157
11.02.2011, 08:15Lektura na 12 minut

Test Drive Unlimited 2 - recenzja

Test Drive Unlimited 2 reklamowane jest hasłem "Więcej, niż wyścigi". Nie dziwię się. Jako gra wyścigowa TDU2 co prawda broni się, ale na pewno nie zachwyca. Jako "coś więcej", jest propozycją, której powinien dać się skusić każdy pasjonat motoryzacji i... zachodów słońca. Zapraszamy na jazdę próbną marzeń - najlepszymi furami, po setkach kilometrów bajkowych dróg (i bezdroży) wysp Ibiza i Oahu.


Hut

Test Drive Unlimited 2
Eden Games/Cenega
wersja testowana: X360, j. angielski

W teorii seria Test Drive obecna jest na rynku od dawien dawna, ale myślę, że tylko Sobiesław Zasada, ja i kilku innych weteranów wirtualnych szos pamięta jej odsłony wydawane przed Test Drive Unlimited z 2007 roku (a kto grał w jedynkę na C-64 ma u mnie +50 kudosu). TDU2 zresztą też nie sięga w historię cyklu głębiej - to praktycznie pierwsze TDU, z bardziej uporządkowanymi opcjami sieciowymi (dla tej produkcji kluczowymi), nieco innym parkiem maszynowym (przede wszystkim - motocykle zostały zastąpione przez terenówki), lepszą grafiką oraz zupełnie nową lokacją, śródziemnomorską wyspą Ibiza. Rozgrywkę wzbogacono również o rozbudowane elementy fabularne i to od nich zaczniemy, bo stanowią najsłabszą i najbardziej żenującą część gry. Jeśli przetrwacie kolejny akapit, obiecuję - potem będzie już tylko lepiej.

Fabuła, czyli być jak Paris Hilton

Zupełnie nie rozumiem, kto wpadł na pomysł, by całkiem niezłą samochodówkę "omaścić" tak kiepską, drewnianą, i nieatrakcyjną fabułką. Wygląda ona tak: hotelowy parkingowy zasypia za kółkiem samochodu pewnej nadzianej laleczki, która zdenerwowana długim okresem oczekiwania na podstawienie luksusowego samochodu prosi swojego tatusia (szefa hotelu), by go zwolnił. Zgodnie z powiedzeniem "la donna e mobile" dziedziczka zmienia jednak zdanie i rzuca chłopakowi (tak było w moim przypadku, kierować można również "panią parkingową") wyzwanie - jeśli valet dowiezie ją na czas na nagranie programu telewizyjnego, będzie miała dla niego pewną propozycję. Bynajmniej nie dwuznaczną - po bardzo prostej "czasówce", której nie sposób nie skończyć z minutowym zapasem, okazuje się że chodzi o start w turnieju dla kierowców- milionerów. W normalnych warunkach nasz bohater mógłby jego uczestnikom co najwyżej polerować spoiler, ale ponieważ jeden z bubków się wycofał, a zawody właśnie startują, potrzebne jest awaryjne zastępstwo.

Sama historyjka byłaby może do przełknięcia, gdyby nie styl, w jakim jest ona opowiadana. Turniej nosi durną nazwę (c'mon - Solar Crown?!); biorący w nim udział milionerzy to półgłówki (np. dwójka mentalnych rednecków braci Wilder; czy różowa lala Miami Harris), których pokazano bez dystansu i ironii, o jakie aż się prosi; na dodatek ich modele prezentują się mizernie, ich animacje są drewniane, a lip syncing, czyli zgranie wypowiadanych kwestii dialogowych z mimiką twarzy, tak kiepskie, że równie dobrze mogłoby go nie być. Najgorsze jest zaś to, że ta miernota dotyczy również postaci przez nas kierowanej - żaden z męskich avatarów (enki, recenzujący grę w wersji PC do pisma, dużo mądrzej wybrał dziewczynę) nie budzi sympatii, w żadnego nie chce się "wcielać", wszyscy wyglądają jakoś tak... A, co mi tam - jak "pipy". Z ulgą odkryłem, że w grze znajduje się klinika chirurgii plastycznej, w której można przemodelować wygląd bohatera, a w trzecim czy czwartym sklepie z ubraniami z kolei znalazłem wreszcie takie wdzianko, w których nie wyglądał on, jak przysłowiowy "stróż w niedzielę" albo "dresiarz w Mielnie". Lipność tego fragmentu gry widać z daleka i na pierwszy rzut oka. Dziwi, że Eden Games tak mocno na niego postawiło, a jeszcze bardziej zastanawia, dlaczego żaden producent z Atari nie powiedział im - "hej, poprawcie to, bo nie będzie premii".

Mechanizmy rozgrywki, czyli o jejku, z mojego wydechu leci kasa...

Na szczęście pozostałe elementy gry nie budzą już takich oporów. Model jazdy - rzecz w każdej samochodówce najważniejsza - nie jest co prawda "najlepszy w swoim gatunku", można jednak "kupić" sposób, w jaki odwzorowuje rzeczywistość. To dość ciekawa propozycja - nie ma wątpliwość, że raczej "zręcznościówka", niż "symulacja", z drugiej jednak strony w niewielu grach tak łatwo stracić kontrolę nad autem, wykonując delikatne ruchy gałką pada przy dużej prędkości. Pod tym względem rację miał australijski kierowca wyścigowy, który niedawno z jednej strony chwalił TDU2, a z drugiej narzekał, że gry samochodowe nigdy nie będą realistyczne, twierdząc przy tym, że to czego brakuje na konsoli czy komputerze, to podatności samochodu na poślizgi przy nieprzemyślanych kontrach kierownicą. Test Drive Unlimited 2 jest pod tym względem bezlitosne. Niedzielnych kierowców to przerośnie, ale oni mogą włączyć "każualowy" model jazdy - bardziej doświadczonym graczom powinno spodobać się na tyle, że przymkną oko na inne niedociągnięcia modelu jazdy, w tym zbyt małą bezwładność/wagę samochodów. Myślę też - ale na Xboksie 360 trudno to sprawdzić - że ten model jazdy lepiej sprawdza się na kierownicy.

Ciekawym pomysłem na rozgrywkę jest system FRIM, dostępny jednak - co uważam za błąd - wyłącznie w jeździe swobodnej, poza wyścigami, wyzwaniami, próbami czasowymi. To system, który nagradza za ryzykowną jazdę - hopki, chirurgiczne mijanie innych aut, ślizgi na zakrętach, oraz jazdę na najwyższych obrotach. Jest cudnie hazardowy - wykonując opisaną wyżej kaskaderkę nabijamy widoczny na ekranie wskaźnik, który, gdy dojdzie do końca, dodaje do puli określoną kwotę pieniędzy i zaczyna rosnąć od nowa. Mamy sekundę, by wcisnąć [A] i "zaklepać" zarobioną w ten sposób kasę - jeśli ten moment przegapimy, znów trzeba wypełnić pasek FRIM do końca (a jest to już trudniejsze), zgarniając przy tym nieco wyższą sumkę. Ciekawy pomysł, choć warto było pójść z nim dalej - wprowadzić go także poza jazdą swobodną, nie ograniczać poziomów FRIM tylko do dziesięciokrotnego nabicia paska (jeśli ktoś chce, niech ryzykuje ile wlezie), wzbogacić o inne rodzaje niebezpiecznej jazdy (drafting, może jazdę pod prąd) ewentualnie jakieś mnożniki np. za "FRIM-owanie" w trakcie pościgu policji. Twórcy obawiali się pewnie, że takie rozwiązania jeszcze bardziej pchną TDU2 w stronę "arcade'owki", ale jeśli rzeczywiście taki był powód, trzeba było w ogóle z FRIM-u zrezygnować. Wiem, że jest taka literka, jak "Ą", ale nie przez przypadek stare przysłowie mówi, że gdy "powie się A trzeba powiedzieć B". Z obecną wersją FRIM-u ekipa Eden Games zatrzymała się w połowie drogi.


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze