Masz już Dziesiątkę na dysku. Bo tak.
Darmowa aktualizacja dostępna jest dla większości posiadaczy komputerów z Windowsem 7 i 8.1. Wystarczy kliknąć na ikonę z Oknem w Zasobniku Systemowym, zarezerwować kopię, a następnie poczekać na ściągnięcie instalki i ją uruchomić. Okazuje się jednak, że rezerwacja nie jest już wcale potrzebna, instalkę i tak najpewniej masz już na dysku.
Choć Dziesiątka jest bardziej przemyślanym systemem niż Ósemka, a Microsoft od pewnego czasu uważniej wsłuchuje się w głosy użytkowników (a przynajmniej takie sprawia wrażenie), od czasu do czasu nadal ktoś w firmie wyciąga z szafy shotguna i strzela sobie w kolano, znaczy psuje wizerunek firmy genialnymi pomysłami.
Tym razem ktoś pomyślał, że uprzednie zarezerwowanie kopii Dziesiątki to zbędna formalność, a instalkę można pobrać bez tego. Jest przecież super, a katalog (nazywa się $windows.~BT i jest ukryty) zajmuje niecałe 6 GB, więc wszyscy będą nam wdzięczni. Bo gdy już chęć przeciadki nam zgłoszą, instalacja będzie się mogła rozpocząć znacznie szybciej.
Zakładając, że dane te pobierane są tylko, gdy łączenie nie jest obciążone, do tego tylko brak limitu na ilość pobranych bajtów, a na dysku leżą odłogiem gigabajty wolnego miejsca, problemem jest „tylko” podejście do klienta, które można podsumować „my wiemy lepiej”. Ok, Google czy Apple dobrze na nim wychodzą, ale słabe to usprawiedliwienie. Zwłaszcza jeśli masz tablet z 32 GB flasha lub siedzisz na „nielimitowanym” mobilnym necie – bo gwarancji, że w takim wypadku Dziesiątka bez twojej zgodny się na dysku nie rozgości, nikt nie daje...
Czy można coś z tym zrobić?
Sam katalog da się skasować (czasami tylko siłowo, na przykład używając programu Unlocker), ale to zwycięstwo tylko tymczasowe. Bo po pewnym czasie katalog pojawi się ponownie. Na razie jedyny pewny sposób by temu zaradzić, to wyłączenie automatycznych aktualizacji, ale to w najlepszym wypadku rozwiązanie tymczasowe...