27
21.04.2012, 01:00Lektura na 4 minuty

[Po mojemu] Serie - niekończąca się opowieść

Pierwszy raz w historii nowa trenerska gra z Pokemonami na konsole przenośne będzie sequelem w linii prostej. Trend sequelizacji nie bierze jeńców i nie każdemu się to podoba. Wygląda na to, że twórcy będą zmierzać w kierunku kontynuacji, ale nie w nich tkwi esencja problemu. Gracze – sami sobie zgotowaliśmy ten los.


Adam „Adzior” Saczko

Na początku chciałem donieść, iż kolega Berlin wprowadził czytelników w błąd, mianując się jedynym fanboyem Pokemonów w zespole. To bezpardonowe nagięcie prawdy – fanboyów Pokemonów jest tu co najmniej dwóch, a nieogoloną twarz tego drugiego widzę codziennie w lustrze. Konsekwencje niedopatrzenia wyciągnę od Berlina osobiście. Tyle słowem dygresji.

Struktura tworzenia małych serii (zwykle złożonych z trzech gier osadzonych w tym samym świecie) w obrębie marki Pokemon to jeden ze standardów, do którego przyzwyczaiło nas Nintendo. Inny, bardziej istotny, pokazała historia - wraz z nowymi konsolami japońskiej firmy na rynku pojawiał się Mario, Zelda, Metroid, Pokemony i reszta flagowej ferajny. Produkcje te wpływały na sprzedaż urządzeń wielkiego N, przy okazji starając się odświeżać pomysły i nie pozwolić skostnieć rozgrywce. Z różnym skutkiem. Inni wydawcy – również niezajmujący się produkcją sprzętu – co pewien czas wypuszczają nowe odsłony swoich pereł w koronie. 2011 jest przykładem świetnego roku dla gier, choć przepełnionego kontynuacjami i w związku z tym kojarzonego z twórczą stagnacją. Jednocześnie coraz głośniej gracze pytali o losy Half-Life 3, Mirror’s Edge 2 czy Beyond Good & Evil 2. Problem w tym, że przestaliśmy oczekiwać i wypatrywać kolejnych części, a zaczęliśmy wymagać. Klient nasz pan, gry dla graczy, płacę i żądam… czasem takie podejście jest aż nazbyt widoczne wśród odbiorców. W dodatku bywa słuszne, ale nie można zapominać, że – jak pisał Marsh Davies – developerzy nie są nam nic winni. Nie są naszymi sługami ani panami, nie mamy legitymacji do smagania ich batem ani przymusu kupowania ich produktów.

Dlaczego tak często powstają kontynuacje i nie widać końca niektórych serii? Lenistwo i pazerność wydawców wcale nie są jedynym powodem i powiedziałbym nawet, że nie głównym. My zwyczajnie nie wyobrażamy sobie, że nasze ulubione cykle mogłyby przestać istnieć. Wielkie firmy, jak EA, Activision czy Ubisoft, starają się dotrzymywać tempa i regularnie wydawać nowe Need for Speedy, Call of Duty, Assassin’s Creedy i innych Księciów Persji. Przywykliśmy do zapełniania swoich półek kolejnymi odsłonami, szukania w sklepie nowych przygód znanych bohaterów i zagłębiania się ponownie w światy, które tak bardzo lubimy. Nie traktujemy kontynuacji jako osobnych produktów, bez których nasza świadomość pasji nie ucierpi. Gry posiadające numerek w tytule stały się częścią – uwaga, patetyczne słowo – naszego jestestwa jako graczy. Dojrzewaliśmy obok Dooma, Half-Life i Cywilizacji i nie chcemy tego przerywać. W międzyczasie na rynku pojawiają się nowe marki, w których proces przebiega identycznie. Wystarczy przypomnieć bohatera ostatnich tygodni, czyli Tima Schafera. Kiedy wyskoczył z planami stworzenia nowej przygodówki w starym stylu, znów zaczęto go pytać o Psychonauts 2.

W efekcie mamy dziwną sytuację – gracze silnie przywiązani do pewnych tytułów nie chcą dopuścić, żeby uznane przez nich serie zeszły ze sceny jak zespół R.E.M, a jednocześnie krytykują nawał kontynuacji – prawda, wydawcy odcinali też kupony – w odniesieniu do minionego roku. A był on po prostu apogeum, najbardziej wyraźnym odzewem na sposób myślenia dziesiątek milionów klientów. Będą marudzić, że tłuczemy sequele jak opętani, ale zjedzą nas, jak przystopujemy. Nawet nie bierność czy lenistwo, ale – jak mówię – przyzwyczajenia czy wręcz nawyki graczy decydują o kierunku, w jakim zmierza branża. Nie jest przypadkiem, że twórcy coraz częściej używają słów "marka" i "franczyza" zamiast "seria" i "cykl". Kiedyś mieliśmy tylko gry, dziś obok nich widzimy linie ciuchów, wydarzenia tematyczne, figurki, maskotki, komiksy, książki, filmy kinowe i wiele innych form istnienia na różnych rynkach. Doskonałym przykładem są właśnie Pokemony. Tak prawdopodobnie się to rozwinie, że z czasem Mass Effect nie będzie słynął z walki ze Żniwiarzami, ale z uniwersalnym zestawem określonych motywów, cech stylistycznych i towarzyszących temu wszystkiemu skojarzeń odbiorcy. Możliwe, że nasze wnuki będą nosić buty do wspinaczki marki Uncharted (co już dziś poniekąd może się zdarzyć) i jeść obiad z talerza od Cooking Mamy.

Nie ma co się zatem dziwić, że sequele panują na listach sprzedaży i przyszłych zadań wydawców. Każdy, kto narzeka na dominację serii nad nowymi pomysłami, powinien zdać sobie sprawę, że mniej lub bardziej świadomie tego właśnie oczekuje. Tak jak zrobiłem to ja, kiedy po przeczytaniu newsa o nowych Pokemonach zacząłem z większym pietyzmem pielęgnować moje deesiątko. Z radością przyznaję, że końca Pokemonów sobie nie wyobrażam.


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze