17
20.07.2010, 16:13Lektura na 4 minuty

Recenzja: Alien Breed: Impact (PC, PS3)

Na Steamie trwa szum wokół darmowego Alien Swarm, a my recenzujemy nową wersję przodka wszystkich strzelanek z widokiem z góry, z obcymi. Recenzja Alien Breed: Impact autorstwa Huta.


Michał „enki” Kuszewski

Alien Breed: Impact
wersja testowana: PC
wydawca: brak PL
cena PC: ok. 45 zł (11,25 euro)

 

Jako facet, który coś tam w życiu przeżył, wiem doskonale, że należy bardzo uważać z dawnymi miłościami. Często się bowiem okazuje, że spotkany po latach obiekt afektacji nie jest już piękną Calineczką, a złą królową. Na dodatek Obcych. Mówiąc krótko: kosmiczną maszkarą.

Reguła ta zasadna jest podwójnie, jeśli chodzi o gry komputerowe. Wiedzą o tym najlepiej gracze weterani, którzy swoją przygodę z gamingiem zaczynali w czasach ośmiobitowców. Ja na przykład długo byłem gotów przysiąc, że Green Beret (znany również pod tytułem Rush'n'Attack) ma fotorealistyczną grafikę, bo gdy jako brzdąc puszczałem na tym automacie skromną kasę otrzymywaną od rodziców „na lody”, młodociana wyobraźnia zawyżała rozdzielczość, podkolorowywała piksele i dodawała antyaliasing. Tymczasem kiedy całkiem niedawno obejrzałem na YouTubie fragment gameplayu tej produkcji... Cóż, mężczyznom też zdarza się płakać. 

Z tego też względu do Alien Breed: Impact, nowej wersji klasycznej strzelaniny z Amigi , podchodziłem z dużą rezerwą. Oryginał był prostym shoot'em-upem z akcją przedstawioną z lotu ptaka. W trzech kolejnych częściach bohaterami byli gwiezdni marines, którzy w korytarzach różnych stacji kosmicznych faszerowali ołowiem Obcych. Całość była mocno inspirowana filmami z serii „Obcy” (najbardziej oczywiście drugą ich częścią, czyli „Decydującym starciem”) i na początku lat 90. XX wieku cieszyła się naprawdę sporą popularnością.

Zgrabny kosmita
Alien Breed: Impact to powrót do dawnego pomysłu zrealizowany przez studio odpowiedzialne za oryginał, Team 17. Gra wcześniej ukazała się w postaci epizodycznej na Xbox Live, a teraz przez Steam trafia na PC, przez PSN zaś – na PS3. To, co zwraca uwagę na początku, to wysoka jakość tej produkcji, a bardziej precyzyjnie: rozgrywki, jaką oferuje (intro i przerywniki między misjami są fatalne). Impact pokazuje akcję w rzucie izometrycznym, kamerę można swobodnie obracać wokół bohatera (cyborga wybudzonego katastrofą statku kosmicznego), a napędzana Unreal Engine całość – lokacje, przeciwnicy, a nawet efekty towarzyszące strzelaniu z broni ciężkiej – mogą się podobać. 

Zgrabne jest również sterowanie. WSAD służy do przemieszczania bohatera, myszka wskazuje kierunek strzałów, kilka dodatkowych klawiszy pozwala zmieniać bronie i aktywne przedmioty, podnosić porozrzucaną gotówkę, a następnie wydawać ją w terminalach Infotex na amunicję, usprawnienia itd. Korzystając z tych możliwości, nasz cyborg przemierza pokłady statku, strzela do Obcych wychodzących ze ścian i podłóg, uruchamia najróżniejsze systemy na statku, by uzyskać dostęp do następnych pomieszczeń; słowem: robi wszystko to, czego można by się spodziewać po tego typu grze.

Zaskocz mnie, paskudo!
Problem w tym, że nie robi niczego, co byłoby niespodziewane. Być może wynika to z epizodycznej (w pierwotnym zamyśle) konstrukcji rozgrywki, ale kolejne poziomy nie przynoszą żadnych prawdziwych nowości i zaskoczeń. Ot, zmieniają się nieco Obcy, pojawiają się ciekawsze bronie (np. karabin laserowy), inaczej wygląda scenografia, ale sama rozgrywka prezentuje się cały czas tak samo: WSAD-em chodzisz, myszką strzelasz, aktywujesz jakieś komputery, okazuje się – zawsze „nieoczekiwanie” – że jest awaria w systemie i trzeba cofnąć się o pół poziomu, by aktywować kolejny komputer. 

Zabawa jest do bólu liniowa i – niestety – szybko się nudzi. Jej podstawy są proste, powtarzalne i nie dostarczają niczego, co motywowałoby do dalszej rozgrywki (np. jakiegoś systemu rozwoju bohatera, bardziej rozbudowanego niż dostępna tu jedna modyfikacja do każdej z broni). Niewiele wnosi co-op, rozgrywany na trzech oddzielnych mapach – to fajne zróżnicowanie, ale równie monotonne jak tryb single.

Mimo efektownego makijażu (nowej oprawy 3D) ta stara miłość nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś. Dlatego też pożegnałem się z nią bez żalu, zaraz po napisaniu recenzji. A jeśli kiedyś jeszcze najdzie mnie ochota, by do niej wrócić, zagram w Alien Breed Obliteration – fanowski rimejk oryginalnego Alien Breed: Special Edition (do pobrania tutaj: www.alienbreed.co.uk). Może i nie tak ładny, ale za to darmowy.

Ocena: 6+/10

Plusy: 

  • niezła oprawa graficzna i dźwiękowa
  • co-op
  • Minusy: 

  • monotonna rozgrywka

  • Redaktor
    Michał „enki” Kuszewski

    Autor tekstów różnych. W tym książek. Fan żółwi, muzyki filmowej i wszystkiego, co kosmiczne. Swoje politechniczne wykształcenie przekuł w artykuły dla czasopisma CD-Action, w którym jako redaktor przez wiele lat realizował swoje pasje grania i pisania. Obecnie pracuje w Techlandzie jako Quest Designer.

    Profil
    Wpisów512

    Obserwujących1

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze