47
19.08.2012, 16:21Lektura na 4 minuty

Medal of Honor: Warfighter ? już graliśmy

Swoją obecność na gamescomie nowy MoH rozpoczął bardzo mocnym akcentem – świetnym zwiastunem, pokazanym na konferencji EA, który obiecywał multiplayera efektownego graficznie, w pełni korzystającego z mocy silnika Frostbite 2, a przy tym równie intensywnego jak Call of Duty. Czy pokaz hands-on podtrzymał to wrażenie?


Hut

Niestety... nie. Problem leżał jednak nie tyle w samej grze, co w trybie, który zdecydowano się pokazać za zamkniętymi drzwiami. Mówiąc szczerze to kolejny raz, kiedy mam zastrzeżenia, co do tego, jak EA pokazuje swoje shootery na wielkich imprezach targowych – oczywiście to przecież nie mój interes, a narzekając na „czołgi” z Battlefielda 3 na E3 '2011 najwyraźniej byłem tylko malkontentem (bo społeczność odebrała je dużo lepiej), ale...

Warfighter wciąż ustawiany jest jako rywal Call of Duty (teraz to zestawienie ma nawet więcej sensu, niż w zeszłym roku, kiedy EA porównywało Battlefielda 3 i Modern Warfare 3 – produkcje, co do filozofii rozgrywki, diametralnie inne), jego pokaz powinien więc podkreślać przewagę nad rywalem. Tymczasem jego treścią był tryb rozgrywany w systemie sześciu na sześciu (a więc z liczbą graczy mniejszą, niż osiemnastka z CoDa, jednocześnie wiemy, że są w MoH-u tryby 10 vs. 10). Na dodatek tryb będący wariacją Capture the Flag, ale skonstruowaną tak, że na mapie są dwie wrogie flagi do przejęcia, co nie sprzyjało koncentracji graczy w jednym punkcie (więc i nie prowadziło do emocjonujących, „refleksowych” wymian ognia). Co gorsza zaprojektowany tak, że gracz zabity nie respawnuje się już do końca rundy, jeśli więc jakiś z dziennikarzy zginął na jej początku, przez dwie minuty patrzył znudzony w ekran, bez szansy na jakąkolwiek interakcję (a warto dodać, że na imprezach takich jak gamescom czy E3, przez natłok pokazywanych na nich produkcji, najlepiej wypadają te tytuły, których prezentacje trwają krótko, najlepiej nie więcej niż 10-15 minut, ale czas ten wykorzystany jest w 100%. Wisienką na torcie – w przekornym znaczeniu - był fakt, że gra toczyła się na mapie właściwie niepodatnej na zniszczenia (więc i tu nie było widać przewagi nad CoD-em), na dodatek w nocy, a w mroku gubiła się przewaga technologii graficznej. Kurczę, jakbym szedł po raz pierwszy do rodziców dziewczyny, na której mi zależy, ubrałbym najlepszą koszulę i pożyczył od ojca jego wymyty samochód, a nie tarabanił się podrdzewiałym studenckim „browarowozem”, w dziurawych spodniach i z indeksem w tylnej kiszeni, otwartym na stronie z poprawką z „podstaw marketingu”...

Trudno więc było zachwycić się Warfighterem na gamescomie, ale to, że jednak mi się podobało, należy uznać, za dowód na klasę tej produkcji, przebijającą się, mimo niefrasobliwości twórców. Wspomniany tryb był jednym z dwóch obecnych na kolońskich targach – drugi, udostępniony zwiedzającym na głównej sali nosił nazwę Hotspot i pomijając fakt, że zarówno jego nazwa (wiem, wiem, wybrana przez fanów na Facebooku), jak i zasady w dość podejrzany sposób przypominają nowy tryb z Black Ops II (więcej – TUTAJ), dużo lepiej przekonywał do tego, że nowy MoH da multiplayerowcom sporo dobrej rozrywki. Wyglądał zacniej, budził też większe emocje – Hotspot dzieli graczy na drużyny atakujących i broniących, które walczą ze sobą o wskazane na mapie, rotujące co jakiś czas punkty – nie było więc kłopotu z brakiem kontaktu z wrogiem, bo wszyscy generalnie znajdowali się na tym samym obszarze.

Ciekawe, jak gracze przyjmą pomysł twórców Warfightera na żołnierskie klasy – Black Ops II stawia w tej mierze na totalną swobodę, w MoH-u dostajemy sześć konkretnie wymyślonych profesji (o ile rozumiem, do każdej przypisana jest też odpowiednia jednostka specjalna, GROM-owcy mogę więc być skazani – o ile dobrze zrozumiałem dość pokrętne w tej materii tłumaczenia obecnego na miejscu developera – na klasę Assaulter, dobrą we wszystkim, ale w niczym nie wyspecjalizowaną). Wraz z wchodzeniem na kolejne poziomy doświadczenia możemy za to modyfikować posiadane przez nas wyposażenie i bronie (wybierając pukawki, lub grzebiąc w dodatkach, to tych już posiadanych).

Na pewno też Warfighter prezentuje się całkiem nieźle graficznie – co prawda pokazywany na targach był zdaj się „skręcony” do poziomu „grafiki z konsol” (podejrzewam, że chodziło o to, by nie przegrzewać poddawanych ekstremalnym przeciążeniom – temperaturowym i czasowym - komputerów w Koeln Messe), ale i tak wybuchy czy animacje żołnierzy wyglądały lepiej, niż u rywala.

Ogólne wrażenia? Na pewno jest dobrze, czekamy na więcej. Szczególnie, że tak na pozór błahy detal, jak świadomość grania GROM-owcem w magiczny sposób przekłada się na +10 do emocji. Nas, Polaków, headshotem? Oj, świat nie wie jeszcze, jakie demony (wojny) obudzą się wraz z październikową premierą Warfightera...


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze