24
14.12.2009, 18:37Lektura na 5 minut

Assassin´s Creed: Bloodlines - recenzja. Co skrytobójca nosi w kieszeni?

Zgodnie z nową, świecką tradycją - kolejna recenzja na stronie www.cdaction.pl. Tym razem bierzemy się za Assassin's Creed: Bloodlines, kolejną odsłonę konfliktu między Templariuszami a Asasynami - w wersji zminiaturyzowanej na przenośną konsolę PSP.


Hut

Assassin's Creed: Bloodlines
wersja testowana: PSP, j. ang
Wydawca: Ubisoft Polska (cena oficjalna: 149,90 zł)


Choć bohaterem Assassin's Creed II jest zacny młodzieniec o imieniu Ezio, nie oznacza to wcale, że Ubisoft zamierza zrezygnować z charyzmatycznego średniowiecznego skrytobójcy Altaira, którego mieliśmy okazję poznać w pierwszej części cyklu. Powraca on w Assassin's Creed: Bloodlines - "kieszonkowej" kontynuacji Assassin's Creed.

Fabuła  tego "asasyna na PSP" rozpoczyna się w jakiś czas po wydarzeniach oryginału - a przynajmniej tej jego części, która rozgrywała się w XII wieku naszej ery w Ziemi Świętej. Altair podejmuje próbę ostatecznego rozwiązania problemu z Templariuszami (którzy wciąż knują co zrobić, by odzyskać Rajskie Jabłko) i wyrusza w pościg za ich ostatnimi przywódcami na Cypr, niewielką wysepkę na Morzu Śródziemnym. Poza krótkim prologiem, osadzonym w porcie Acre, fabuła Bloodlines toczy się w dwóch cypryjskich miastach - Limassol i Kyrenii - pomiędzy które całkiem demokratycznie (bo po równo) podzielono zostało sześć głównych rozdziałów scenariusza. Niestety (szczególnie, jak na grę, która ma łączyć historię Altaira i Ezio) fabuła kieszonkowego Assassin's Creed jest raczej miałka; brakuje w niej jakiejś tajemnicy, zagadki lub innego motoru napędzającego kolejne wydarzenia. Altair po prostu ściga Templariuszy, wycofujących się na z góry upatrzone pozycje, a jedynym elementem chaosu, który sprawia, że coś się w tej historii dzieje, jest Maria, kochanica zabitego w oryginale Roberta De Sable.

Jakiś ten asasyn kieszonkowy...
Przeciętnej fabule towarzyszy tu równie średnia grywalność. Trzeba jednak przyznać, że pierwsze  wrażenie, jakie wywołuje Bloodlines, jest naprawdę spore - na tyle duże, że na widok tej produkcji widok CormaC ogłosił, iż zamierza odkurzyć swoje PSP. Ostatecznie tego nie zrobił, ale wiem, co tak na niego podziałało: kiedy po otwierającym grę intrze Altair stanął na jednej z uliczek Acre ja też pomyślałem sobie: "Łał, naprawdę przenieśli Assassin's Creeda na PSP".

Niestety szybko - już po kilku minutach - okazało się, że wcale NIE przenieśli, a właśnie zbyt duże ambicje twórców powodują, że Bloodlines to gra tylko, co najwyżej, dobra. O co chodzi? Kluczem do sukcesu serii Assassin's Creed jest to, że umieszcza ona gracza w otwartym świecie, w gęsto zaludnionych miastach sprzed wielu wieków, dzięki mocy współczesnych konsol i komputerów oddanych z dużą liczbą szczegółów. Mocy tej PSP jednak brakuje przez co Limassol i Kyrenia to opustoszałe lokacje, w których smętnie snują się przypadkowi mieszkańcy; na dodatek lokacje podzielone na mniejsze fragmenty, pomiędzy którymi gra się doczytuje (co zapewne mniej przeszkadza w zabawie w wersję z PlayStation Store, ale w tej pudełkowej, w której dane doczytywane są z dysku UMD już wpływa na jakość rozrywki).

W efekcie umyka gdzieś cała swoboda, a gra zamienia się w zestaw dość krótkich, liniowych poziomów, które w żaden sposób nie zachęcają do eksploracji otaczającego bohatera świata. Duża też w tym zasługa wina kamery, którą z konieczności (czytaj - braku drugiej analogowej gałki w PSP) steruje się trzymając lewy bumper i wciskając przyciski kółko/krzyżyk/trójkącik/kwadracik, co jest mało wygodne i praktycznie nie do użycia w trakcie np. brawurowej ucieczki. Z drugiej strony takich ucieczek za dużo tu nie ma, bowiem gra w mniejszym stopniu bazuje na zakradaniu się czy wykonywaniu akrobatycznych ewolucji na dachach budynków, a koncentruje się raczej na walce. W "normalnym" Assassin's Creedzie narzekałbym na to, tu jednak nadaje to rozgrywce inne tempo i odmienny charakter. Szczególnie czuć to w walkach z bossami, przeciwnikami pojawiającymi się na końcu każdego z rozdziałów, których w Bloodlines nie zabija się skrycie, a właśnie walczy twarzą w twarz. A niełatwo pokonać Molocha Byka czy Mroczną Wyrocznię...

Jestem fanbojem, je, je, je...
Mimo tych zarzutów - średniej fabuły; zbyt małych możliwości konsoli, jak na chęci twórców; standardowego, przez co nie zawsze wygodnego, sterowania - poświęciłem Assassin's Creed: Bloodlines ponad sześć godzin niezbędnych do ukończenia scenariusza. I to mimo tego, że - jak co roku w grudniu - stosik gier, które czekają na to, by w nie zagrać/ukończyć jest wyższy ode mnie.

Dlaczego? Bo jestem fanem serii i nawet taka jej odsłona, wyraźnie skromniejsza niż "duże" gry z cyklu, wciągnęła mnie na dobre. Jako recenzent pewnie wolałbym, aby twórcy Bloodlines wymyślili na potrzeby tej produkcji jakiś inny styl rozgrywki (jak zrobili to z wersją na DS-a) i nie próbowali przenieść next-genowej rozgrywki na małą kieszonkową konsolę Sony; być może bardziej utalentowani programiści poradzili by sobie lepiej z takim wyzwaniem (Rockstar dał przecież radę z Liberty City/Vice City Stories), ale co tam, mam prawo od czasu do czasu być zwykłym fanbojem. Ważne, że Altair powrócił i znów można nim pobiegać po dachach i ulicach. Nawet jeśli są (prawie) puste...

Ocena: 7/10
 
Plusy:
•    powraca Altair, postać jednak bardziej charyzmatyczna, niż Ezio
•    kontynuuje fabułę oryginału
•    jak na możliwości PSP - imponujący wygląd
•    możliwość otworzenia bonusów w wersji PS3

Minusy:
•    w porównaniu z dużymi grami wypada słabo
•    utrudnione sterowanie kamerą, co szczególnie przeszkadza w bardziej dynamicznych momentach
•    zbyt dużo walk, za mało skradania


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze