46
2.01.2012, 20:30Lektura na 3 minuty

[Czasami gry nienawidzą mnie] Syobon Action

Ten parszywy grudzień - jeden z najnudniejszych miesięcy w roku - wreszcie się skończył, a jako że wypadałoby mieć jakieś postanowienie noworoczne... Opowiem wam krótką historyjkę na temat mojego jednego, jedynego. Historyjkę pełną łez, cierpienia, rozpaczy i hańby.


Berlin

###
Piąta na zegarku, więc chyba udało mi się przetrwać kolejny grudniowy wieczór. Moje pecetowe Las Vegas nawet nie udaje, że mruga kolejnymi fantazyjnymi kolorami stron internetowych, bo już nie mam co odpalić. W grudniu internet jest tak parszywie nudny, że na poważnie rozważam emigrację do analogowego świata, który nigdy nie słyszał o czytnikach RSS-ów i Twitterach. Cholera, niech mnie ktoś uratuje, przecież teraz już mi się nawet spać nie opłaca.

Przeglądam listę bezsennych zielonych kropek na komunikatorze i bezczelnie zaczynam komuś zawracać głowę. Nad zegarkiem pojawia się okienko z klasycznym już “hej”. Uratowany!

“Właśnie skończyłem Syobon, rzekł do mnie znajomy avatar. Nie wiedziałem, czy to kolejna przechwałka, do których już się przyzwyczaiłem, czy raczej poranne zwierzenia, ale na szczęście obyło się bez płaczu i samczego marudzenia. Syobon, okazuje się, to po prostu Mario, tyle że jeszcze bardziej japońskie. Tak japońskie, jak sprzedawanie używanych majtek i kosmiczne macki gwałcące nastolatki w tych mniej awangardowych hentaiach i eroge. Syobon to nowoczesna japońska tortura – coś, co sprawia, że biedny monitor przeżywa nagły, gwałtowny i bolesny romans z klawiaturą.

Po typowym “masz, zagraj” dostałem link do mediafire i po kilku sekundach stwierdziłem, że skądś to znam. Wygląda jak Mario, nawet układ planszy podobny, a i bloczki rozmieszczone identycznie. Przeskoczyłem nad pierwszym chmurowatym potworem i podziwiając swoją sprawność uderzyłem jednocześnie w bloczek, żeby dostać monetę. Nic z niego nie wypadło – odsunął się do góry. Zdziwiony dałem się zatłuc drugiemu uśmiechniętemu Chmurkowi i z dwóch żyć zostało mi jedno. Dobra – teraz będę mądrzejszy: przeskoczyłem nad potworem, ominąłem bloczek, wskoczyłem na inny i uderzyłem ten, w którym pewnie będzie grzybek. Na łeb spadł mi kolejny Chmurek, ale przewidując, że chyba nie będzie tak łatwo tym razem nie dałem się nabrać. Pobiegłem dalej i już chciałem wskoczyć do pierwszej rury po darmowe monety, kiedy coś z niej wyskoczyło – moja nagła śmierć.

OK, ostatnie życie. Udało się – ominąłem Chmurka z rury, więc maszeruję dalej. Pierwsza dziura w drodze do przeskoczenia... I niewidzialne bloczki, w które oczywiście przyrżnąłem i natychmiastowo zdechłem. Nie no, bez przesady, serio? Niewidzialne? Licznik żyć pokazał minus jeden.

...OK, już rozumiem wszystko. Mam to przejść umierając jak najmniej razy, bo to że umrę jest pewne? No to niech ci będzie, panie Syobon, zaciskam zęby i pokażę ci kto tutaj potrafi w gry grać.

W okolicach "-127" stwierdziłem, że chyba jednak czas na rytualne seppuku, żeby zmyć z siebie hańbę tak sromotnej porażki. Nie jestem w stanie, nie dam rady. Kiedy każdy centymetr planszy próbuje mnie zabić, kiedy każdy bloczek czyha na moje życie, a do śmierci doprowadzają nawet przelatujące nagle chmury, to chyba mój cudzoziemski temperament bierze górę nad samurajskim stoicyzmem.

Kiedyś wydawało mi się, że Super Meat Boy jest grą dla sprawnych manualnie i cierpliwych. Umierając dwadzieścia razy w tym samym miejscu nie miałem cierpliwości grać w to dalej – teraz wiem, że Meat Boy to nawet nie przedsionek piekła: Syobon rozszerzyło dziewięć kręgów w dziewięćdziesiąt. Jest najbardziej szczerym wyrazem nienawiści, jaki wydała z siebie ludzkość – tak samo subtelnym, jak pięść w twarz na pobudkę, albo spalenie komuś mieszkania po pierwszej randce.

“Skończyłeś Syobon?”, spytałem więc w okolicach minus dwusetnego życia. “Tak”, przeczytałem i z pogardą patrząc na moje koślawe palce i ich niewydolność manualną wróciłem do wpatrywania się w nudę grudniowego internetu o szóstej rano.

Za rok spotkamy się znowu, drogie Syobon. Za rok. 


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze