[Po mojemu] Cztery miesiące radości
Regularnie docierają do nas nowe wiadomości o Kickstarterze, BioWare rzekomo ugięło się pod głosem sprzeciwu i robi nowe zakończenie Mass Effect 3, a tymczasem EVE Online przeżywa wstrząs dzięki swojej społeczności. Gracze w tym roku pokazują niebywałą siłę głosu.
Właśnie kończy się okres miesięcznego bana dla Alexandra „The Mittani” Gianturco – gracza EVE Online i członka Rady kontaktującej się z twórcami gry, który podczas fanowskiego konwentu zachęcał do nabijania się z pilota o depresyjnych i samobójczych skłonnościach. Gianturco jest jednocześnie liderem największego w grze sojuszu, który trzęsie wirtualną polityką i ekonomią. Mittani może i banem się przejął, ale nie przeszkodziło mu to przekazywać rozkazów i zorganizować jednej z najbardziej spektakularnych akcji, jakie można było obserwować w grach MMO. I przy okazji zrobić skuteczną reklamę grze i samemu sobie.
Trudno mi odpowiedzieć na pytanie – co wywiera większe wrażenie? Kolosalna liczba 14 tysięcy graczy atakująca jednocześnie ekonomiczne centrum gry czy też wysiłek organizacyjny, którego trzeba wiele, aby móc taką akcję zaplanować i przeprowadzić? Nie wspominając już o tym, że twórcy EVE są zachwyceni takim tokiem wydarzeń. Gry MMO to gatunek, który w największym stopniu jest zależny od społeczności, co pokazał jeden z – nie ukrywajmy – mniej medialnych tytułów. Różne formy protestów i innych zrywów graczy zdarzały się już w przeszłości, jednak tu mamy sytuację bez precedensu. Gracze tworzą imponujący kolektyw, ekipa CCP wszystkiemu przyklaskuje, a Mittani może z satysfakcją patrzeć na efekty swojego pomysłu. EVE stało się światem, do którego przeniknęły pewne mechanizmy znane z rzeczywistej polityki. I to nie przy użyciu aktualizacji i eventów, ale dzięki inwencji społeczności.
Zarówno w grach, jak i innych dziedzinach życia co jakiś czas zdarzają się rzeczy wyjątkowe, których zazdrościć mogą ci młodsi, którzy nie mogli być ich świadkami. Przyszli kibice z pewnością będą żałować, że nie przeżyli małyszomanii czy pierwszego awansu Polaków na Euro. Ja zazdroszczę starszym kolegom giełdy na Grzybowskiej i mundialu z 1974. Z kolei ci, którzy kiedyś będą pasjonować się grami, nie zobaczą niezwykłego początku roku 2012. Dawno bowiem nie dostaliśmy w krótkim czasie tak mocnych sygnałów, że głos gracza dalej ma duże znaczenie. Co więcej, dzieje się to w czasach, kiedy twórcy i wydawcy w powszechnym mniemaniu kładą na swoich klientów kapcia.
Popatrzcie chociażby na Kickstartera – platformy, która pokazała, że do znalezienia zdeklarowanych inwestorów wcale nie trzeba wchodzić na giełdę. Wspólny wysiłek graczy postawiono naprzeciw skostniałego modelu studio-wydawca. Projektanci gier słusznie zdali sobie sprawę, że najlepszym wskaźnikiem, czy dany pomysł spodoba się graczom, są oni sami i ich portfele. Można być niechętnym wobec całej idei i twierdzić, że to trend tak samo świeży i ciekawy, jak i kruchy i bez poważnych widoków na przyszłość. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Kickstarter wprowadził powiew świeżości do współczesnego pojmowania branży gier i pokazał, iż gracze nie tylko potrafią być aktywni w swojej pasji, ale też warto im zaufać. Co wcześniej zresztą udowodnił Notch, który nie dość, że udowodnił istnienie odbiorców kreatywnych w dobie leniwej konsumpcji, to jeszcze zebrał ich miliony, a kolejne miliony na nich zarobił. Zobaczymy, czy Gambitious pojedzie tym samym torem, co Kickstarter, czy jeszcze zaskoczy nas czymś zupełnie nowym i niespodziewanym.
Z drugiej strony mamy BioWare, które zaczęło prowadzić dialog ze zbulwersowanymi zakończeniem graczami Mass Effect 3. Nie mnie oceniać, czy to zgrabnie i szczelnie domknięta kampania marketingowa, bo pracownikiem Bio ani specjalistą od reklamy jeszcze nie jestem, ale wydźwięk jest jasny – słuchamy was, reagujemy na wasz sprzeciw.
Wydarzenia minionych miesięcy – a w szczególności akcja w EVE z tego weekendu – nastrajają mnie pozytywnie wobec przyszłości gier w ogóle. Można narzekać na różne złe tendencje, ale jednocześnie coraz bardziej cieszyć, że zbiorowość graczy wciąż jest silna i jeśli materialnie nie jest w stanie decydować o rozwoju gier tak, jak robią to wielkie koncerny, to wciąż jest zdolna do imponujących inicjatyw, a jej zdanie wciąż – jednak! – się liczy. Na początku bieżącego roku widzieliśmy kilka akcentów, które to potwierdzają. Aż jestem ciekaw, co przyniosą kolejne miesiące, bo przecież dopiero mamy maj.
Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.