13
9.08.2010, 20:54Lektura na 4 minuty

Recenzja CD-Action: Crackdown 2 (X360)

Miał być godny sequel, w pełni wykorzystujący potencjał oryginału, tymczasem dostaliśmy Crackdown 1 i 1/4, z grafiką jeszcze gorszą niż w pierwowzorze. Szkoda tej serii - mogła być wielka.


Hut

Crackdown 2
wersja testowana: X360, j. polski
Wydawca: Microsoft
oficjalna cena: 199,90 zł

W dawnych czasach przed DLC, XBLA i Steamem mieliśmy coś takiego, co nazywało się dodatkiem (lub z angielska add-onem). To coś dodawało do podstawowej wersji nowych przeciwników, bronie i tryby, a często kilka poprawek do mechanizmów rozgrywki i garść modyfikacji, które rozwijały pomysły z oryginału. W tamtych czasach taki dodatek kosztował zwykle mniej niż pełna gra, ale do jego uruchomienia niezbędna była podstawka. Dziś płaci się za niego tyle samo i odpala się od razu po włożeniu płytki do napędu. Tylko do tytułu oryginału trzeba dopisać dwójkę...§

Sequel kulciaka
Tego typu złośliwości nie należą do moich ulubionych zabiegów stylistycznych, ale też nie piszę tego ja sam, lecz moje zawiedzione oczekiwania. Kiedy na E3 2009 Microsoft zapowiedział Crackdown 2, naprawdę się ucieszyłem. „Jedynka” była (i jest) moim tytułem „kultowym” – niepozbawionym wad, ale pod wieloma względami bardzo świeżym i zwiastującym wielki potencjał.

Miała świetny system rozwoju postaci, polegający na tym, że im częściej wykonywałeś daną czynność (np. strzelałeś do przeciwników), tym lepiej ci ona wychodziła. Dawała też graczom ogromną, jak na czasy przed Assassin’s Creedem, mobilność (można było wskoczyć na najwyższy wieżowiec). Poza tym bazowała na niezłym modelu jazdy i dostosowanym do konsol celowaniu. No i stawiała na co-op – to przy tym tytule przekonałem się, jak wiele przyjemności może dać zabawa we dwóch. Reszta – z oprawą graficzną na czele – była już dość kiepska. Ale pionierom niedociągnięcia można wybaczyć.

Powtórka z rozrywki
Problem w tym, że Crackdown 2 ma wszystko to, co oryginał, i niewiele więcej. Akcja ponownie toczy się w mieście przyszłości Pacific City, w którym znów panoszą się wrogie władzom bojówki. Tym razem jednak nie są to gangsterzy, a bardziej terroryści – organizacja Ogniwo, która czegoś tam się domaga, ale nie ma to znaczenia, bo fabuła jest tu dodatkiem.

Na ulicach miasta pojawiły się też tzw. Pokraki, stwory, które chcąc nie chcąc muszę nazwać zombiakami, bo i podobnie się zachowują i wyglądają. Ponieważ wcielamy się w agenta... errr... Agencji, która walczy o porządek w Pacific City, ścieramy się i z jednymi, i z drugimi. Cała gra polega na tym, by metodycznie niszczyć i przejmować bazy oraz kryjówki obu frakcji.

Inne nowinki? Jest ich niewiele. Jednym z bardziej charakterystycznych elementów oryginału były tzw. kule zręczności, rozmieszczone w trudno dostępnych miejscach, których zdobycie zwiększało umiejętności agenta. Teraz jest ich więcej rodzajów. Część podnieść można, tylko grając w co-opie, inne są ruchome i gdy się do nich zbliżysz, zaczynają uciekać (kierując się wyjątkowo perfidną i przez to zasługującą na uznanie AI), jeszcze inne to kule „samochodowe”, w które trzeba wjechać dowolnym pojazdem. Są nowe zabawki (np. helikopter), ale dostęp do nich otrzymuje się stosunkowo późno.

Co jeszcze? Eee... może na przykład multiplayer. To rzecz zupełnie nowa, ale tak nijaka, że aż szkoda o niej pisać. Oferuje trzy tryby: deathmatch, team deathmatch i absurdalny rakietowy berek – odmianę deathmatchu, w której gracze ganiają za sobą, wyrywając sobie złotą kulę i ostrzeliwując rakietami. A na dodatek nawet grafika jest prawie taka jak w oryginale, podobnie jak kiepski polski dubbing. Ech... Najgorsze jest zaś to, że potencjał co-opu został całkowicie zmarnowany. Liczbę graczy, którzy mogą grać ze sobą zwiększono do czterech, ale nie wprowadzono żadnych mechanizmów, które rzeczywiście skłaniałyby ich do współpracy. Na kilkanaście prób, tylko raz rzeczywicie "grałem w kooperacji" z innymi ludźmi - w pozostałych po prostu trafiałem do ich wersji miasta i próbowałem ich dogonić, ci jednak, zajęci swoimi sprawami, wcale nie mieli ochoty na mnie czekać. Jeśli więc co-op, to tylko z umówionymi znajomymi. Szkoda - już nawet Mercenaries II dużo lepiej radziło sobie z obsługą kooperacji.

Z Crackdown 2 można wycisnąć trochę zabawy, ale to raczej gra na takie chwile, kiedy twoja łepetyna zupełnie nie kontaktuje i chcesz tylko, żeby coś tam na ekranie wybuchało, w głośnikach tratatało i żebyś nawet nie musiał się specjalnie wysilać (choć przyznaję, że wyższe od standardowego poziomy trudności to wyzwanie). Tyle że mam już taką grę w kolekcji i nazywa się po prostu Crackdown, bez dwójki...

Ocena: 6/10

---

Plusy:

  • swoboda ruchów
  • trochę fanych, nowych pomysłów na kule
  • fajny co-op, ale tylko ze znajomymi
  • Minusy:

  • niewiele nowego stosunku do jedynki
  • słaba grafika
  • niewykorzystany potencjał

  • Redaktor
    Hut
    Wpisów4059

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze