wielkości piłek do koszykówki, po barmana trzymającego na zapleczu nuklearny ekspres do kawy.

Coś z zupełnie innej beczki
Absurdalna otoczka idzie w parze z naprawdę solidnymi zagadkami. Jest tu odrobina majsterkowania (manipulowanie polem magnetycznym planety, naprawa uszkodzonej wyrzutni), ale też sporo zbieractwa i kombinatoryki. Niekiedy logikę trzeba zostawić za drzwiami, jednak nie ma tu wyzwań przesadnie wydumanych, czy głupkowatych. Wzorem starszych produkcji, do których Deponia niejeden raz nawiązuje, gra nie kwapi się wcale do tego, by ułatwić nam zadanie. Choć niektóre z łamigłówek można pominąć, brak tu systemu podpowiedzi. Warto za to zasięgać języka u postaci niezależnych, niejeden raz sugerujących nam, na czym powinniśmy skupić swoje wysiłki. Nie będę kłamał – zdarzało mi się podpierać solucją. Zwłaszcza w początkowych fragmentach gry, gdy naszym zadaniem staje się, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, przygotowanie super-mocnej kawy...

Zabawy nie psują drobne, techniczne niedociągnięcia w rodzaju rozbieżności pomiędzy napisami, a zarejestrowanymi dialogami ani dziwaczne momentami rozwiązania zagadek (czy naprawdę gąbki nie można zamoczyć w żadnym z trzech dostępnych zlewów, bo leniwemu Rufusowi kojarzy się to ze zmywaniem naczyń, tylko trzeba ją koniecznie przytrzymać nad parującym garnkiem?). Warto dodać, że podczas podróży towarzyszy nam nie tylko śliczna grafika, przypominająca film animowany, ale i niezgorszy soundtrack. Szczególnie atrakcyjnie prezentują się gitarowe ballady, jakimi jesteśmy raczeni po zakończeniu każdego z rozdziałów.

Dobre, bo niemieckie
Wydawałoby się, że przygodówki point & click najlepsze lata mają już za sobą. Zwłaszcza, że zawodzą nawet ich niedawni orędownicy. Sami dobrze wiecie, że Pendulo zalicza wyczuwalną zniżkę formy, a Telltale aż nazbyt wyraźnie inspiruje się dokonaniami Quantic Dream. Niech jednak żywi nie tracą nadziei. Deponia przypomina o czasach, gdy przygodówki nie były „doświadczeniami”, czy „interaktywnymi filmami”. To solidna produkcja, która każdemu miłośnikowi gatunku zapewni 10 godzin miłego powrotu do korzeni, a wyżej podpisany musi w dodatku podziękować za przyjemną rekonwalescencję i przyznać, że mocno trzyma kciuki za kolejne rozdziały historii Rufusa.


Ocena: 8.0

---

Plusy:
+ Klasyczna przez wielkie „K”.
+ Śliczna oprawa
+ Niełatwe, ale dobre zagadki
+ Dowcipny komentarz muzyczny

Minusy:
? Antypatyczny główny bohater
? Historia robi się naprawdę ciekawa dopiero pod koniec
? Kilka technicznych niedociągnięć


Redaktor
CD-Action
Wpisów1098

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze