43
20.08.2012, 13:09Lektura na 8 minut

[BLOGI] Ja gracz - wersja kobieca 1.0 "Weteran"

Wspominkowo, hardkorowo, blogowo i ładnie o starych czasach opowiada nasza bloggerka, Malva.


CD-Action

Będąc jeszcze na studiach, jeżdżąc tramwajem, mijałam kościół - patrząc na niego zastanawiałam się jaką drogę obrałby kierowany przeze mnie Altair z pierwszego AC. Wtedy dotarło do mnie jak starym graczem już jestem, a gram odkąd mogę sięgnąć pamięcią.

W moim domu zawsze były komputery. Mój śp. Tatusiek często znosił sprzęt i składał komputer, często robiłam to razem z nim - dzięki czemu szybko dowiedziałam co to znaczy //format C: i jak zainstalować nowy system. Do dzisiaj z uśmiechem wspominam niebieski ekran DOSa i czerwony prostokącik robiący za współczesną myszkę. Stwórco, ależ ja na tym śmigałam - aż się łezka w oku kręci.

Siłą rzeczy, posiadając komputery, zaczęłam posiadać gry. Nie pamiętam jaka była ta pierwsza z pierwszych. Jednakże w pamięci utkwiła mi gra o Piotrusiu Panie na aż 4 dyskietkach - z pięknymi malowanymi tłami. Rozumiecie? 4 dyskietki. Przez moją głowę przelatują też pierwsze wyścigi formuły 1 w które namiętnie graliśmy na informatyce, pac-many, pongi, oraz pierwsza gra w której zaszłam naprawdę daleko - Jazz Jackrabbit. Uzależniłam się od tej gry - wciąż pamiętam jak biegałam szalonym zielonym królikiem gdzie się tylko dało (pomijam tutaj pierwszego Quake'a, Dooma i Duke Nukem 3D - które do tej pory znam na pamięć :) ).

Jednakże byłam wtedy dzieckiem. Gry były fajne - kanciaste, zabawne, drażniące. Częściej niż przed monitorem przebywało się na podwórku i łaziło po drzewach oraz lało chłopaków z sąsiedniej ulicy. Takie małe gangi. Poobdzierane kolana i stłuczona twarz to norma, teraz niektórzy poobdzierane mają tylko opuszki palców. Żyłam i wciąż żyje w przełomowym okresie. Pamiętam nawet najstarsze dyskietki - te duże ośmiocalowe. Świat się zmienia, a ja razem z nim.

Potem w moje ręce wpadł pierwszy Tomb Raider. Jako, że gówniara ze mnie była, skończyłam na pierwszej planszy. Tak jak Króla Lwa i te głupie drzewo z małpami (wstyd się przyznać, ale dopiero po kilku latach dowiedziałam się, że trzeba było ryczeć na małpy - wtedy dotarcie do tej #$^#^ żyrafy nie jest problemem). Tak, trochę trwał ten okres - pograć chwilę i rzucić w kąt. NEEEXXXTT please! Zwłaszcza, że potem zaczął się INTERNET.

Tak, dzieło szatana, modemy i wciąż pamiętany szum łącza oraz bolesne opłaty za minuty w necie. Czas rozwoju i lepszego sprzętu. Z oszałamiających 11 GB HDD przeszłam na coś koło 100 GB, miałam pierwszą nagrywarkę i pierwszego laptopa za, bagatela 7 tys. - TOSHIBA - który działa do dziś! (Kiedyś robili porządny sprzęt, a nie taki szmelc jak teraz). Co to się działo, szał ciał!

I wtedy pojawił się Czarnobrody. Tak, przystąpiłam do partii piratów. Szalałam na Oceanach łączy, łupiłam nowe gry i programy. Zwłaszcza, że miałam jedną z najszybszych łajb wśród moich braci. Krew, flaki, trupy. Byłam bezwzględna. Co chwilę miałam na dysku inną grę, nie ukończywszy poprzedniej. Nie splamiałam się kupnem oryginałów. Wystarczyło mi skalpowanie twórców. To był niezwykły czas.

A potem dowiedziałam się, że to co robię jest złe. To śmieszne, ale dotarło to do mnie po parunastu numerach spędzonych z CDA, Clickiem, Playem i innymi już "umarłymi" pismami. Powoli do moich łupów dorzucałam oryginalne płytki zakupione za zaoszczędzone kieszonkowe. W końcu zatopiłam piracką łudź przy pomocy wojennego galeona zwanego Newerwinter Nights. Moja pierwsza gra, którą przeszłam w całości i przy której zrozumiałam, że fajnie jest mieć swoją grę w pudełku. Nie byłam święta, piraciłam ładnych parę lat - ale w końcu przestałam. Teraz jestem dumną posiadaczką całej masy pudełek z grami na PC, PS3, Xboxa 360, PSP i NDS. I co najlepsze, gry mam albo za grosze, albo za darmo. Panie pobłogosław wyprzedaże, tanie serie, reedycje, alledrogo i inne "narzędzia" zezwalające na wymiany i odsprzedaże.

To jednak nie wszystko. Właśnie po pierwszym NN zaczęłam grać "naprawdę". Zaczęłam doceniać fabułę, smaczki, miejscówki, krajobrazy, głosy. Mój gust zaczynał się zmieniać, przerobiłam "strzelanki" (Quake, Duke - wróćcie!), skradanki (Thiefy, Sprinter Cell, Hitman), wyścigówki (NfS - a jakże by inaczej), symulatory lotnicze (Raptor F22 - uzależniłam się od nich i od joysticka), strategie (Zeus, Age of Empires, Starcraft, Warcraft i masa innych - kiedyś był to mój ulubiony gatunek), sportowe (Fifa Street, koszykówka, skate i inne bzdury), bijatyki (Dead or Alive - love) - skończyłam na RPG i już tu zostałam. Uwielbiam ten gatunek. Masa możliwości i niekończące się opowieści.

W końcu mój gust ugruntował się w rpg - te czyste, jak i z elementami akcji. Uwielbiam się wcielać w daną postać. To jak odgrywanie roli w teatrze, bądź filmie. Do tego masa tekstu (stare dzieje) zaprzęgająca do pracy również wyobraźnię. Wciąż uważam, że pikselowe RPG ze zwojami tekstu i poruszającą fabułą wyciskającą z Ciebie ostatnie tchnienie - jest o niebo lepsze od niektórych współczesnych produkcji. Ostatnio nawet zaczęłam się skłaniać w kierunku japońskich jrpg. Zwłaszcza tych z systemem taktycznym. Ostatnio, dla przykładu, włączyłam Resonance of Fate (2010). Powiedzcie mi, kiedy ostatnio - we współczesnej produkcji - widzieliście taką mase tabel, tabelek, zależności, zbieżności, rodzajów amunicji (tak amunicji, tutaj nie ma mieczy - poczytajcie, bardzo dobra gra), możliwości modyfikacji broni, komponentów umożliwiających crafting etc.? Bo ja dawno temu. Wierzcie mi, kedy po wszystkich Mass Effecta-ch, Kingdoms of Amalur, Dragon Age-ch itp. wracam do Monster Huntera, Lost Odyssey , Last Remnant czy właśnie Resonance of Fate - to mi szczena opada - z wrażenia. To gry których trzeba się uczyć, gry które wciąż potrzebują papierowej instrukcji. Choć nie zrozumcie mnie źle. Uwielbiam ME i DA, ale bądźmy szczerzy. Obie produkcje zmierzają ku prostocie rozgrywki, a ja chce czasem się napocić w walce z przeciwnikiem (wczoraj 5 razy podchodziłam do pierwszej walki zanim załapałam system "tarczy" - masakra, ale nawet wtedy nie jest łatwo). Czasem lubię masochozm (Demon's Souls boli), a czasem chcę zagrać w grę i nie martwić się paskiem zdrowia.

By nie było, czasem wciąż wracam do FPS i TPS. W mojej kolekcji na przejście wciąż czekają Gears of War i moja ukochana seria Halo (obecnie Reach). To taka odskocznia od poważnych decyzji podjętych w japońskich rpg (tak uważam, że te tytuły mają lepsze historie i lepszych bohaterów, a także - lepsze poczucie humoru ).

Uff.Lubię grać. Teraz tytuły dobieram ostrożnie (głównie dlatego, że gry kupuję za swoje pieniądze - wiadomo). Lubię zasiąść z padem/klawiaturą w ręku i wtopić się w inny świat. Ratować świat, zabijać tych złych, podpalać, pić palić, gwałcić... taaa. Potem rozmyślać, układać nowe historie, tworzyć nowe postaci, wymyślać nowe metody eksterminacji czy taktyki walki. Będąc w realnym świecie zastanawiam się jakie skoki wykonałby Ezio na starych kościołach, jak Szary Strażnik poradziłby sobie z oblężeniem starych murów obronnych w moim mieście, co by było gdyby na niebie pojawił się Żniwiaż, jakbym żyła gdybym była nieśmiertelna jak główny bohater Lost Odyssey, jaką objęłabym strategię kolonizacji po partii w Master of Orion. Lubię śmiać się z miny innych kiedy mówię, że kupiłam bluzę +5 do zaje*&@ ści, osiągnęłam poziom master w cichym poruszaniu się nocą po mieście, że robie restart mózgu i wgrywam nowy system. Jeszcze bardzie się cieszę, gdy ktoś kontynuuje ze mną taka słowną grę - wtedy wiem, że spotkałam innego gracza.

Tak. Bo, moi drodzy, w moim mieście graczy nie ma. W sąsiednim - tym dużym - tylko udają. Kiedy w akademiku trafiłam na gościa z koszulką Hordy krzyknęłam z bananem na ustach - For the Horde! A on... nic. Nie zaczaił. Zrobiło mi się trochę smutno. "Gracze" nie rozpoznają na moich koszulkach Diablo, Worgenów, totemu Druida czy nawet symbolu N7, jednocześnie mówiąc jakimi są hardkorami. Skoro nimi są, to czemu nie wiedzą co noszą na piersi lub widzą u innego? Ciężko jest znaleźć kogoś z kim można pogadać o tym w cztery oczy. Pozostają fora internetowe, ale to nie to samo. Jestem starej daty, wolę się spotkać i pogadać w twarz, niż naparzać w klawisze po sesji z grą. Niestety rozwój technologii okupujemy kajdanami do sprzętu i uzależnieniem od fejsbuca. Szkoda.

Ps. Nie istnieje - nie mam konta ani na nk, ani na fb - jestem tylko waszą halucynacją. Zmiennokształtnym. Jestem tuż za tobą...,

 

Tekst na blogu autorki

 

----------------------------

Blogi na głównej? Tak, oczywiście! Mamy na stronie CDA wielu utalentowanych bloggerów, których teksty warto przeczytać, a na które moglibyście nie trafić nie mając czasu wchodzić na forum. Będziemy więc wam to ułatwiać publikując co ciekawsze teksty na stronie, a i tym samym nagradzać wysiłki naszych blogowych literatów wystawiając ich wam na pożarcie!


Redaktor
CD-Action
Wpisów1101

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze