59
10.09.2013, 15:00Lektura na 5 minut

Amnesia: A Machine for Pigs (PC) ? recenzja cdaction.pl

Znajdujące się swego czasu na skraju bankructwa Frictional Games wydało tytuł, który miał być ich ostatnią deską ratunku. Ostatecznie ta „decha” w postaci Amnesia: Mroczny Obłęd nie tyle pozwoliła im odbić się od dna, co sprawiła, że tysiące graczy wrzeszczało po nocach o pomoc. Teraz Frictional wraz z zespołem thechineseroom próbuje przebić przerażający sukces oryginału. Recenzja cdaction.pl!


Mr. MiH

Horrory zawsze były dla mnie inną formą sportów ekstremalnych. Niezdrowa rozrywka dla sado-masochistów, którzy po ciemku ze słuchawkami na głowie wyduszają z siebie kolejne dawki adrenaliny oraz kobiecych wrzasków. Dla mnie pierwsza Amnezja była w szczególności takim cyfrowym odpowiednikiem ścigania się po polu minowym quadami na paliwo rakietowe. Oj tak, przy tej gierce nawet pierwsze „Ciche Wzgórza” wydawały się pociesznymi wieczorynkami. Czemu więc – do jasnej cholery – „Skleroza: Wihajster na Bekon” nagle okazała się marnymi popłuczynami po marce, która praktycznie spłodziła cały gatunek niezależnych survival-horrorów?

Amnesia: A Machine for Pigs
Dostępne na: PC
Grałem na: PC
Wersja językowa: angielska

Zanim mój tryb zrzędzenia wskoczy na wyższy bieg wpierw pokrótce wyjaśnię niewtajemniczonym czym była pierwotna Amnesia. Otóż Frictional Games stworzyło horror FPP, w którym uchwycono esencję paraliżującej paniki. Gracze przedzierali się w głąb ponurego zamczyska, rozwiązując proste zagadki z gatunku „przynieś, podaj, przestaw wajchę”, ale przede wszystkim kulili się ze strachu w mrocznych zakamarkach. Choć światło miało lecznicze właściwości dla naszego bohatera (przywracało „poczytalność”), to jednocześnie przyciągało nieustępliwe bestie, przed którymi jedyną formą obrony była histeryczna ucieczka przez labirynt korytarzy i pomieszczeń. Dezorientacja, łzy w oczach i krzyki graczy – był to horror, który wstrząsnął fundamentami zgrzybiałego gatunku. Co więc poszło nie tak, że pomimo zachowania całej konstrukcji oryginału twórcy i tak okaleczyli A Machine for Pigs?

Cóż, podejrzewam, że komuś w ekipie się po prostu w czterech literach poprzewracało od sławy. To albo niepotrzebnie skumplowali się z ludźmi odpowiedzialnymi za gloryfikowany symulator zdołowanego spacerowicza – Dear Esther. Niestety, thechineseroom może i potrafi zrobić dobrą atmosferę wraz z otoczką fabularną, ale o przyprawiającej o zimny pot grozie uczyli się chyba z „Ulicy Sezamkowej” (rozumiem, „Ciasteczkowy Potwór” mógł wprowadzić w błąd każdego laika). W końcu w horrorze nie chodzi o to żeby był przeraźliwie przegadany.

No właśnie, problem polega na tym, że historia jest jednocześnie najmocniejszą stroną gry, ale również źródłem spartolenia A Machine for Pigs. Pomijając wykorzystywany do znudzenia motyw „zerwanego filmu” (tytuł w końcu zobowiązuje) to jest coś niezdrowo wciągającego w odkrywaniu mrocznej przeszłości Oswalda Mandusa – dziewiętnastowiecznego magnata wieprzowego. Budzimy się biedakiem w samym środku londyńskiej nocy, aby w sklerotycznej malignie zacząć szukać dwójki zaginionych synów. Na domiar złego gdzieś w ponurych głębinach naszego mięsnego imperium szaleje potężna machina, będąca źródłem nadchodzącego koszmaru. Z początku nic nie ma sensu, a wszystko wydaje się chorą układanką. Kim jest pomagający nam przez interkom tajemniczy nieznajomy? Czemu w gargantuicznej posiadłości oraz przylegającej do niej fabryce nie ma żywej duszy? No i dlaczego na nasze życie dybią krzyżówki krwiożerczych tytanów z boczkiem?

Na te i wiele innych pytań znajdujemy odpowiedzi w trakcie mozolnej eksploracji zatęchłych zakamarków oraz ze zgromadzonych świstów z pamiętnika bohatera. Sęk w tym, że maniakalna wręcz potrzeba sprzedania nam ciekawego scenariusza przesłoniła projektantom, wydawałoby się, główny cel gry - straszenie. Wciąż nie jestem na 100% pewien czy to wina znieczulicy o jaką przyprawił mnie pierwowzór, czy też zwyczajnie twórcy dali ciała, ale A Machine for Pigs to po prostu miałki niby-horror. Pamiętam, że w „jedynce” spotkania z odrażającymi maszkarami za każdym razem powodowały odruch natychmiastowego udania w przeciwnym kierunku. Tutaj złowrogie „Prosięsztajny” są raczej upierdliwymi wrzodami, które bardzo szybko tracą „urok” i zamieniają się w tępe przeszkody. Ot, zadziała zasada „nadgorliwości gorszej od faszyzmu”, bo któryś z deweloperów wpadł na beznadziejny pomysł usunięcia wszelkich audiowizualnych smaczków jakie towarzyszyły pokrakom z poprzedniczki. Chryste, same wspomnienia wywołują u mnie ciarki na plecach: ta słyszalna palpitacja serca, wyimaginowane chrobotanie z tyłu głowy, pulsujący wzrok, a na końcu kakofonia kotów wrzucanych do szybu windy, gdy monstrum deptało nam po piętach. To że dla niektórych były to traumatyczne doznania powodujące wyparcie złych wspomnień wcale nie usprawiedliwia wymazania ich z kontynuacji gry.

Koniec końców jedyne pozytywne zmiany jakie zaszły w tej części to wycięcie systemu wyczerpującego się źródła światła (teraz nasza latarnia świeci non-stop) oraz usunięcie zbędnego menu ekwipunku. Cała reszta to zacna fabuła, która przez raptem 4 godziny ciągle zapomina, że ma korzenie w jednym z najstraszniejszych „przetrwaj-strachów” tej generacji. Amnesia amnezją, ale horror chyba nie jest elementem, który tak zwyczajnie może wypaść z głowy przy tworzeniu takiej gry, prawda?

Jak na 13 „juro” (i to po 20% zniżce przedpremierowej) jest to deczko za mało. Tym bardziej, że w tej chwili można również delektować się świeżutką porcją paniki w formie Outlast albo zwyczajnie pogrzebać w długiej liście nieustannie wypluwanych horrorów domowej roboty (w większości za friko). Jako fanatyk czuję się nie tyle zawiedziony, co wręcz oszukany, bo po tak zdolnej ekipie spodziewałem się znacznie więcej niż tylko słabej kalki niegdysiejszego hitu. Jeśli ktoś naprawdę uwielbia tę licencję to w sumie od biedy może dać szansę A Machine for Pigs, choć ostrzegam, że skończy się to na bolesnym niedosycie. Amatorom nocnych pisków oraz spontanicznie nawożonej bielizny proponuję poszukać szczęścia gdzieindziej.
 

 

Ocena: 2/6

Plusy
- dosyć ciekawa historia o chciwości, obłędzie i wieprzowinie
- poprawiono kilka bolączek poprzedniczki (brak polowania na światło)…

Minusy
- … a jednocześnie spartolono parę doskonałych rozwiązań (efekty towarzyszące straszeniu)
- draństwo jest za krótkie
- nie przeraża nawet w 1/10 tak jak pierwowzór
 


Redaktor
Mr. MiH
Wpisów9

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze