6
13.09.2012, 17:00Lektura na 6 minut

Tokyo Jungle - recenzja

Po kilku godzinach grania w Tokyo Jungle uciekałem beaglem przed dwoma niedźwiedziami i stadem terrierów po toksycznej dzielnicy Tokio. Kiedy wybiegłem za róg okazało się, że w trawie czekał na mnie ogromny krokodyl, którego cudem udało mi się przeskoczyć. Jak się okazało: tylko po to, żeby dostać pazurami od zabłąkanego, przerażonego kota. Trzydzieści przeżytych w tej miejskiej dżungli lat poszło na zmarnowanie - wszystko przez moją nieuwagę. I panikę.


Berlin

Tokyo Jungle
Dostępna na: PS3
Wersja językowa: PL

Pewnego dnia, z jakiegoś powodu, ludzie zniknęli. Na ulice wyszły zwierzęta, które szybko zaczęły walczyć ze sobą o jedzenie i suche miejsce do spania. Dzielnica Shibuya podzieliła się na strefy wpływów kontrolowane przez zdziczałych kanapowców i dzikich od początku mieszkańców pobliskiego ZOO. Lwice polują na konie, niedźwiedzie walczą z aligatorami, bezpańskie psy padają ofiarą wygłodniałych kotów, a jelenie, owce i świnie chowają się w cieniu przed wszystkim, co się rusza. Tokio z metropolii zmieniło się w dżunglę - zrujnowane miasto przykryte mchem, trawą i wypalone kwaśnym deszczem.

I właśnie w takim miejscu musisz sobie jakoś poradzić, jakoś przeżyć. Zaczynasz jako szpic miniaturka, który nie ma szans w walce z byle krową i polujesz na koty, kury i króliki. Razem z ilością pochłoniętych kalorii rośniesz, stajesz się silniejszy i atrakcyjny dla samic. Zdobywasz terytorium (podsikując flagi ustawione w odpowiednich miejscach), dostajesz dostęp do siana, na którym "spółkujesz" i płodzisz potomstwo. Każde kolejne pokolenie jest coraz silniejsze, bo dziedziczy bonusy do statystyk po rodzicach, a dzieci urodzone przez zdrową matkę (należy unikać samic zdesperowanych) radzą sobie lepiej od innych.

Później zamiast psa możesz grać też innymi drapieżnikami, albo jeleniem, owcą, świnią, czy innym roślinożercą. Zamiast polować trzeba wtedy uciekać i skubać rosnące tu i ówdzie kwiatki. Chociaż teoretycznie niewiele się to różni od modelu rozgrywki drapieżnika, w praktyce różni się znacznie: wszystkie triki na przeżycie (np. efektywne prowadzenie walki) stają się zupełnie niepotrzebne, a ignorowane do tej pory skradanie okazuje się kluczowe...

I w ten sposób mijają lata, a przetrwanie robi się coraz trudniejsze - na ulicach pojawia się coraz więcej "bossów" pokroju tygrysów, czy niedźwiedzi, a jedzenia zawsze jest za mało. Wykonanie zadań pobocznych rozłożonych na dekady życia też jest coraz bardziej problematyczne, bo czasami gra sprawia, że po prostu nie da się "wygrać" w określonym czasie. Każe zapolować pięć razy, kiedy na mapie nie ma żadnych zwierząt, albo zjeść grzyby chociaż nigdzie w okolicy nie rosną. Bywa to paskudnie upierdliwe, ale znacznie podbija poziom trudności i wymaga wypracowania sobie umiejętności ustawiania właściwie priorytetów.

Ale Tokyo Jungle składa się z dwóch trybów i trzeba niestety ciągle pomiędzy nimi przeskakiwać, żeby poznać tę grę w całości. Do tego, o czym pisałem wcześniej dochodzi bowiem jeszcze historia, której kolejne rozdziały odblokowuje się wykonując zadania w przetrwaniu. Robi się z tego niestety trochę błędne koło, bo nawet jeżeli zależy wam tylko na historii, to chcąc ogarnąć ją w miarę szybko będziecie wskakiwać na chwilę do przetrwania, zbierać odpowiednie znajdźki, podkładać się byle komu żeby umrzeć i wybrać kolejny odcinek w trybie fabularnym. Nie tak powinno to działać i widać, że później próbowano napompować czas rozgrywki o co najmniej kilka godzin, bo konieczne przedmioty rozstawiane są w coraz dalszych miejscach. Ma to, teoretycznie, sens fabularny, ale jest na dłuższą metę po prostu cholernie nudne.

Na szczęście sama historia tę bieganinę wynagradza z nawiązką. Zaczyna się powoli i ospale: poznajemy historię szpica miniaturki, maskotki gry, a potem kolejnych kilku zwierząt. Dowiadujemy się powoli co tak naprawdę stało się z ludźmi, uczestniczymy w odbijaniu terytorium, które wcześniej jako ktoś inny musieliśmy podbić, a misje są zadziwiająco zróżnicowane w porównaniu z - w gruncie rzeczy - dosyć biednym trybem przetrwania. Pojawia się stealth (nikt nie może cię zauważyć), boss rush (musisz wyeliminować trzech bydlaków silniejszych od ciebie), czy wyścigi (oznacz teren szybciej, niż przeciwnik). Każdy kolejny rozdział jest coraz dłuższy i coraz trudniejszy - w zależności od umiejętności gracza niektóre poziomy można przejść w trzydzieści minut, albo męczyć się z nim półtorej godziny. Te trudne partie są jednak bardzo satysfakcjonujące, bo albo pozwalają po prostu poczuć się "lepszym graczem", albo kończą się cut-scenką, która wynagradza całą męczarnię. Zakończenie epizodu hien powala na kolana.

Tryb przetrwania jest z kolei zupełnie bezlitosny i ciężko stwierdzić, czy to jakaś japońska nieumiejętność projektowania przyjaznych użytkownikowi gier, czy celowe działanie twórców. Uciekając przed niedźwiedziami w sytuacji, którą opowiedziałem na początku tekstu, czułem rzeczywistą panikę: przez przypadek zamiast hieny, która miała uratować mnie przed śmiercią z głodu, zaatakowałem jedną z tych gigantycznych bestii i musiałem jakoś zniknąć jej z oczu. Wpadłem w toksyczny deszcz i widziałem już tylko dwa wskaźniki na ekranie: spadających punktów zdrowia i rosnącego skażenia. Ale uciekałem dalej, cały czas mając nadzieję, że jakimś cudem się uratuję i przetrwam kolejne kilka lat zamiast zaczynać od początku. Nie udało się. Wykonywanie zadań przez trzydzieści wirtualnych lat, płodzenie silnych szczeniaków - wszystko poszło na marne.

W "normalnej grze" ktoś podrzuciłby mi jakiś podtrzymujący przy życiu przedmiot, albo wyłączył skrypt odpowiadający za pościg. Pojawiła by się jakaś możliwość wyboru poziomu trudności, czy inne ułatwienia. W Tokyo Jungle nie ma nic takiego: można przebiec trzy dzielnice nie znajdując nic do jedzenia i paść z głodu widząc ofiarę na mapie. Można zdechnąć z powodu kwaśnego deszczu, czy upału, bo pomimo mijających lat te trujące warunki atmosferyczne nie chcą się skończyć. I tak samo jak poziom trudności kampanii: to wszystko jest strasznie upierdliwe i męczące, ale w pewien dziwny sposób sprawia, że chce się wygrać. Pokazać grze, kto tu rządzi bo każdy kolejny rok nabity na liczniku sprawia, że ciężej jest pogodzić się z przegraną, ale i łatwiej zacząć od początku, żeby udowodnić, że można poradzić sobie lepiej.

W przypadku mechaniki gry można więc spierać się, czy to wszystko uznać za plusy, czy minusy - jakimś cudem Tokyo Jungle przyciągnęło mnie na wiele godzin i (pomimo dosyć banalnej rozgrywki opierającej się na kryciu w trawie i mordowaniu przechodzących zwierząt w przypadku drapieżników, albo kryciu w trawie i unikaniu drapieżników w przypadku roślinożerców) nie mogłem się od tej gry oderwać. Po godzinie, dwóch, odchodziłem na chwilę od konsoli tylko po to, żeby za pięć minut wrócić i grać dalej.

Jedynie technikalia są rzeczywistymi minusami tej gry: jest wizualnie brzydka, a w tle przygrywa ciągle jedna melodyjka, która zaczyna po jakimś czasie totalnie irytować. Możliwe, że zaraz pojawi się jakieś DLC z nowymi przebojami, ale o ile jestem w stanie zrozumieć sprzedawanie osobno bajeranckich zwierząt w stylu żyraf i tygrysów szablozębnych, to jakoś kupowania muzyki nie jestem w stanie zrozumieć. To tylko moje domysły, oczywiście, bo to, że ktoś zapomniał o tak podstawowej rzeczy wydaje mi się po prostu absurdalne.

Ale Tokyo Jungle to świetna, zabawna i pokręcona gra, której nie da się nie kochać jeżeli lubi się grać w tego typu dziwadła. Na pewno też zaskakująco dobra jak na coś, co w gruncie rzeczy jest klejonką bardzo prymitywnych elementów, bo o ile na kartce może nie przekonywać - wystarczy chwilę zagrać, żeby odlecieć przy tym całkowicie.

 

Ocena: 8.0

Plusy
- świetna, pokręcona gra
- satysfakcjonująca
- prymitywna mechanika - o dziwo - sprawdza się świetnie

Minusy
- brzydka
- jedna melodyjka dudniąca w tle

 

###
Multiplayera przetestować mi się nie udało, bo kopia recenzencka skutecznie odmawiała połączenia się z PSN-em. Nie wydaje mi się jednak, żeby dało się coś w nim zepsuć.


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze