9.04.2016, 16:14Lektura na 6 minut

[Weekend z Dark Souls III] No już, koniec każulowania!

Kiedy MQc spytał, czy chciałbym napisać coś na weekend z Dark Souls, odpisałem, że kolejnego tekstu o tym, dlaczego to najważniejsza gra ostatniego dziesięciolecia na pewno nie chce, więc raczej niekoniecznie. Powiedział, że chce. No to jak mogłem nie skorzystać z okazji do siania soulsowej propagandy?


Berlin

Od razu uprzedzam też, że to, co przeczytacie w tym tekście, możecie potraktować też jako suplement do recenzji, która ukaże się w następnym CD-Action. Prawdopodobnie będę mieć w niej trochę konkretów do przekazania, pojawi się też trochę spoilerów – teraz, na szczęście, żadnych konkretów przekazywać nie muszę. Mogę po prostu krzyczeć na was, żebyście wreszcie dali tej serii szansę, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście.

OD TERAZ WIĘC KRZYCZĘ.

Ale oszczędzę wam caps-locka, żeby się wygodniej czytało. Wyobraźcie go sobie, OK?

Lecimy.

Dark Souls 3 to najlepsze i najgorsze Dark Souls.

Fani, którzy mają pozostałe części w małym palcu, poczują się w "trójce" jak w domu. Po chwili zastanowienia mogą poczuć jednak, że cała magia tej serii polega na tym, żeby nie czuć się w niej bezpiecznie, pewnie i spokojnie, więc dom może wydać im się dziwnie pusty. Przecież to właśnie z tego powodu – przyjemności, jaką daje wytrącenie ze strefy komfortu – tysiące wariatów z całego świata uśmiechało się, kiedy dupsko wielkiego demona zgniotło ich w samouczku pierwszej części. W "trójce" uśmiechną się co najwyżej dlatego, że kiedy gnieść będzie ich to samo dupsko, ale w innym miejscu, po latach przypomną sobie, jak to było w pierwszej części.

To gra oparta na fanserwisie. Na wspominkach. Na trącaniu łokciem i mówieniu "ej, pamiętasz?". To gra pełna recyklingu pomysłów, ale zrealizowanych lepiej niż kiedykolwiek, bo From Software wreszcie wyszlifowało ten swój diament tak, że prawie oślepia. To gigantyczny posąg palca, który wytyka innym studiom zachowawczość i brak konsekwencji w dążeniu do celu.

Dlatego kiedyś, żeby przebić się przez Soulsy, trzeba było lubić pokręcone poczucie humoru twórców – to specyficzne "a byś uważał, to byś się nie dał zrobić", które gra mówiła nam praktycznie co zakręt. A tu twórcy zrzucali nam na twarz ze schodów wielką żelazną kulę, a to płonącą beczkę, a to na podłodze była pułapka odpalająca bełty lecące ze ścian, a to smok nagle ożywał, kiedy się do niego zbliżyliśmy, bo dlaczego nie. A to w idealnym momencie ktoś wyczuł, że "teraz to będą się czuć pewnie", więc skonstruował level tak, żeby w dokładnie tym miejscu, gdzie trzeba, pewny siebie gracz dostał niemiłosiernie po tyłku.

W Dark Souls III jest inaczej.

Fanserwis nic nie powie ludziom, którzy nie znają poprzednich części. W świecie Soulsów z kolei nic nie ma znaczenia, jeżeli nie ma ochoty się tego znaczenia samemu doszukać. Każdy motyw ma więc jakiś głębszy sens, ale każdy będzie miał też bardzo powierzchowny kontekst dla tych, którzy nie wiedzą o czym mowa – środki, z których From Software korzysta są na tyle uniwersalne, że w "trójce" trudno się pogubić. Weterani się uśmiechną, nowi poznają stare motywy w nowych wersjach i uśmiechną się, kiedy wrócą do źródła.

Proste i genialne. Jak całe Dark Souls III.

Wszystko się pozmieniało. To nie jest już "nieprzystępna gra dla wariatów".

To idealny wstęp do nieprzystępnych gier dla wariatów.

dark-souls-iii_4bld.jpg

Tak naprawdę, wbrew temu, co mogliście słyszeć ode mnie, czy kogokolwiek innego, Soulsy do tej pory naprawdę były bardzo niemiłe i nieprzyjemne, jeżeli nie chciało się poświęcić wielu godzin na studiowanie jakichś zawiłych systemów. Na uczenie się jakiegoś skalowania, ulepszania, czy po prostu grzebanie za czymś, co jest w tej grze w ogóle fajne. Widziałem wiele sejwów, na których ktoś zmienił swoją postać w chodzący czołg na zdecydowanie za wysokim levelu i na fatrollach doturlał się do Gaping Dragona, żeby paść już przy nim ostatecznie z nudów, bo nie wiadomo, o co chodzi i po co to wszystko.

Tego całego doświadczenia zmagania się z grą w "trójce" nie ma. Jest stosunkowo prosta do zrozumienia, bo – na Soulsowe standardy – jest przystępna, przyjemna, łatwa i tak dobrze wyważona, że po prostu płynie się razem z nią do przodu.

I od dwóch tygodni próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to dobrze.

Wydaje mi się, że tak. Kto miał przeżyć bicie po zębach już dawno je przeżył i ograł część pierwszą albo drugą. Fromsoft prawdopodobnie wyczerpało bazę klientów, których mogło ściągnąć do zabawy oferując pięść w ładniejszej rękawiczce. Przyszedł czas na ściągnięcie nowych, rozszerzenie wpływów. Na zbudowanie doświadczenia, które wprowadzi ludzi w klimat łagodniej – na uczenie Tuwima od "Lokomotywy", a nie "Wiosny".

A w tym wszystkim fani dostaną po prostu więcej Soulsów. Lepszych pod wieloma względami. Ale to już inne Soulsy. Mające na celu wywołanie innego doświadczenia niż poprzednie części. Trzecia odsłona ma wprowadzić ludzi w świat tej serii, pomóc im zrozumieć o co w niej chodzi. Jest najładniejsza, jest najlepiej zaprojektowana pod względem gameplayu, ma zrozumiałą mapę, na której trudno się zgubić, ma NPC-ów tłumaczących, czym się zajmują. Ma wszystko, co potrzebne, żeby wejść w ten świat gładko, jak po maśle.

A jednocześnie ma najlepszy bossfight w historii serii. Ma fantastycznego, trudnego bossa na końcu. Ma przepiękne widoki, przy których Bloodborne może się zarumienić. Ma lokacje ukryte tak, że nikt normalny ich sam nie znajdzie. Ma multi rozszerzone pod hardkorowców. Ma przemyślane covenanty. Ma wszystko, co – jako fan – w tej grze chciałem zobaczyć.

Wszystko poza jednym: poczuciem tego, że zmagam się z grą, że walczę z nią o każdą kolejną lokację, o każdy krok do przodu. Przez jakiś czas myślałem, że to źle. Teraz zdałem sobie sprawę z tego, że w moim życiu nie potrzebuję już Soulsów, żeby to poczuć. Aktualnie, jeżeli chcę się zmagać z grą, odpalam chociażby Ketsui. Jakiś czas temu dotarłem do trzeciego bossa na jednym żetonie.

Dzięki Dark Souls, do którego ogrania zmusiło mnie pisanie recenzji do CDA, odkryłem świat gier, po które nie sięgnąłbym nigdy wcześniej, bo uznałbym je za o wiele za trudne. Gdybym nie musiał, prawdopodobnie zmieniłbym swoją postać w chodzący czołg na zdecydowanie za wysokim levelu i na fatrollach doturlał się do Gaping Dragona, żeby paść już przy nim ostatecznie z nudów, bo nie wiadomo, o co chodzi i po co to wszystko.

Gdyby Dark Souls III wyszło wtedy, to bym się od niego nie odbił. Jest zrobione tak, że z własnej woli zaszedłbym… prawdopodobnie do końca. Jedyne problemy, jakie miałem podczas grania w kopię recenzencką – na ślepo, bez możliwości przyzwania kogokolwiek do pomocy – rozwiązałby partner do co-opa.

Lepszego momentu, żeby zainteresować się Soulsami nie było. Grajcie w Soulsy. Podnoście ręce w powietrze i czcijcie słońce. Warto. To jest najlepsza rzecz, jaka mi się w temacie gier trafiła i chcę – WYMAGAM – żebyście dołączyli do tej wesołej gromadki, jaką z innymi fanami radośnie od lat tworzymy. 


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze