52
23.11.2012, 09:11Lektura na 6 minut

Hitman Rozgrzeszenie ? recenzja

Mając za sobą Deus Eksa i Dishonored, do najnowszej części Hitmana podchodziłem ze sporymi obawami. Bo co może zaoferować gra, w której główny bohater nie ma nadprzyrodzonych mocy ani implantów? Szybko okazało się jednak, że 47 nie potrzebuje tanich chwytów, by rządzić. Garotę odkurzył Allor. Z jakim skutkiem?


CD-Action

Hitman Rozgrzeszenie

Dostępne na: PC, PS3, X360

Testowano na: X360

Wersja językowa: polska (dubbing)

Hitman, a w zasadzie agent 47, bo pod takim kryptonimem jest znany w Agencji, to najpopularniejszy wirtualny zabójca. Jego znakami rozpoznawczymi są łysa głowa z tatuażem z tyłu, ciemny garnitur, biała koszula, czerwony krawat oraz garota i dwa srebrne pistolety z czarnymi tłumikami. Tak w każdym razie prezentuje się w materiałach reklamowych, bo w elektronicznej rzeczywistości pozostaje tylko nieuchwytnym cieniem – oczywiście o ile za granie bierze się ktoś wystarczająco dobry.

Dziecko
Rozgrzeszenie zaczyna się od wydarzenia, które dla osób siedzących w temacie może być niemiłym zaskoczeniem. Hitman musi się pozbyć Diany Burnwood, będącej we wszystkich poprzednich częściach jego łącznikiem ze światem. To ona odpowiadała za przekazywanie informacji o celach, była kojącym głosem w słuchawce. Teoretycznie nigdy nie powinni się spotkać, ale... to przeszłość. Diana zdradziła Agencję i musi zginąć. Choć co najmniej raz uratowała 47 życie, tu nie ma miejsca na sentymenty. Przecież jest profesjonalistą. Jest najlepszy. To dla niego po prostu kolejne zadanie, nie pierwsze i nie ostatnie.

Taki jest początek historii, która potrafi wciągnąć zarówno weteranów mogących docenić wszystkie smaczki, jak i początkujących. W nowym Hitmanie nie ma już podziału na osobne zlecenia, a 20 misji tworzy całość przykuwającą do ekranu na wiele godzin. Fabuła, sposób jej prowadzenia i przerywniki filmowe należą do większych zalet gry.

Instynkt
Pierwsze spotkanie z Dianą jest jednocześ­nie tutorialem. Uczymy się odwracania uwagi strażników, by przejść obok nich niezauważonym, i pozbywania się ciał niezależnie od tego, czy jeszcze oddychają, czy już nie bardzo. Dowiadujemy się, jak wykorzystywać otoczenie i stawać się kameleonem, przed którym żadne miejsce i cel nie są wystarczająco dobrze chronione. Kolejna sprawa to instynkt, z jednej strony sprawiający, że strażników, ważne punkty i przedmioty można zobaczyć nawet przez ściany, a z drugiej pozwalający przejść tuż przed nosem niczego niepodejrzewającego wartownika. Brzmi nierealistycznie? Wszystko zależy od poziomu trudności.

Jedynie na najniższym instynkt regeneruje się sam i ujawnia wszystkie podpowiedzi. Ale choć dzięki niemu widać ścieżkę, po której poruszają się strażnicy, trzeba samemu odgadnąć, gdzie spoglądają i co znajduje się w zasięgu ich wzroku. Już na „normalu” instynkt uzupełnia się tylko po wykonaniu kolejnego etapu zadania lub ciekawszej akcji, np. po unieszkodliwieniu strażnika, choć patrzenie jest jeszcze darmowe i można z niego korzystać non stop. Ta „promocja” kończy się na następnym poziomie, „hardzie”, a na „ekspercie” dodatkowo nie ma podpowiedzi. Gracz musi się nauczyć używania własnego, a nie wirtualnego instynktu. Wyższe poziomy trudności to oczywiście także większa liczba szybciej reagujących wrogów. Dla maniaków dostępny jest nawet tryb „purysty”, w którym znika cały interfejs poza celownikiem.

Życie i śmierć
Ale i na standardowym levelu rozgrywka wcale nie jest łatwa. Nie raz i nie dwa miałem wielką ochotę zmasakrować pada, konsolę i TV, a wszystko to przez brak możliwości zrobienia sejwa w dowolnym momencie. Punktów kontrolnych jest mało (na „ekspercie” i „puryście” nie ma ich wcale), więc często wystarczy chwila nieuwagi, by cofnąć się nawet o kilkanaście minut. Oczywiście wiele zależy od stylu gry. Co jednak ważne, ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że produkcja robi mi na złość. Jeśli coś szło nie tak, to tylko dlatego, że czegoś nie zauważyłem, nie skojarzyłem – bo zachowania i pozycje wrogów są jak najbardziej sensowne.

Niekiedy warto zresztą zrezygnować z  pozostawania niewidzialnym i po prostu wszystkich wykończyć. Można też zrobić z innych żywe tarcze, ale na konsoli nie działa wtedy autocelowanie. Zresztą przeciwnicy nieszczególnie przejmują się losem towarzyszy i nawet policjanci po pewnym czasie otwierają ogień. Ba, jest też specjalny wykorzystujący instynkt odpowiednik bullet-time’u, pozwalający przy bardzo zwolnionym upływie czasu zaznaczyć miejsca, w które 47 ma posłać kule (jeśli strzał będzie śmiertelny, pojawia się czaszka), a następnie już tylko patrzeć, jak sieje zniszczenie. Ale choć działa to bardzo dobrze, walka nie daje aż takiej satysfakcji jak pozostawanie duchem. I nie chodzi jedynie o zdobycie rangi cichego zabójcy.

Postępowanie gracza cały czas jest oceniane. Od razu widać, że wrogiego strażnika lepiej pozbawić przytomności niż życia (choć cicha eliminacja połączona z ukryciem trupa jest równie wysoko oceniana). Za zabicie cywili kara jest większa, zdecydowanie nie opłaca się też zostawiać efektów swojej działalności na widoku. Idealnie byłoby, gdyby nikt nas nie zauważył, cel zaś zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ot, spadający żyrandol, wybuchający sos do potraw z grilla, nadepnięcie na druty pod wysokim napięciem, upadek z dachu czy urwany z dźwigu ładunek to tylko niektóre przykłady, bo można tu doprowadzić do ponad 50 takich zdarzeń!

Mistrz
Do tego dochodzi cała masa smaczków i zadań opcjonalnych. Informacja o tym, że zaliczyło się tylko 10 z 30, może wprawdzie nieco przygnębić, ale był to u mnie stan chwilowy, podobnie jak nerwy po kolejnym nieudanym podejściu do jakiegoś trudniejszego fragmentu. W dłuższej perspektywie włączał mi się bowiem tryb „co, ja nie potrafię?!” i tak krok po kroku stawałem się coraz bardziej kompetentnym Hitmanem. A gdy w końcu po raz pierwszy zdobyłem rangę cichego zabójcy, czułem się, jakbym był najlepszy na świecie.

Rozgrzeszenie ma zresztą niesamowity potencjał na masterowanie. Opcjonalnych wyzwań jest tu aż 278! Część z nich to wprawdzie „znajdź wszystkie możliwe przebrania” czy „podnieś wszystkie improwizowane bronie”, ale nawet one tylko wydają się banalne. Za to perełki takie jak „pozostań przez cały czas w swoim garniturze” (wszystkie tłumaczenia są moje – grałem w wersję angielską) wymagają już bardzo dokładnego poznania mapy i rozgryzienia schematów zachować wrogów. Ale co, ja nie potrafię?!

Tłumy
Produkcja wykorzystuje własny silnik IO Interactive, Glacier 2. Jego największa zaleta to olbrzymie możliwości operowania tłumem. Na jednej mapie może się znajdować nawet 1200 osób, z czego do 500 jest naraz widocznych na ekranie. Sztuczna inteligencja sama dba o ich zachowanie niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z paroma setkami ludzi czekających spokojnie na przyjazd kolejki podmiejskiej, czy też z wybuchem paniki w chińskiej dzielnicy. Nie ma mowy o bezmyślnych klonach.

Do tego nawet na konsolach nowy Hitman wygląda świetnie i nie odstrasza długimi czasami ładowania – są znośne, nawet jeśli z podniesionym ciśnieniem zaczyna się daną misję któryś raz z rzędu. Póki co nie ujawniono jednak żadnych informacji o wersji pecetowej, ale jeśli mam wróżyć z fusów i opartego na silniku Rozgrzeszenia Hitman Sniper Challenge, powinno być zauważalnie lepiej niż na PS3 lub X360. Zwłaszcza na rekomendowanym sprzęcie, czyli takim z czterordzeniowym procesorem, czterema gigabajtami RAM-u, GeForce’em serii 400 lub Radeonem serii HD 5000. Komputery spełniające minimalne wymagania powinny sobie natomiast poradzić podobnie jak konsole.

4+7
Nowy Hitman to nawet na normalnym poziomie trudności tytuł dość hardkorowy, co w obecnych czasach może się wydawać wielką wadą, ale w tym szaleństwie jest metoda. Nikt nas tutaj nie okłamuje, że jesteśmy najlepsi, i jeśli damy ciała, czeka nas zaczynanie w poprzednim punkcie kontrolnym. Mimo to jakimś dziwnym trafem stanowi to zachętę, by się bardziej postarać, a nie wymówkę, by dać sobie spokój. I choć przejście dwudziestu misji na „normalu” zajęło mi około 15 godzin (wliczając wszystkie powtórki), to dopiero plan minimum. Na pewno jeszcze nieraz do Rozgrzeszenia wrócę, bo ani Deus Ex, ani Dishonored nie mogą się równać z Hitmanem. W końcu co umiejętności i własny instynkt, to nie wszczepy czy magia, którymi muszą się podpierać słabsi...

Ocena: 9.0

-----

Plusy:

  • ogromna swoboda działania
  • grywalność
  • wygląd
  • masa dodatkowych zadań
  • fajnie pomyślane kontrakty
  •  

    Minusy:

  • dla niektórych: za wysoki poziom trudności 

  • Redaktor
    CD-Action
    Wpisów1100

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze