24
11.04.2012, 09:00Lektura na 5 minut

Test Drive: Ferrari Racing Legends ? już graliśmy!

Po genialnym Test Drive Unlimited i niezłej kontynuacji niedługo do sklepów trafi kolejna, dwudziesta już „Jazda próbna”. Tym razem poświęcona pojazdom jednej marki i rozgrywana na torach. Ale za to jakiej marki i na jakich torach! – ekscytuje się na głos Allor. 


CD-Action

Ogólne założenia Ferrari Racing Legends przywodzą na myśl Need For Speed: Porsche 2000. Karierę zaczynamy jako kandydat na kierowcę testowego w czasach, gdy sportowe samochody wyglądały jak Syrena, następnie z upływem czasu i kolejnymi zaliczanymi wyzwaniami przesiadamy się do coraz nowszych maszyn i pędzimy po coraz nowszych torach. Proste? Proste. W dodatku system już się sprawdził, nie ma więc potrzeby głowienia się nad czymś bardziej oryginalnym. Oczywiście pod warunkiem, że gra nie będzie cierpiała na niewielki wybór miejsc lub aut oraz słaby model jazdy.

NfS: Ferrari 2012
Lista pojazdów liczy sobie 52 pozycje, wśród których znajdzie się prawie wszystko, co na przestrzeni ostatnich 60 lat nosiło nazwę Ferrari (dokładniej: od 1947). Słabiej reprezentowane są jedynie bolidy F1, których jest kilka, ale to i tak wystarczy, by czuć się co najmniej usatysfakcjonowanym. Nieco gorzej wygląda sprawa tras. Po pierwsze, ograniczają się one do zamkniętych torów. Po drugie, jest ich tylko szesnaście (lista w ramce). Na szczęście – to po trzecie – w większości przypadków występują w więcej niż jednej wersji, dzięki czemu w momencie premiery będziemy mogli jeździć w 39 lokalizacjach. To wprawdzie nadal jakoś szczególnie nie imponuje, ale nie jest źle, zwłaszcza że na liście znajduje się między innymi Północna Pętla.

Ostatnia sprawa, która mogłaby popsuć zabawę, to model jazdy. Na szczęście za grę odpowiadają ludzie ze Slightly Mad Studios, stojący za dwiema częściami Need For Speed: Shift. To daje niemal pewność, że będzie dobrze, w każdym razie o ile nie przeszkadza ci mniejsza lub większa dawka realizmu i nie oczekujesz, że w ramach upgrade’u zamontujesz do swojego wehikułu wyrzutnię rakiet i silnik odrzutowy. Bo tego rzecz jasna w Ferrari Racing Legends nie ma, za to jeśli chodzi o wrażenia z jazdy...

Jest dużo!
Wielkim plusem Ferrari Racing Legends jest rozbudowana kariera. Została podzielona na 3 ery: złotą (lata 1947-1973), srebrną (1974-1990) oraz współczesność (do roku 2010). Każda z nich dzieli się na epizody, a te na wydarzenia. Po co tak mieszać? Dla wygody: na erę złotą składają się 63 wydarzenia, na srebrną 54, a na współczesność – aż 106! Gdyby zrobić z tego wszystkiego jedną wielką listę, byłoby to średnio wygodne i mało czytelne, zwłaszcza że wydarzenia można przechodzić na trzech poziomach trudności, a dodatkowo zdobywać jeszcze puchary przyznawane za cele nadprogramowe – i to też wypada jakoś graczowi pokazać.

Oczywiście na początku niemal wszystko jest zablokowane: by tory i samochody (a także kolejne wydarzenia) stały się dostępne, trzeba się przebijać przez kolejne poziomy kariery. Czyli standard, do tego bezboleśnie wprowadzający w tajniki kierowania coraz mocniejszymi pojazdami na coraz bardziej wymagających trasach.

Jest dobrze!
Mieliśmy okazję pojeździć przez kilka godzin w wersji na PS3 i wrażenia są pozytywne. Nawet bardzo. Niezależnie od tego, czy w ruch szedł pad, czy kierownica, jazdy próbne sprawiały dużą przyjemność. Ale choć jedynym dostępnym widokiem jest ten z wnętrza kokpitu, od razu spieszę donieść, że nie jest to wcale produkcja dla maniaków realizmu. Znaczy – nie wątpię, że leżący u podstaw model fizyczny może dać popalić nie tylko niedzielnym kierowcom, bo wskaźniki kontroli trakcji cierpią w mocniejszych maszynach na ADHD. Tyle że obecnie nawet po wybraniu najwyższego poziomu realizmu część systemów ułatwiających utrzymanie się na torze pozostaje włączona, dzięki czemu by z niego wypaść, trzeba się trochę postarać. Czyli na przykład zignorować linię jazdy i informacje o potrzebie hamowania, bo na szczęście w Ferrari montowani są tylko pomocnicy, a nie pełny automatyczny kierowca, ubezwłasnowolniający graczy.

Nie obraziłbym się natomiast, gdyby lekko dopieszczono grafikę. Mam nadzieję, że konsolowa beta różni się nieco od wersji finalnej, zwłaszcza pecetowej. O ile bowiem samochody wyglądają cacy, o tyle otoczenie torów jest już takie sobie. Tekstury, detale – to, co leży poza asfaltem, jest jedynie poprawne. Z drugiej jednak strony podczas wyścigów czy kręcenia coraz lepszych czasów i tak nie ma to większego znaczenia. Bo nie dość, że skupiamy wzrok na drodze, to wraz ze wzrostem prędkości boki ekranu ładnie się rozmywają, choć na szczęście zrezygnowano ze znanej z drugiego Shifta kamery na kasku, dzięki czemu nie ma się ochoty nikogo mordować za brak pomyślunku.

Jest na co czekać!
Choć pierwsze wiadomości o jubileuszowej, dwudziestej odsłonie Test Drive nie nastrajały zbyt optymistycznie (Rombax Games wydawcą? Co to?), wszystkie ślady opon zostawione na asfalcie w becie sugerują, że to będzie dobry tytuł. Dzięki chłopakom ze Slightly Mad Studios FRL może się pochwalić bardzo przyjemnym modelem jazdy, do którego dochodzi bogaty zestaw wyzwań i garaż pełen czerwonych wozów. Tak, jest na co czekać, i to nie tylko jeśli ze zrozumieniem patrzyłeś na Maluchy z nalepką „Jak doros­nę, będę Ferrari”.

Cieszy:

  • bardzo przyjemny model jazdy
  • dużo samochodów
  • czerwony kolor Ferrari
  • masa wyzwań
  • dobrze zrobiony widok z kokpitu
  •  

    Niepokoi:

  • niezbyt duża liczba torów
  • brak otwartych tras
  • niewyłączalne pomagacze
  • tak sobie wyglądające pobocze
  •  


    Redaktor
    CD-Action
    Wpisów1100

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze