23
10.04.2014, 15:50Lektura na 6 minut

[Po mojemu] To jak z tym Elder Scrolls Online?

To nie jest recenzja, nie przeczytacie tu szczegółowego opisu drzewek postaci czy linii fabularnej. Nie ma to znaczenia. Istotne jest coś, nad czym pewnie dumam nie tylko ja, ale i twórcy. Dziękuję górze, że nie musiałem pisać recenzji, bo TESO sprawia nielichy problem w ocenie.


Adam „Adzior” Saczko

Właściwie wszystkie wątpliwości przed premierą gry można było zamknąć w jednym zdaniu - dyskusje dotyczyły granicy pomiędzy "Elder Scrolls" a "Online" w produkcji Zenimaxu. Na ile znana z serii lekkość i przyjemność eksploracji świata wytrzyma starcie z wpuszczeniem do Tamriel innych graczy? Czy zabranie możliwości noszenia przy sobie zbrojowni i skrzyni złota po rozebraniu wrogów nie zaboli graczy po oddaniu w ich ręce dużych bitew PvP? Jak poczują się hardkorowcy, którzy patrzą z ukosa na MMO, gdzie tradycja gatunku stawia na przystępność kosztem spójności fabuły i kanonu?

Z ostatnią kwestią zetknąłem się niechcący - jako posiadacz Imperial Edition każdą rasą mogłem przystąpić do dowolnej frakcji (Ebonheart Pact, Daggerfall Covenant, Aldmeri Dominion) więc kliknąłem, co akurat mi się spodobało i pach! Rodowity Nord, mieszkaniec Daggerfall z dziada pradziada. Daleko od domu w Skyrim, zbyt biedny, by tam dotrzeć samemu. Z kanonem pewnie się nie zgadza, ale nie powiecie mi, że role-play w MMO nie istnieje.

Podobnie, jak w przypadku fabularnego zacięcia zadań w The Old Republic mówiono, że BioWare stworzyło ogromną kontynuację KotOR-ów, tak i ESO prezentuje się jak nieźle wypieczone, duże Elder Scrolls. Nie trzeba przyzwyczajać się specjalnie do systemu umiejętności, zwłaszcza jeśli graliście w Skyrim - tu też rozwija się skille często używane w zamian za punkty, które dostajemy przy awansowaniu na poziomy doświadczenia, ukańczaniu niektórych questów czy znajdowaniu specjalnych artefaktów w świecie gry. Mamy pewną elastyczność w budowaniu postaci, jednak w praktyce schylamy się w stronę klasycznego osiłka, czarującego mądrali lub zręcznego łotrzyka, plus czwarty do brydża templariusz przydatny w leczeniu towarzyszy. Są zadania dla gildii, są ikonki na mapie, są bogate narzędzia kreacji postaci. Wszystko niby na swoim miejscu.

Poza tym wreszcie mamy Tamriel w jednym kawałku, a jego zwiedzanie nie dość, że zajmie mnóstwo czasu, to jeszcze nacieszy oko. Przebiegłem kilka krain i ani nie zauważyłem pustkowi kopiuj-wklej, ani nie trafiłem na szczególnie źle zaprojektowane lokacje (może kilka razy intuicyjnie zaszedłem od złej strony  lub mapa była mniej czytelna). Część z nich - szczególnie w questach fabularnych - zasłużyła nawet na podziw i pamiątkowego screena. Warto jednak pamiętać, że z troski o balans ekonomii nie można zdejmować wszystkich przedmiotów z wrogów, a skarbów - z małym wyjątkiem wskazanych przez zdobyczne mapy - wielu nie znajdziemy. A przecież od lat chodziliśmy po światach Elder Scrolls właśnie w poszukiwaniu niespodzianek. Bardziej swojsko poczujemy się wykonując zadania - to już klasyka serii. Czasem coś trzeba przynieść, kogoś zabić, znaleźć, odratować, ewentualnie wywołać duchy lub przenieść się w czasie. Szczególnie spodobali mi się minibossowie, których trzeba rozłożyć taktycznie, bo dysponują zbyt dużą potęgą, by na równym poziomie nuke'ować ich zdolnościami i zwyciężyć.

Na drodze do nich stoją jednak moby, które wywołały we mnie nieprzyjemny syndrom zataczania się po ścieżce. Prościej - zacząłem je omijać. Po wbiciu kilku poziomów i rozwinięciu podstawowych zdolności nie stanowią problemu, ale i tak bije się każdego o sekundę-dwie zbyt długo. W grupie przeciwnicy potrafią szybko sformować niezły team z wojownikiem bijącym w zwarciu i asystującymi na dystans, wtedy bywa ciężko. Nie ma nic złego w tym, że ESO - mimo totalnej mainstreamowości cyklu - nie zamierza być grą łatwą. To konkretne utrudnienie leży jednak w miejscu, które zgodnie z rytmem rozgrywki MMO powinno być bezbolesne. Zadaniem stworów jest szybkie znikanie, ich działanie jest schematyczne i nie rozwija specjalnie umiejętności gracza (choć postać tak, bardzo powoli), więc czemu ma służyć przeznaczenie na walkę z nimi dziesięciu sekund zamiast trzech? Może kogoś to bawi, mnie ani trochę i nie widzę sensu istnienia mobów, które na równym levelu potrzebują więcej, niż trzech strzałów do piachu.

Zwłaszcza, że idąc starą tradycją serii ESO nie daje doświadczenia za ubijanie poszczególnych potworów. Tu kolejny problem - nie przygotowujcie się na szybkie levelowanie. Nawet gdy rzucimy się na głębszą wodę punkty lecą

strasz

nie

wol

no.


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze