1
6.05.2024, 09:00Lektura na 7 minut

Gry łączą, nie alienują. Rozmawiamy z Marcinem Gortatem

Najwybitniejszy polski koszykarz w historii uważa, że gry i sport mogą iść w parze. Prowadzi własny turniej w Call of Duty, 20 razy ukończył Diablo II, uwielbia historyczne strategie i gdyby miał czas, chciałby zrobić lepszego survivala niż The Forest.


Barnaba „b-side” Siegel

Wywiad pochodzi z CD-Action 04/2022. Zamieszczamy go na cdaction.pl w niezmienionej formie.

Barnaba Siegel: Gdy rozmawiamy, wciąż trwa Sokołów Gortat Cup, czyli turniej w Call of Duty Warzone. Opowiedz nam proszę o tych rozgrywkach.

Marcin Gortat: Jeśli chodzi o grę samą w sobie, to można powiedzieć, że Warzone trochę umiera w Europie, choć wciąż jest bardzo popularny. Ale ta sytuacja automatycznie sprawia, że nasz Cup stał się jednym z popularniejszych i lepiej płatnych pod względem nagród. Pomysł na turniej powstał w 2021 roku, oryginalnie mieliśmy 15 rund i rozgrywaliśmy je przez ponad osiem miesięcy. W każdej z rund do wygrania było 1500-2000 złotych. W pierwszej edycji zwyciężył Mateusz „Moorpheus” Ludwig, aktualnie jeden z czterech najlepszych graczy Warzone’a w Polsce. W ramach nagrody polecimy razem do USA, na pewno zabiorę go na jakiś mecz NBA.

A jak wygląda drugi sezon Gortat Cup?

Ruszyliśmy w styczniu, tym razem mamy 10 rund, a pula nagród to około 100 tys. złotych. Do wygrania każdorazowo są 4000 złotych oraz dodatkowe pieniądze za największą liczbę fragów. W Warzone’a gra się w drużynach, ale u nas turniej został tak skonstruowany, że składy są dobierane losowo. Może się więc tak zdarzyć, że jakiś zwykły „bambik” zagra w drużynie z topowym graczem. A to całkiem fajne, bo dzięki temu można i poznać się z takim prosem, i mieć szansę na wygraną.

Zwycięzcą zostaje ten, kto będzie miał najwięcej wygranych rund w danym sezonie. Oprócz nagród pieniężnych oferujemy też sporo sprzętu gamingowego i ponownie wylot do Stanów Zjednoczonych. Wszystkie dodatkowe informacje i linki do streamów znajdziecie na www.gortatcup.com.

Turniej cieszy się sporą popularnością?

W tym sezonie przenieśliśmy się na Discorda i z miejsca przyszło za nami ponad 1000 osób. I tak jak w 2021 mieliśmy czasem problem z wypełnieniem serwera gry, czyli znalezieniem kompletu 150 graczy, tak teraz nie dość, że jest on pełen, to zawsze jeszcze kilkadziesiąt osób czeka w rezerwie. Gdy zaczynamy zapisy na nową rundę, lista wypełnia się dosłownie w minutę. Jednak nie tylko liczby są ważne, ale też to, że udało nam się stworzyć po prostu fajną społeczność wokół Warzone’a.

To pytanie, od którego w sumie powinniśmy zacząć: czemu Warzone, a nie inna gra, np. nadal bardzo popularny Counter-Strike?

Przede wszystkim dlatego, że sam gram w Warzone’a. Zaczęło się od tego, że Izak zaczął mnie namawiać, spróbowałem, bardzo mi się spodobało i do dzisiaj biegam ze swoją ekipą. Tak w zasadzie to od lat gram w Call of Duty, ale niemal wyłącznie w trybie zombie. Kiedy byłem w NBA, siadałem po treningach i z drinkiem w ręku katowałem zombiaki (śmiech). Ale teraz spodobał mi się battle royale i rywalizacja z innymi drużynami.

A inne gry? Taki CS:GO jest bardzo mocno skillowy. W Warzonie można sobie jakoś dać radę, czasem schować się gdzieś w krzakach i przykampić. A w Counter-Strike’u jak już trafimy na topowego gracza, to w zasadzie niemożliwe będzie pokonanie go – ma szybkość, refleks, znajomość terenu nieosiągalne dla kogoś, kto nie gra w to cały czas.

A kim są członkowie ekipy, z którą grasz?

Najczęściej gram z czołówką osób z mojego Cupa. Pikaczuuu, Rocket, Zachar i Moorpheus – czwórka, która zwyciężyła już sporo rozgrywek w Europie i naprawdę godnie reprezentuje nas jako Polaków. Tylko kiedy ja mam ochotę tak sobie rekreacyjnie pograć, muszę czasem poczekać, aż oni skończą jakiś turniejowy mecz, to jest w końcu ich praca. A jak się zgramy, to biegam z nimi i – jak ja to mówię – amunicję za nimi noszę (śmiech).

Wspomniałeś, że w czasach NBA rozwalałeś zombiaki w Call of Duty. W ostatnich latach czytaliśmy sporo newsów o piłkarzach, którzy grają w Fortnite’a – pojawiały się wtedy niespecjalnie przychylne reakcje na taki sposób spędzania czasu. Czy w twoim przypadku też się zdarzało, że trener czy koledzy robili jakieś uwagi na temat tego, że grasz?

Nie, absolutnie. Nikt nie może mi powiedzieć, jak mam spędzać wolny czas. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i każdy robi to, co chce. Jeśli miałbym to porównać do jakichś sportowców, którzy idą na imprezę, piją do rana i następnego dnia są ojcami piątego dziecka z piątą kobietą, to zdecydowanie wolę zombie w Call of Duty. I tak patrząc w przeszłość, to chyba nie najgorzej wybrałem. Oczywiście są też normalni zawodnicy, którzy wracają do domu i odpoczywają, czytają książki, edukują się.

Dla mnie tryb zombie to była na pewno odskocznia od tego, co robiłem na co dzień, rodzaj „bezpiecznej rywalizacji”. Zresztą to też nie wyglądało tak, że grałem po osiem-dziesięć godzin, nie miałem nawet tyle czasu. Sądzę, że dwie godzinki to był „maks”, a potem leciałem spać albo na trening.

Marcin Gortat. Źródło: Polska Liga Esportowa
Marcin Gortat. Źródło: Polska Liga Esportowa

Jest Warzone, był tryb zombie. Całe życie grałeś w strzelanki czy próbowałeś też innych gatunków?

Całkiem niedawno grałem w Port Royale 4, wcześniej sporo w Company of Heroes 2. Uwielbiam Diablo, oryginalną „dwójkę” przeszedłem chyba ze 20 razy, tę odświeżoną też już zaliczyłem. Kocham Shoguna i Rzym z serii Total War... w sumie wszystkie tego typu strategie to dla mnie megasprawy. A z takich rzeczy, na których się wychowałem, to StarCraft i UFO: Enemy Unknown z serii XCOM, nawet teraz mam jedną część ściągniętą, ale już z milion razy ją przeszedłem. Za to w StarCrafta najchętniej grałem z kolegami trzech na trzech albo czterech na czterech.

Teraz najbardziej wpadłem „w korek” z Forestem, to gra survivalowa, w której biegasz po mapie, budujesz domy, osady i miasteczka. Moja ekipa od grania pokazała mi ten tytuł kilka miesięcy temu, a przeszedłem go już chyba z osiem razy od tego czasu. Kończę, restartuję, zaczynam od nowa i skaczę po tych jaskiniach. To wszystko robię oczywiście tylko w wolnym czasie, poza tym mam też swoje zajęcia, obowiązki biznesowe czy fundacje, z którymi działam. Ale nie ukrywam, że tak raz na dwa tygodnie, jak mi się uda urwać, to potrafią „zrobić nockę”, pograć osiem godzin do rana.

Dlatego czekam jak na szpilkach na październik, kiedy ma wyjść druga część tej gry, czyli Sons of the Forest. Nie ukrywam, że kiedyś nawet przeszło mi przez myśl, żeby zrobić własną grę survivalową – widzę, skromnie mówiąc, co można ulepszyć w takim The Forest, żeby stał się naprawdę wielkim hitem. Ale to myślę o tym bardziej tak w sferze marzeń.

Prawie wszystkie gry, które wymieniłeś, łączy tryb sieciowy stawiający albo na głęboką współpracę, albo na ostre współzawodnictwo. Czyli to trochę tak, jakbyś przenosił swoje pasje z boiska na ekran.

Tak, zdecydowanie. To jest dla mnie cała esencja grania, że tworzysz drużynę, możesz koledze pomóc albo wspólnie obmyślić z nim plan ataku. Myślę, że gry po prostu łączą, a nie alienują. Ale chociaż to fajny sposób na spędzanie czasu, trzeba utrzymywać w życiu pewien balans. Ja jestem już na „głębokiej emeryturze” i mogę sobie na to pozwolić, ale młody człowiek musi pamiętać, że ma szkołę, edukację, musi iść do pracy, wypadałoby wstać od monitora i zrobić trening, pójść na spacer, pobiegać, pojeździć na rowerze. Nie można po prostu zapomnieć o tym, że jest też życie poza komputerem. Gra to fajna odskocznia od wielu rzeczy, ale nawet żeby być w takiej grze efektywnym, trzeba na co dzień zobaczyć też trochę światła dziennego.


Redaktor
Barnaba „b-side” Siegel

Jestem szefem działów online w CD-Action. O gierkach piszę od 20 lat od gazetki szkolnej i fansite'ów, przez Playa, Komputer Świat Gry, Gamezillę, Gamikaze, Rzeczpospolitą, Gazeta.pl, Pixel, gry.wp.pl, po bycie redaktorem naczelnym Polygamii. Poza grami pielęgnuję kolekcję kilku tysięcy CD, winyli i kaset, piszę recenzje do magazynu Jazz Forum i prowadzę muzycznego peja The Seventies.

Profil
Wpisów140

Obserwujących16

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze