80
19.11.2013, 14:00Lektura na 11 minut

Need for Speed: Rivals - recenzja cdaction.pl

Jeśli przeczytaliście moje weekendowe podsumowanie najgorszych momentów mijającej generacji konsol, zapewne się domyśliliście, że do nowego Need for Speeda podchodziłem z dużym dystansem i obawami. Na szczęście okazało się, że Rivals – pierwsze dziecko nowego studia Ghost Games – zaskoczyło. Pozytywnie. Recenzja cdaction.pl!


Piotrek66

Need for Speed: Rivals
Dostępne na: PC, X360, XBO, PS3, PS4
Grałem na: PC
Wersja językowa: angielska
Gra w sklep.cdaction.pl

Z Need for Speedami od Criterionu (Hot Pursuit i Most Wanted) miałem taki problem, że mnie po prostu „nie jarały”. Nie ekscytuje mnie jeżdżenie po otwartym świecie bez celu i kręcenie wyników, by móc potem pochwalić się „internetom”, że osiągnąłem rezultat lepszy niż kumpel. Inaczej: może i byłoby to ciekawe, gdybym miał w tym jakiś dodatkowy, nadrzędny cel, zadanie, które trzeba wykonać i poznawał przy okazji historię motywującą do dalszej zabawy. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, w Rivals to właśnie dostałem.

W przeciwieństwie do Hot Pursuit i Most Wanted, w debiutanckiej produkcji Ghost Games znalazło się miejsce dla fabuły. Nie jest ona wyszukana – ot, historyjka o ulicznych walkach uczestników nielegalnych wyścigów z policjantami – ale spełnia swoje zadanie: zachęca do rozgrywki. Kampanię podzielono na dwie części, w których wcielamy się w „przestępców” i stróżów prawa, możemy się też pomiędzy nimi swobodnie przełączać.

Ciemna strona kółka
Twórcy ponownie oddali nam do dyspozycji duży, otwarty świat – tym razem ścigamy się w fikcyjnym Redview County. To właśnie na jego ulicach toczy się wojna pomiędzy nielegalnymi kierowcami a gliniarzami. Na początku wybrałem „tych złych”, do obowiązków których – jak nietrudno się domyślić – należy branie udziału w wyścigach przy jednoczesnym unikaniu panów w radiowozach.

Dostępne są cztery rodzaje tzw. imprez – zwykły wyścig, czasówka, interceptor (ucieczka przed glinami) oraz hot pursuit (wyścig „pod eskortą” policji). W dowolnym momencie możemy też wyzwać na pojedynek innego kierowcę – wtedy musimy ścigać się z nim na wytyczonej „w locie” trasie. Niby niewiele, ale mi w zupełności wystarczyło – sam najczęściej toczyłem „boje” w wyścigach i interceptorze, a czasówkę omijałem z daleka – zwłaszcza, że „eventy” podzielone są na kilka poziomów trudności. Nie ma więc miejsca na nudę, szczególnie, że dzieje się sporo, a sama rozgrywka często bywa nieprzewidywalna – nieraz zdarzyło mi się, że do zwykłych zawodów „wmieszała” się policja. Trzeba było radzić sobie więc nie tylko z przeciwnikami, ale i stróżami prawa.

Wygrać można nie tylko dojeżdżając na metę, ale również pozbywając się oponentów siłą. Do każdego auta zamontować można gadżet siejący chaos na drodze, w tym ładunek EMP, kolczatkę czy falę elektryczną. Tyle tylko, że w trakcie zabawy jednocześnie można korzystać tylko z dwóch tego typu urządzeń przypisanych do przycisków na padzie, poza tym musimy je zainstalować w każdym wozie z osobna. Przed rozpoczęciem kolejnych rozgrywek trzeba więc mądrze dobierać uzbrojenie. A także w odpowiedni sposób z niego korzystać, bo jego zasób jest ograniczony – amunicję możemy odnowić odwiedzając porozsiewane po mapie warsztaty lub swoją kryjówkę.

Nowe gadżety kupujemy wydając speedpointy – walutę zdobywaną za różnego rodzaju działania na drodze. Nagradzane są nią niemal wszystkie akcje, ale jeśli nasze auto zostanie zniszczone w trakcie rozgrywki lub zostaniemy złapani przez policję, tracimy wszystkie zebrane w danym przejeździe punkty. A zgubienie stróżów prawa w trakcie ewentualnego pościgu do łatwych nie należy – zwłaszcza, że wraz ze zdobywaniem kolejnych speedpointów zwiększa się poziom poszukiwania. Na dziewiątym czy dziesiątym ucieczka graniczy z cudem – gliniarze zachowują się agresywnie, chętnie korzystają z gadżetów i mają lepszy pancerz. Musimy się więc zastanowić – zaryzykować, licząc na zgarnięcie większej puli, czy zadowolić się znacznie mniejszą sumą? W pewnych momentach jest to niestety irytujące i sprawia, że poziom trudności drastycznie wzrasta – bez punktów nie możemy kupić nowych zabawek czy ulepszeń auta, a przez to wygranie kolejnych imprez czy zgubienie pościgu jest sporym wyzwaniem.

Za speedpoints możemy nabyć nie tylko gadżety, ale także nowe wozy, które najpierw trzeba jednak odblokować wraz z postępami w karierze. Dostępnych samochodów jest mnóstwo, a wszystkie to sportowe cacka, o których przeciętny Kowalski w prawdziwym życiu mógłby tylko pomarzyć. Pojeździć możemy m.in. McLarenami, Fordami oraz – powracającymi do serii po długiej przerwie – Ferrari.

W ostatnich Need for Speedach brakowało mi opcji porządnego tuningu – owszem, ten był, ale nie miał realnego wpływu na rozgrywkę. W Rivals jest inaczej – każde auto możemy ulepszyć, co jest konieczne, jeśli chcemy odnieść sukces. No i najważniejsze – montowane części znacząco polepszają parametry poszczególnych aut. Nie zabrakło również tuningu optycznego – możemy zmienić wygląd karoserii, felg czy tablicy rejestracyjnej, dzięki czemu każdy może stworzyć swój unikalny wóz, którym wyróżni się w sieci.

Wyścigi z zadaniami
Nareszcie postawiono przed graczem też konkretne zadanie. Aby popchnąć fabułę do przodu, musimy wykonać kilka questów, które zebrane są w tzw. speedlistach. To zestawy mini-misji polegających m.in. na wygraniu wyścigu, skorzystaniu w trakcie zawodów z gadżetu czy zniszczeniu wozu konkurenta. Zawsze do wyboru mamy trzy listy z różnymi celami do osiągniecia, które odpowiadają naszemu ulubionemu stylowi jazdy. To świetny pomysł, bo dzięki temu, jeśli nie radzimy sobie z czymś, możemy zawsze przełączyć się na inny pakiet.

Speedlisty wprowadzają sporo świeżości do zabawy. Musimy skupić się nie tylko na wygrywaniu kolejnych imprez, ale znacznie ważniejszym wykonywaniu postawionych przed nami celów. Nareszcie miałem przed sobą konkretne zadanie, które motywowało mnie do dalszej rozgrywki. 

A jak się w to w ogóle gra? Świetnie – model jazdy to czysty arcade, ale po Rivals chyba nikt nie spodziewał się czegoś innego. Wozy przyklejone są do podłoża, a wchodzenie w zakręty to czysta przyjemność. Wysokie prędkości są tu na porządku dziennym, a mimo to zaliczenie „dzwonu” rzadko kończy się czymś przykrym (nie licząc poważniejszych kraks, ale zaraz po nich jesteśmy cofani na trasę). Nie oszukujmy się – pad jest tu podstawą. Smakiem muszą niestety obejść się posiadacze kierownic – Rivals to z niezrozumiałych względów jedna z nielicznych ścigałek nie obsługujących tych urządzeń.


Redaktor
Piotrek66
Wpisów17556

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze