17
3.12.2010, 22:00Lektura na 7 minut

Recenzja cdaction.pl - Apache: Air Assault

Dobrego symulatora helikoptera (tudzież śmigłowca) nie było od dawna. Wyposzczonych pilotów próbuje zadowolić rosyjskie studio Gajin Entertainment, wsparte przez budżet gwarantowany przez Activision. Z jakim skutkiem? Recenzja cdaction.pl!


Hut

Apache: Air Assault
wersja testowana: X360, j. angielski
Wydawca: LEM

 

Zachęceni ciepłym przyjęciem drugowojennych gier Il-2 Sturmovik: Birds of Prey oraz Wings of Prey: Skrzydła Chwały, rosyjskie studio Gaijin Entertainment zabrało się za kolejny temat, którego ostatnio na rynku brakowało: symulator helikoptera bojowego. Dzięki zainteresowaniu koncernu Activision udało się podpiąć go pod znaną, niegdyś kultową markę – (Longbow) Apache - a także wyjść poza platformę PC, dla tego typu produkcji „domyślną”. Ciekawiło mnie najbardziej, włąśnie to, jak Apache: Air Assault prezentuje się na konsolach (bo na nich Il-2 Sturmovik: Birds of Prey urzekł mnie zgrabnym połączeniem realizmu i grywalności) - dlatego do recenzji wybrałem właśnie wersję z Xboksa 360

Mechanizmy rozgrywki, czyli jak nad tym żelastwem zapanować?

Wybór okazał się jak najbardziej "trafiony" – dzięki niemu miałem bowiem okazję przetestować w akcji jeden z bardziej unikatowych systemów sterowania, jaki widziałem w grach w ogóle. Na konsolach władzę nad śmigłowcem daje pad, a dokładniej dwie jego gałki. Prawa pozwala zmniejszać i zwiększać ciąg (ruchem góra/dół) oraz obracać maszynę w poziomie wokół własnej osi (ruchem lewo prawo). Lewa z kolei umożliwia przechylanie śmigłowca w tył, w przód i na boki. Niełatwo w ten sposób opanować Apacza – dopiero po trzech-czterech misjach byłem w stanie zacząć wykonywać manewry w miarę zgodne z moimi zamierzeniami, śmigłowce to naprawdę narowiste maszyny. A poza tym PC-towcy mają lepiej: widziałem, jak się gra w Apache: Air Assault na Saitekowym dżojstiku z przepustnicą i komfort rozgrywki był dużo wyższy.

Gra oferuje trzy poziomy trudności, stanowiące jednocześnie trzy różne modele lotu – treningowy, realistyczny i weteran. Ten pierwszy wspomagany jest wieloma ułatwieniami, głównie polegającymi na tym, że gra z jednej strony ogranicza możliwość zbytniego rozbujania maszyny (np. nie da się zrobić pętli... - pamiętacie film „Błękitny Grom”?), z drugiej zaś to i owo automatycznie wyrównuje. Na tym poziomie dysponujemy również pięcioma życiami, co w zupełności wystarcza, by przechodzić kolejne misje bardzo nierozważnie, pakując się wprost pod ostrzał przeciwnika. Wbrew pozorom jednak wprowadzenie tego modelu lotu tylko utrudnia opanowanie sterowania: w nim przechyły na boki są wyrównywane, co sprawia, że wywołują one „strafing” helikoptera w płaszczyźnie poziomej. To "niby ułatwienie" powoduje, że by wycelować, trzeba poruszyć dwiema gałkami (prawą by się obrócić; lewą, by pochylić), na dodatek jedna z nich ma włączoną domyślnie odwróconą oś Y.

Tym większym szokiem jest przejście na poziom realistyczny – tu lewa gałka działa już w pełni, a konsola pomaga dużo mniej, więc helikopter „wykonuje” praktycznie wszystkie nasze rozkazy, nawet jeśli lekceważą one tak podstawowe kwestie jak wysokość nad powierzchnią ziemi i siłę grawitacji. Ogólnie rzecz biorąc pozwala to jednak na dużo więcej eksperymentów i ogólnie gwarantuje lepszą zabawę. Tym bardziej, że przeciwnicy stają się też wtedy dużo bardziej niebezpieczni, trzeba więc podchodzić do nich z rozwagą, wypatrywać z daleka (w czym pomagają genialne zrealizowane systemy namierzania, zmieniające sposób patrzenia na pole walki – trochę jak w misjach „lotniczych” z Modern Warfare), oszczędnie ostrzeliwać, nie marnując pocisków. W trybie tym amunicja (do działka pokładowego) oraz rakiety (Hellfire i przeciwlotnicze) są już limitowane, dlatego by uzupełnić ich zapas, trzeba wylądować w bazie bojowej. "Żyć" wciąż jednak jest kilka, i dopiero otwierany po przejściu kampanii tryb Weteran, daje nam tylko jedną szansę na sukces. 

Tryb dla jednego gracza, czyli wojna nie zmienia się nigdy

W trybie dla jednego gracza Apache: Air Assault oferuje przede wszystkim rozbudowaną kampanię, która obejmuje 16 misji (plus samouczek) osadzonych w trzech teatrach działań (fikcyjne państwa w Ameryce Południowej, Afryce Północnej i w centralnej Azji, na pograniczu byłego ZSRR). Każdy z tych geograficznych wątków rozwija się niezależnie od pozostałych, można więc np. najpierw wylatać „całą Afrykę”, a potem przenieść się w inny zakątek globu, choć domyślnie kampania ma strukturę, która zachęca do przeskakiwania z jednego pola walki na drugie.

Niestety nie na wiele się to zdaje, bowiem wszystkie misje zaprojektowane są bardzo podobnie – w niemal każdej trzeba polecieć we wskazane miejsce, rozprawić się z wszystkim znajdującymi się tam wrogami, a potem pognać za kolejnym rozkazem w inny zakątek mapy i znów powtórzyć mokrą robotę. Pomysłów na zróżnicowanie zabawy ekipa Gaijin Entertainment nie miała zbyt wiele – podstawowy z nich to te sekwencje, w których musimy osłaniać bezbronne siły sprzymierzonych (np. pilotów zestrzelonego śmigłowca). Niestety to zwykle momenty, w których się ginie, a co gorsza w takich sytuacjach (gdy chroniony obiekt zostanie zniszczony) misja zostaje przerwana i trzeba przechodzić ją od początku. Brak punktów kontrolnych w obrębie misji naprawdę doskwiera – tym bardziej, że sekwencje eskortowo-obronne zwykle umieszczone są w finale poziomów.

To poważna słabość gry – choć model lotu i walkę z przeciwnikami zrealizowano całkiem solidnie, mało porywająca kampania potencjał ten marnuje. Lepiej bawiłem się w trybie Squad Operations, 13 misjach dodatkowych, które pozbawione są głębszego tła fabularnego i dają po prostu bardzo konkretne rozkazy do wykonania. Misje te dostępne są z poziomu menu głównego i można je rozgrywać zarówno w pojedynkę jak i w sieci, w maksymalnie czterech graczy. Można też uruchomić tzw. Free Flight, czyli swobodny lot nad jedną z map z trybu kampanii, z dowolnie skonfigurowanymi warunkami pogodowymi, wybraną samodzielnie liczbą przeciwników itd. 

Tryb dla wielu graczy, czyli hula wiatr na serwerach

Chciałbym napisać dużo o trybach wieloosobowych Apache: Air Assault, ale... nie za bardzo jest o czym. Gra oferuje możliwość zabawy w co-opie na jednej konsoli, co pozwala graczom podzielić się obowiązkami i w zespole, jako załoga Apacza wykonywać wspólnie misje z kampanii, a także opcje gry sieciowej, czyli wspomniane już trzynaście misji dodatkowych. Wszystkie one są jednak misjami kooperacyjnymi, nie ma więc możliwości, by stanąć naprzeciw siebie w walce rotor w rotor. Dodatkowo znalezienie partnerów do gry nie jest, przynajmniej na Xbox Live, wcale łatwe – zwykle w sieci odbywa się zaledwie kilka otwartych sesji, mimo to często zdarza się, że ich gospodarze nie życzą sobie przyjmować nieznanych graczy i przerywają rozgrywkę jeszcze przed rozpoczęciem właściwej zabawy, na poziomie lobby.

Oprawa audiowideo, czyli średni budżet 

Apache: Air Assault to gra średniobudżetowa – uczciwie zresztą sprzedawana w nieco obniżonej cenie – i to widać zarówno w jej grafice, jak i ścieżce dźwiękowej. O ile modele i kokipty Apaczy wykonane są naprawdę nieźle, a i lokacje, w których toczymy boje, z wysoka wyglądają całkiem porządnie, tak pozostałe obiekty już nie zachwycają liczbą widocznych na nich szczegółów, a w wersji na Xboksa 360 paskudnie prezentuje się również ziemia oglądana z niskiej wysokości (na PC jest o niebo lepiej). Odrobinę amatorsko brzmią też komunikaty radiowe, nagrane albo przez kiepskich aktorów, albo przez samych programistów – choć rozmów w słuchawkach jest całkiem sporo, nie budują one wcale klimatu pola bitwy. Ogólnie jednak jest całkiem znośnie, choć jako fan Il-2 Sturmovik: Brids of Prey muszę jednak napisać, że bardzo zawiodły mnie efekty pogodowe. O ile w poprzedniej grze Gaijin Entertainment były zrealizowane doskonale, tak tutaj ledwo co są poprawne.

Podsumowanie 

Apache: Air Assault spodoba się niestety tylko tym, którzy od dawna tęsknili za grą o helikopterach bojowych, ale nie mieli niczego, co tę tęsknotę by ukoiło. To nie jest zła gra – enki testuje wersję PC do magazynu i przeprowadziliśmy na jej temat kilka całkiem pozytywnych rozmów, żywo wymieniając się wrażeniami. Nie da się jednak ukryć faktu, że konstrukcja misji w kampanii (a więc tym, co tu najważniejsze) zwyczajnie w świecie "leży", całość zaś sprawia wrażenie typowego „średniaka”.

Ocena: 6,5

---

Plusy:

  • można polatać Apaczem
  • kilka bardzo fajnych smaczków graficznych – systemy namierzania, wirujący rotor
  • duża liczba misji

  • Minusy:

  • misje w kampanii pozbawione pomysłu
  • brak punktów kontrolnych w misjach
  • zagmatwane przejście między sterowaniem treningowym a realistycznym
  • kiepskie efekty pogodowe
  • ogólna „przeciętność” większości elementów gry
  • ---

    Spośród wszystkich dostępnych platform, Apache: Air Assault zdecydowanie najlepiej prezentuje się na PC (ma m.in. lepszą grafikę i sterowanie, także to korzystające z klawiatury i myszy). Recenzję tej wersji gry znajdziecie w najbliższym numerze CD-Action, który do sprzedaży trafi 21 grudnia.


    Redaktor
    Hut
    Wpisów4059

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze