45
26.10.2013, 11:00Lektura na 8 minut

[Weekend] Piraci chcą zostać politykami. Kilka słów o Partii Piratów

W świadomości wielu Polaków Partia Piratów jest równie egzotycznym bytem co Polska Partia Przyjaciół Piwa. A szkoda, bo „piraci” przedstawiają kilka ciekawych propozycji i ich obecność na scenie politycznej niewątpliwie wniosłaby na nią nieco świeżości. Obchodzimy weekend z piratami, warto więc parę słów im poświęcić.


Piotrek66

Niech nie zmyli was nazwa – członkowie Partii Piratów nie są wyjętymi spod prawa internautami masowo rozpowszechniającymi nielegalne kopie gier, filmów i programów. Nie opowiadają się też za legalizacją piractwa, choć uważają, że obecne prawo dotyczące własności intelektualnej jest przestarzałe. Kultura jest istotnym punktem ich programu, ale nie jedynym.

Szwedzkie korzenie
Polityczni piraci zrodzili się w Szwecji. Głównym pomysłodawcą i założycielem ruchu jest Rickard Falkvinge – młody szwedzki przedsiębiorca działający w branży IT, który wcześniej był aktywnym członkiem młodzieżowych skrzydeł tamtejszej partii Moderatema. Jego Piratpartiet (co po polsku oznacza ni mniej, ni więcej tylko Partię Piratów) została poczęta 1 stycznia 2006 roku. Tego dnia uruchomiono stronę internetową, za pośrednictwem której postanowiono zebrać podpisy niezbędne do rejestracji partii politycznej w Swedish Election Authority (tamtejszy odpowiednik naszej Państwowej Komisji Wyborczej).

Falkvinge chciał do 4 lutego zgromadzić 2 tysiące podpisów, by zakończyć wszystkie formalności do 28 lutego – umożliwiłoby to start jego ugrupowania we wrześniowych wyborach parlamentarnych. Wynik zaskoczył chyba wszystkich – w zaledwie 36 godzin udało się zebrać 4,75 tysiąca podpisów. Niestety tylko cyfrowych – do powstania partii potrzeba było prawdziwych. Tych udało się do 10 lutego zgromadzić „tylko” półtora tysiąca. Akurat tyle, ile było potrzeba.

Kultura
Program szwedzkiej Partii Piratów opiera się na trzech głównych filarach. Jednym z najważniejszych jest postulat „uwolnienia kultury” – działacze twierdzą, że ustanowione wiele lat temu regulacje dotyczące własności intelektualnej nie mają racji bytu w dobie cyfryzacji i służą tylko utrzymaniu przez duże koncerny monopolu na rynku. Chcą, by rozpowszechnianie treści w celach niekomercyjnych (czyli na przykład zrobienie drugiego egzemplarza Call of Duty: Ghosts i oddanie go koledze) było dozwolone. Karane powinno być jednak zarabianie na sprzedawaniu pirackich kopii, a to i tylko przez określony, krótki czas od premiery (najlepiej około roku, maksymalnie pięciu lat). Dla porównania – obecnie w Polsce autorskie prawa majątkowe do danego utworu gasną po 70 latach od śmierci jego twórcy.

Partia Piratów sprzeciwia się również – i to powinno chyba nas, graczy zainteresować w największym stopniu – stosowaniu zabezpieczeń chroniących przed kopiowaniem treści, czyli tzw. DRM-ów. Do historii odeszłyby więc rozwiązania wykorzystywane przez wielu producentów gier na PC czy wydawców ebooków. 

Patenty
Sporo miejsca w swoim programie partia poświęca patentom. Polityczni piraci uważają, że zabijają one innowacyjność i tak naprawdę służą wielkim korporacjom jako narzędzie do walki z małymi firmami i indywidualnymi wynalazcami. Punkt ten nie jest bezzasadny – wystarczy tylko przypomnieć o absurdalnych niekiedy wnioskach Apple’a – firma „zaklepała” sobie takie powszechnie stosowane rozwiązania, jak… mechanizm przesuwania palcem po ekranie dotykowym (!), tablet w kształcie prostokąta czy znikający pasek przewijania. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Producenci iPhonów i iPadów chcą za pomocą tego typu „patentów” walczyć z konkurencją na drodze sądowej.

Nic więc dziwnego, że Partia Piratów domaga się ich zlikwidowania, co według nich przywróciłoby równowagę na rynku. Koncerny musiałyby skupić się na innowacyjności, jakości i cenie – wygrywałyby te oferujące klientowi najlepsze produkty, a nie te, które stać na wynajęcie armii prawników. Ugrupowanie podkreśla jednak, że pozbywałaby się patentów stopniowo, nie ma też nic przeciwko znakom towarowym.

Piratpartiet wspiera również otwarte oprogramowanie, uważając, że sektor publiczny powinien korzystać z programów ogólnie dostępnych (np. Linuksa czy Open Office’a) zamiast decydować się na aplikacje prywatnych firm (czyli Windowsa lub pakietu biurowego Office). Są też zwolennikami inicjatyw pokroju Open Access, w ramach których wyniki przeprowadzanych przez naukowców badań są dostępne dla wszystkich.


Redaktor
Piotrek66
Wpisów17556

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze