24.09.2011, 12:00Lektura na 5 minut

[By the way] From Dust, czyli z prochu powstałeś, więc się otrzep

Ma swoje zdanie i nie zawaha się go użyć - czyli Berlin o From Dust. Nie każdemu musi się podobać nowa gra przesympatycznego Francuza, który składa nią hołd innemu sympatycznemu Anglikowi, prawda?


Berlin

Eric Chahi dał światu kultowe Another World, które do tej pory wspomina się dobrze. Tak dobrze, że bez problemu - bazując na dobrych skojarzeniach i wspomnieniach graczy - można było jego nazwiskiem firmować wydane miesiąc temu From Dust. Te dwa tytuły dzieli od siebie dwadzieścia długich lat, a Chahi nie wsławił się w tym czasie niczym więcej... From Dust może jego legendzie bardziej zaszkodzić, niż pomóc - nie jest to ani gra wybitna, ani nawet interesująca.

Jest za to powrotem do popularnych dziesięć lat temu “symulatorów boga”, w których władając "czymś" trzeba zrobić "coś", żeby poddani radowali się i wysławiali imię gracza. Problem w tym, że gatunek gier boskich w kwestii wyborów moralnych nic ciekawego do zaoferowania nie miał od czasów Black & White, interesującego gameplayu nie zaprezentował od Populous: The Begining, a od premiery Okami ciekawą treścią, grafiką i scenariuszem nie powalał. From Dust nie wybija się niczym - po zaliczeniu kilku misji można dojść do wniosku, że równie dobrze można to było sprzedawać za trzy dolary na iPady i światu krzywda by się żadna nie stała.

From Dust to jedynie zbiór kilkunastu map, które należy przejść według określonego schematu. Gracz dostaje garstkę wiernych, których musi doprowadzić do wyjścia z planszy zakładając przy okazji wioski przy napotkanych po drodze totemach, żeby to wyjście w ogóle otworzyć. Kierowane plemię to z kolei banda przygłupich samobójców, dla których najmniejsze nawet wybrzuszenie w terenie jest barierą nie do przejścia. Wyszukiwanie ścieżek to coś, z czym lepiej radziły sobie programowane przez gimnazjalistów boty do Counter-Strike’a dziesięć lat temu i koszmar, który przy braku precyzji sterowania może mocno wytrącić z równowagi. Tym bardziej, że przegranie i restart planszy w typowy dla Ubisoftu sposób równa się oglądaniu animacji ładowania, koszmarnego tekstu “fabularnego” i wprowadzenia do mapy, których nie da się przełączyć. Cała męczarnia opiera się jednak na tylko jednym szablonie - dojść do totemu, który daje jakąś moc, dostać się do kolejnego, by odebrać następną i tak do czterech razy, żeby odblokować wyjście z planszy i przeskoczyć na kolejną. Fascynujące.

Takie są założenia - sama mechnika i esencja zabawy to po prostu symulator niebiańskiej koparki, która przerzuca piasek, wodę i lawę z miejsca na miejsce. Nie da się przy tym wpłynąć na ustalony kształt świata - o ile z kamieni można zebrać cały piasek, to samego kamienia ruszyć się nie da. Jeżeli oczekujecie sandboksa, który pozwoli wam pobawić się terenem i stworzyć coś ładnego - nie da rady, o wiele więcej możliwości na tym polu daje chociażby Minecraft. From Dust można jednak rozgrzeszyć, bo teoretycznie chodzi w tej grze o coś innego, chociaż nawet nie w połowie tak interesującego.

Ogólnym założeniem jest przeprowadzenie wyznawców z punktu A do punktu B jednocześnie broniąc ich przed “dziką naturą”, której jedynym celem jest brutalne ich zamordowanie. Wykorzystać do ich ochrony należy dostępne akurat surowce - wspomnianą już świętą trójcę piasku, wody i lawy - za pomocą których buduje się góry dookoła wiosek, czy przejścia pomiędzy wyspami. Dodatkowo na każdej z map nasze “bóstwo” ma do dyspozycji kilka supermocy: wlewanie żelatyny do wody, wysuszanie morza, gaszenie pożarów, korzystanie z podręcznej czarnej dziury, czy sypanie nieskończonym piaskiem. Wszystkie działają tylko w obrębie naszych boskich kompetencji, czyli nie oferują niczego naprawdę interesującego - nawet “wsysając materię” przez minutę nie da się wessać góry uformowanej wcześniej koślawo z lawy. I właśnie: koślawo tylko i wyłącznie, bo From Dust jest nieprecyzyjne i sterowanie wymaga chwili przyzwyczajenia, ale i tak do samego końca irytuje swoją dziwacznością. Nie jesteśmy bowiem żadną ręką z nieba, tylko pomarańczowym ślimakiem przyklejonym do ziemi - chcąc przejść przez górę, musimy się na nią wtoczyć, co zabiera cenne sekundy. Łącząc to z idiotycznym AI wyznawców, którzy nigdy nie są w stanie wykonać prostego polecenia: From Dust jest po prostu drogą przez mękę.

Przejście całej gry to mniej więcej 3,5 godziny, ale ten czas może się wydłużyć, jeżeli gracz usilnie będzie próbował zrobić coś inaczej, niż zaplanowali to twórcy. Niektóre mapy (pierwsza połowa gry, prawdę mówiąc) przechodzą się same i nie są żadnym wyzwaniem, reszta mogłaby być nawet jakimś problemem, gdyby winę za brak przystosowania do rosnącego poziomu trudności ponosił gracz, a nie system wyszukiwania ścieżek. Dla spragnionych wrażeń przygotowano jednak dodatkowy tryb Challenge, w którym jak najszybciej należy rozwiązać jakiś problem (na przykład: dojść z punktu A do punktu C zanim w punkt B uderzy tsunami), ale wyzwania odblokowują się w miarę postępów w głównym wątku, co kompletnie nie ma sensu, bo idea maksowania From Dustdla byle map do osobnego trybu nie ma sensu - żadna to nagroda.

Nie jest to gra warta 65 złotych, nie jest to też coś, przy czym 3,5 godziny siedzi się przyjemnie. Przy typowych upierdliwościach gier od Ubisoftu (filmiki nie do wyłłączenia, anyone?), niewykorzystanym potencjale zabawy w boga (mętny scenariusz, zero dylematu, zero zaangażowania ze strony gracza), żenującej ilości map i możliwości, From Dust po prostu nie jest warte swojej ceny. Jest ciekawym eksperymentem, który niektórym może się spodobać, ale równie dobrze za te pieniądze można zaopatrzyć się w Black & White, Populous: The Beginning i może przy okazji dorwać gdzieś Okami od kogoś, kto nie dzierży japońszczyzny.

I wyjść na tym o wiele, wiele lepiej.


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze