14
15.04.2010, 15:25Lektura na 3 minuty

Recenzja książki: "Banita", dodatek do Mount & Blade: Ogniem i Mieczem?

Popularność newsa o okładce gry Polskie Imperium: Od Krzyżaków do Potopu świadczy o tym, że mamy u nas wielu miłośników szlacheckiej Rzeczpospolitej. Nasz autor, Czarny Iwan, poleca im "Banitę", nową książkę Jacka Komudy.


Hut

wydawnictwo: Fabryka Słów
wydanie 2010 r.
Ilość stron: 240
cena: 27,99 zł

Banita" trafił w moje ręce niemal w tym samym czasie co gra Mount & Blade: Ogniem i Mieczem. Przenosi ona gracza w niepewny okres tuż po śmierci króla Władysława IV, kiedy to prysła  stabilność kraju, a nowy król musiał gasić pożogę powstania Chmielnickiego.  Zaraz potem zwaliła mu się na głowę Moskwa, a niewiele później rozpoczął się potop szwedzki. Wspominam o tej grze nieprzypadkowo bowiem z  „Banitą” łączy go osoba Jacka Komudy, który opracowywał dialogi, storyline w grze.

Tym bardziej szkoda , że  Ogniem i mieczem to gra w której najczęściej przemawia miecz lub kula z muszkietu, natomiast jej warstwa opisowa jest mimo wszystko uboga. Komuda nie mógł w pełni wykorzystać talentu i w niewielkim tylko stopniu oddał realia siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej.

Dlatego właśnie, kiedy sięgnąłem po książkę, wydała mi się ona znakomitym uzupełnieniem gry komputerowej. Efekt niezamierzony,  ale naprawdę działający na wyobraźnię. Przede wszystkim dlatego, że  język u Komudy jest przebogaty i plastyczny. Jego opisy bojowego rynsztunku, strojów z epoki a przede wszystkim charakteru sarmackiej braci to jedna z nielicznych okazji, umożliwiających przeniesienie się w tamte czasy. Autor nie upiększa też legendy tylko pisze jak było.  Ważny był ten kto był silny a najważniejszy ów, który miał władzę bowiem taki mógł nająć sobie wielu silnych.

Kobieta w tym świecie była gdzieś pomiędzy koniem a psem, chyba, że była kurtyzaną, wówczas można było traktować ją gorzej niż psa.  Wiedział o tym również Mikołaj Potocki, szlachcic polski, który regularnie korzystał z usług panien lekkich obyczajów, po to tylko aby je później z upodobaniem, okrutnie zabijać. W tych czasach szlachcic mógł czyn taki okupić złotem, a niekiedy starczyło, że dał datek na Kościół, poleżał krzyżem przed ołtarzem i było po sprawie.  Potocki uczynił ze swego okrucieństwa i wynaturzenia cały proceder, zabijał często i właściwie bezkarnie. Siał postrach w całym Przemyślu i okolicy. Dopiero kiedy naprzeciw stanął mu stolnikowiec sanocki Jacek Dydyński, miął się przekonać, że nie jest tak bezkarny jak mu się zdaje.

Dydyński to jeden z ulubionych bohaterów Komudy, rębajło i hulaka. W „Banicie” spotykamy go w głębokim, wilgotnym lochu, bez grosza przy duszy, w ostatniej podartej koszulinie. Ostała mu się jeno wierna szabla. W takim stanie trafia przypadkiem pod skrzydła jednej z kurtyzan, która ratuje mu życie i jeszcze ofiarowuje pracę. Ma zabić potwora i mordercę, Mikołaja Potockiego.  Szlachcic przyjmuje zadanie ale nie wie jeszcze, że będzie musiał zmagać się również z afektem, którym zapała do Bietki, przełożonej przemyskich kurtyzan.

Bez obaw, nie jest to wątek miłosny rodem z powieści Danielle Steel, nie ma tu miejsca na sentymenty bo to przecież tylko transakcja, trzeba złowić potwora i odebrać zapłatę w ciężkim złocie. Czytelnik może więc skupić się na polowaniu, akcja jest wartka, trup ściele gęsto. Na pewno nikomu podczas lektury nie zabraknie emocji, a przy okazji  dobrze jest poczytać dialogi w pięknej, soczystej polszczyźnie, jaką  dla nas odtworzył Komuda. Dopiero przy końcu historii okazuje się, że serce Dydyńskiego nie jest z kamienia. Pisarz nie ma jednak dla niego litości. Jeśli chcecie wiedzieć jak skończy się ta historia, sięgnijcie po „Banitę”. To książka którą czyta się bardzo dobrze i właściwie w jeden wieczór. Komuda najwyraźniej jest w doskonałej formie.   

ocena: 4,5/5


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze