136
5.01.2012, 19:21Lektura na 4 minuty

[Po mojemu] Ugrata czasu

Jednym z przejawów mojego dopatrywania się głębi w rzeczach bardzo prostych jest niedawna rozmowa z dobrym kolegą z liceum. Powiedział, że przez ostatni rok spędził na graniu mnóstwo czasu i w nowym roku planuje marnować go mniej. Ja zaś zacząłem się zastanawiać, czy godziny spędzone na grze można faktycznie uznać za stracone.


Adam „Adzior” Saczko

Pierwsza myśl – skądże znowu! Rozrywka w życiu jest niezbędna i świadomi tego byli twórcy The Sims, którzy w formie ośmiu prostych wskaźników potrzeb przedstawili zaskakująco celny obraz życia. Bez przyjemności jesteśmy ubodzy, bezbarwni i źle nastawieni do świata. Choć tytuł książki Postmana Zabawić się na śmierć brzmi skrajnie i strasznie, brak frajdy zwyczajnie nas dołuje. Trzeba utrzymać odpowiednie proporcje. Ich ustalenie nie jest jednak proste, bo rozrywka, która nas nie rozwija, jest teoretycznie pozbawiona głębszego sensu.

Dzisiaj skończyłem grę nie tak nową – Professor Layton and the Curious Village na Nintendo DS. Logicznej gimnastyki jest tam co niemiara, czacha dymi i mózg staje. Czy ten fakt wpłynie na moją zdolność otwierania umysłu w życiu, czas pokaże. Wcześniej jednak męczyłem Skyrim, nad którym spędziłem wiele godzin. Sęk w tym, że nie odkrył przede mną nowych horyzontów. Skala świata i wyzwań, północne klimaty, świetna oprawa audio i wideo, dowolność eksploracji i kreacji postaci – to wszystko jest do ogarnięcia w ciągu kilkudziesięciu minut. Nie wspominając już o tym, że dokładnie takich samych – lub bardzo podobnych – przeżyć dostarczyły mi dwie poprzednie części serii. The Elder Scrolls odkrywa zresztą niewiele w konwencji fantasy czy zachowaniu NPC-ów. Pod tymi względami można twierdzić, że choć uwielbiam tę grę ponad miarę, czas spędzony na niej można wykorzystać lepiej. Mógłbym to też powiedzieć o wielu innych produkcjach.

Spójrzmy teraz na inne dziedziny kultury. Każda książka w sposób niespotykany działa na wyobraźnię, a przez ostatnie setki lat powstało ich całe mnóstwo. W sam raz, by wykształciły się nurty, by można było rozróżnić poszczególne style zarówno całych epok, jak i pojedynczych pisarzy. Wiadomo, że jeśli szukać lekkostrawnych kryminałów, to mamy Agathę Christie. Komiczne ujęcie fantastyki znajdziemy u Pratchetta, sztampę u Salvatore, kresową fascynację u Pilipiuka, mikrofalowe mądrości u Coelho, a wiele szarości i umartwienia u Kapuścińskiego. Do końca życia nie ogarniemy tej różnorodności i nie poznamy wszystkich światów ukrytych na kartach książek.

Popatrzmy teraz na filmy. Wiele cech jest wspólnych dla gamingu i kinematografii. To media audiowizualne, bazujące na scenariuszu i określonej stylistyce, z biegiem lat okraszone coraz śmielszymi efektami specjalnymi. Filmy nie są tak interaktywne jak gry, przez co funkcjonują jako zamknięte całości, nie pozostawiając pola do inwencji odbiorcy, lecz najwyżej do interpretacji. I tu moje ulubione słowo – jednak. Film jest sferą dojrzalszą, choćby przez sam fakt dłuższego stażu. Rozdźwięk pomiędzy dziełami ambitnymi, a mainstreamową papką jest większy, niż w wypadku gier, podobnie jak bogactwo tytułów w tej pierwszej kategorii. Zdolnych aktorów i reżyserów można wymienić mnóstwo, zaś wybitnych wizjonerów komputerowego i konsolowego szaleństwa – dużo mniej. Kombinujący z formą Cage i Suda, niespełniony McGee, trzęsący familijnym rynkiem Wright, niegdysiejszy trendsetter Miyamoto… czy na sali mamy jeszcze tłok? Czy w ogóle był tu tłok?

O muzyce wspomnę jedynie dla zasady, bo zestaw pojęć dla niej wyłącznie zarezerwowanych i ogrom gatunków oraz twórców są w innych sferach życia praktycznie niespotykane. Zresztą, fakt zatrudnienia Clinta Mansella do produkcji muzyki w Mass Effect 3 jest wymowny. Gry sięgają do sprawdzonych rozwiązań innych mediów, zanim wykształciły porównywalnie bogaty wachlarz własnych. O tej odtwórczości zresztą już marudziłem.

Te wszystkie przypadłości wywołują we mnie czasem myśl, że czas spędzony na graniu mógłbym spędzić bardziej produktywnie. Wciąż mam wrażenie, że gry przejęły zbyt szybko cechy kultury masowej, że brak im większego zróżnicowania. Że interakcja – tak hołubiona jako nasz skarb i unikat – wcale nie jest tak cudowna. Robiąc coś, chcę odkrywać nieznane, poznawać coś nowego. Powiecie pewnie, że nie od tego jest rozrywka. Tylko dlaczego kosztując innych jej form częściej czuję się bogatszy, niż dzięki ostatnim grom?

---

A czy dla was gry to utrata czasu, miła ale jednak? 


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze