23
10.04.2012, 17:00Lektura na 6 minut

Resident Evil 6 ? wrażenia z pokazu. I nowa, LEPSZA data premiery

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że najważniejszą grą pokazu Captivate 2012 był „nowy Resident” - to właśnie po to, by go zobaczyć, zjechało się wielu dziennikarzy z najdalszych zakątków świata. Nie żałowali jednak nawet ci, którzy dla Resident Evil 6 przemierzyli kilka tysięcy kilometrów... 


Hut

Jeśli wydawało się wam, że obecność Leona S. Kennedy'ego i Chrisa Redfielda w pierwszym trailerze Resident Evil 6 (a co za tym idzie w samej grze) wyczerpuje asy, jakie Capcom trzyma w rękawie w temacie szóstej części „Rezydentnego Zła”, to... źle się wam wydawało. Po tym co zobaczyłem na Captivate 2012 zacząłem poważnie się obawiać, że pod koniec tego roku czeka nas koniec świata – Resident Evil 6 robiony jest bowiem tak, jakby miała to być ostatnia i ostateczna część serii.

A więc tak – nie dość, że Leon i Chris razem występują w tej grze, to na dodatek spotkają się po raz pierwszy w historii cyklu oko w oko, a nawet mierząc do siebie z pistoletów (to nie spoiler, pokazuje tę scenę nowy trailer i materiały graficzne przygotowane na okazję Captivate). Do spotkania tego dojdzie w chińskim mieście Liangshang (fikcyjnym), gdzie toczyć się będzie główna część gry (około 2/3 całej historii).

Wszystkie postacie – zarówno bohater dwójki i czwórki Mr. Kennedy (nie mylić z prezydentem), znany z jedynki i piątki Redfield, jak i najemnik, którego tożsamość społeczność fanów próbowała odgadnąć od czasu pokazu pierwszego zwiastuna – będą miały także grywalny, osadzony w różnych lokacjach prolog, który nakreśli motywacje każdej z nich. I tak Leon wystartuje w miasteczku Tall Oaks, gdzie na lokalnym uniwersytecie prezydent USA będzie chciał wygłosić przemówienie na temat bioterroryzmu – jak wiemy od stycznia nie zrobi tego, bo w wyniku działania bioterrorystów właśnie zamieni się w zombie i zostanie zastrzelony. Chris zaś weźmie udział w misji umieszczonej sześć miesięcy przed wydarzeniami z Liangshang, w trakcie której wydarzy się coś dramatycznego – po nowym trailerze można zwiastować, że zginie część dowodzonego przez niego oddziału.

Co ważne każda z postaci dostanie też swój własny scenariusz (oczywiście wszystkie będą się splatać), a będzie je można rozgrywać w dowolnej kolejności (choć Capcom nie za bardzo chce ujawnić, czy podobnie jak w dwójce kolejność wyboru postaci zmieni pewnie niuanse w historii. Tryb fabularny będzie można przejść w co-opie – zarówno lokalnym, jak i sieciowym – a co ważne dołączyć się do sesji będzie można w dowolnym momencie i nie będzie się to wiązało z koniecznością rozpoczęcia rozdziału od ostatniego punktu kontrolnego. Cudo! By pokazać dbałość Capcomu o graczy warto też podkreślić, że elementy interfejsu będzie można w co-opie lokalnym samemu zmodyfikować, tak by wszystkie informacje umieszczone były w czytelnych miejscach, i nie zasłaniały świata gry. W co-opie będzie można również grać w trybie Mercenaries (walka z kolejnymi falami przeciwników), który tym razem dostępny będzie już od początku gry.

Jeśli jest co-op, to znaczy, że każdemu z bohaterów ktoś towarzyszy. Leon S. Kennedy będzie więc grał razem z Heleną Harper, agentka ochrony prezydenta, która nakieruje Leona na trop, który ostatecznie doprowadzi tę dwójkę do Chin - wcześniej będą oni jednak musieli upozorować własną śmierć, by uciec przed jednostkami specjalnymi amerykańskiej armii, przekonanej, że to nasi bohaterowie doprowadzili do śmierci przywódcy USA (co poniekąd jest prawdą).Chris Redfield podróżuje z Piersem Nivensem, członkiem B.S.A.A., który uczestniczył w nim zarówno we wspomnianej już misji, która odcisnęła piętno na bohaterze, jak i w tej dla gry kluczowej, która rozgrywa się w Liangshang. Tajemniczemu (już niedługo) najemnikowi towarzyszyć zaś będzie... Sherry Birkin, czyli zainfekowana wirusem G córka naukowca, który stał za wydarzeniami z Raccoon City. Mało? Największą bombę zostawiłem na koniec – owym najemnikiem jest Jake Muller, chłopak wychowany przez matkę, opuszczony przez ojca jeszcze przed swoimi narodzinami, który teraz odpłaca rodzicielce zarabiając na wykonywaniu misji bojowych w najbardziej zapalnych punktach globu. Biedny Jake nie wie – ale w trakcie gry się dowie – że jego ojcem jest Albert Wesker, arcyłotr cyklu Resident Evil. Co m.in. oznacza, że jego krew, podobnie jak krew jego ojca, czyni go odpornym na działanie dużej grupy broni biologicznych.

Mamy więc najciekawsze postacie przywołane z wszystkich części cyklu, wielowątkową fabułę, której konstrukcję „pożyczono” z najbardziej kultowej „dwójki”, ale to nie koniec atrakcji przygotowanych przez Capcom. Kolejnym pysznym pulpecikiem jest informacja o tym, że jako przeciwnicy powracają zombie – tacy, jak w Raccoon City - ale w wersji 2.0. Oznacza to między innymi, że jeśli taki zombiak, chwilę przed transformacją, jeszcze jako żywy człowiek, trzymał coś w rękach (np. deskę, którą bronił się przed umarlakami), to już jako truposz nadal będzie miał ją w dłoniach i będzie potrafił z niej korzystać. Zombie będą też potrafili rzucać się na bohaterów, gdy ci za bardzo się zbliżą, co przedstawione jest w postaci bardzo efektywnego QTE, zakończonego brutalną eksterminacją, jeśli w odpowiednim czasie wykonamy wskazane (dobrze dobrane do tego, co dzieje się na ekranie) czynności na padzie. Finishery będziemy też mogli aktywować sami, gdy pójdziemy na bliskie zwarcie np. z zombiakiem, z którego ciała wystaje tasak (wbity najpewniej przez jakiegoś nieszczęśnika, który w ten sposób chciał ujść z życiem) – na pokazie widziałem jak Leon wyrywał taką broń z ciała truposza i korzystając z niej odcinał mu łepetynę.

Jeśli zaś ktoś uważa, że zombie owszem, były fajne, ale w Resident Evil 1 i 2, na pewno ucieszy się na wiadomość, że choć w nowej grze nie będzie ani Ganados ani Maijinów, to pojawią się J'avo, wrogowie najbardziej mobilni, najwięcej myślący w historii serii - a przy tym wyposażeni przez naturę w regenerację zdrowia. Walka z nimi ma za każdym razem wyglądać nieco inaczej, bo trafienie w dowolną z ich kończyn powoduje, że ta część ciała odpada, ale w jej miejsce wyrasta inna, zmutowana i przez to dająca J'avo dostęp do pewnej specjalnej umiejętności (np. ramię może zamienić się w mackę o większym zasięgu, którą monstrum może wyrwać broń z ręki bohatera).

Zaprezentowany na Captivate 2012 fragment gry nie pozwolił jednak ani zobaczyć J'avo w akcji, ani przekonać się, jak bardzo na rozgrywkę wpływa fundamentalna zmiana, a więc wprowadzenie opcji jednoczesnego chodzenia i strzelania. Dlaczego? Zapewne dla zrównoważenia przeładowanego akcją pierwszego trailera pokazany gameplay przedstawiał sceny utrzymane w zupełnie innym klimacie – klasycznie „Residentowym”. Widziałem więc, jak Leon, Helena i jeden z pracowników uniwersytetu Tall Oaks przemierzali ciemne, poplamione krwią korytarze jednego z uniwersyteckich budynków w poszukiwaniu córki tego ostatniego. Scen walki było niewiele (i z niezbyt licznymi grupami przeciwników), natomiast sporo było pełnego napięcia oczekiwania na to, co wyskoczy na nas zza kolejnego zakrętu korytarza. Zdaje się, że ekipa odpowiedzialna za grę, doskonale wie – mimo obaw fanów po pierwszym trailerze – że nie powinna robić z Residenta Call of Duty i elementy „strachu” i „akcji” będą odpowiednio wyważone.

>>>

Trailer Resident Evil 6 z Captivate - TUTAJ


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze