130
1.12.2011, 14:53Lektura na 9 minut

Call of Duty: Modern Warfare 3 - recenzja

Branża gier stała się biznesem o kolosalnych rozmiarach, a nie ma w nim marki większej niż Call of Duty. Można ją kochać, można nienawidzić, ale jedno trzeba jej oddać – jeżeli w oczach wydawców rzeczywiście jesteśmy jedynie klientami, którzy kupują produkty, akurat ten od lat tworzony jest w sposób, który zadowala potrzeby mas. Modern Warfare 3 opisuje Hut. Recenzja CD-Action.


CD-Action

Call of Duty: Modern Warfare 3
Wersja testowana: X360, PC
Wersja PL: tak (napisy)

 

Zacznijmy od singla – tym bardziej że jeszcze wyraźniej niż w poprzednich odsłonach serii jest to raczej wstęp do prawdziwego „CoD-?owania”, a nie najważniejsza część. Nie znaczy to jednak, że sprawę pokpiono: to najlepsza kampania dla jednego gracza w całej historii cyklu, koniec, kropka i pętelka. Fabularnie jest równie dobra, jak w Call of Duty: Black Ops, pod względem jakości sekwencji stoi na poziomie Call of Duty 4: Modern Warfare, rozmachem zaś przerasta nawet Call of Duty: Modern Warfare 2.

Ta filozofia „best of” – czerpania z najlepszych elementów wcześniejszych części – przyświeca zresztą MW3 jako całości, ale w singlu widoczna jest najbardziej. Trafimy tu na niemal dosłowne „cytaty” najlepszych misji sprzed lat: jedna łączy snajperski poziom z Call of Duty 4 z przebieżką przez fawele z Modern Warfare 2; kolejna pozwala usiąść za celownikiem AC-130, ale zrobić nieporównywalnie większą zadymę niż w Death from Above. Jeszcze inna to błyskotliwa powtórka Cliffhangera z MW2, zaś parę momentów sięga nawet głębiej w historię cyklu, przypominając batalistyczne sceny z Call of Duty 2. Takie podejście ma swoje plusy i minusy: z jednej strony daje gwarancję, że gra zrobi wrażenie, z drugiej jednak gubi się efekt zaskoczenia. Po śmierci napromieniowanego żołnierza i masakrze na lotnisku naprawdę nie trzeba wróżki, by przewidzieć, co stanie się z rodzinką, która ma pecha urlopować się w Londynie akurat wtedy, gdy miasto atakują terroryści. Warto jednak dodać, że podobnie jak na każdej dobrej płycie „Best of”, znajdziemy tu jedną, dwie nowe kompozycje. Modern Warfare 3 ma swoje momenty: jednym z nich jest np. poziom Zwrot do nadawcy, którego duża część rozgrywa się w miasteczku podczas burzy piaskowej.

Dodatkowo cieszy fakt, że trylogię zapoczątkowaną w 2007 roku udało się zamknąć sensownie, zgrabnie i dość wiarygodnie (oczywiście według standardów produkcji, która nie ma problemów z wysadzeniem londyńskiego metra). Jasne – zdrowy rozsądek, a jeszcze bardziej umiar, nie dostały biletu na tę przejażdżkę, ale kto by na to narzekał, gdy dosłownie od pierwszej chwili właściwej rozgrywki trafiamy w sam środek wojennego chaosu. Przedstawionego oczywiście w „stylu Call of Duty”, a więc oskryptowanego od początku do końca, wyreżyserowanego niemal w każdej sekundzie – to faktycznie inter­aktywny film, w którym uczestniczymy jako jego główny bohater.
Ważne jest jednak to, że rzeczywiście bierzemy udział w przedstawianych na ekranie wydarzeniach – wraz z MW3 w przeszłość odchodzą misje z Black Opsa, które można było przejść, nie oddając ani jednego strzału, bo skrypty wykonywały za nas całą mokrą robotę (sterując odpowiednio zachowaniami towarzyszących nam żołnierzy). Tu trzeba walczyć, i to całkiem hardo. Poziom trudności podniósł się i reprezentuje mniej więcej rejony World at War: na normalnym wszystko idzie dość gładko i raczej bezproblemowo, a ginie się sporadycznie i przez nieuwagę, jednak na Hardened (dla fanów serii tym właściwym, od którego zaczyna się zabawę) może być ciężko już w pierwszej misji. Modern Warfare 3 nie marnuje bowiem czasu. Po krótkiej, nieinter­aktywnej scence, która w kilkadziesiąt sekund przenosi nas znów w sam środek globalnego konfliktu rozpętanego przez szalonego terrorystę-nacjonalistę Makarowa, trafiamy na ulice Nowego Jorku atakowanego przez potężny desant wojsk rosyjskich. Tak zaczyna się „jazda” (to słowo pasuje tu najlepiej): sekwencja momentów, w których co chwila coś wali nam się na głowę, zza każdego rogu wypada co najmniej kilkuosobowa grupka przeciwników (za którą podąża transporter opancerzony), a kiedy tylko zaczniemy zastanawiać się, skąd ci wszyscy ludzie się tu wzięli, błyskiem zmienia się perspektywa (np. na bezzałogowy samolot Predator), co nie daje szansy na dojście do jakichkolwiek sensownych wniosków.

Z giełdy przez tunel
Historia, która zaczyna się na Wall Street, zabiera nas na pogranicze Indii i Afganistanu, do Afryki, a w końcu na wycieczkę po zdemolowanych europejskich metropoliach. To efektowna i zróżnicowana przejażdżka, pełna zapadających w pamięć scen. Na dodatek wyreżyserowana tak, by nie dać okazji do dostrzeżenia bugów czy absurdów: niełatwo zatrzymać się gdzieś i np. przyjrzeć działaniu AI (niestety, niezbyt wyrafinowanego) czy poszukać niewidzialnych ścian. Wszystko dzieje się zbyt szybko.

Napiszę to jeszcze raz: to zdecydowanie najlepsza kampania dla jednego gracza w całej historii serii. Jednocześnie to też chyba już ostatni rok, w którym fani cyklu dadzą się jeszcze złapać na taki sposób opowiadania historii.

Oddziały bombowe i psy bojowe
Po ok. pięciu godzinach gry na ekranie pojawiają się napisy końcowe, zaś po nich zdanie: „Zapraszamy do Specjalnych Operacji”, czyli zestawu misji zaprojektowanych z myślą o dwuosobowym co-opie, które w tej części doczekały się nowego, całkiem udanego wariantu o nazwie Przetrwanie. Cały moduł co-opowy przeszedł zresztą gruntowną przebudowę – ma teraz swój oddzielny „profil”, w obrębie którego niezależnie od multiplayera zdobywamy punkty doświadczenia oraz związane z nimi dodatki i bonusy, inaczej zorganizowano też samą rozgrywkę. Gdy wybieramy Specjalne Operacje, gra pyta nas, czy chcemy spróbować swoich sił w misjach, czy w Przetrwaniu. Te pierwsze to zestaw szesnastu wyzwań, których ukończenie zajmuje od ok. 40 sekund do kilkunastu minut, a które są inspirowane (choć nienachalnie) wydarzeniami z kampanii. Trzeba przyznać, że zaprojektowano je cholernie dobrze – w mądry sposób wymagają współpracy, pozwalają przeżyć doznania nieco inne niż te kampanijne, a przy tym, choć jest ich mało i są dość krótkie, wszystkie mają w sobie jakiś urok, który sprawia, że z przyjemnością przechodzi się je wielokrotnie.

Specjalne Operacje zaprojektowano tak, by były wprawką do trybu multiplayer, co szczególnie widoczne jest w Przetrwaniu – trybie nowym dla cyklu, choć fanom shooterów konsolowych znanym z tak fantastycznych wariacji tego patentu, jak Firefight z serii Halo czy Horda z Gears of War. Przetrwanie to walka z kolejnymi falami przeciwników na szesnastu mapach do wyboru, gdzie w przerwach uzupełniamy amunicję, kupujemy lepszą broń lub różnego rodzaju „wsparcia” (np. Predatora). Zabawa w tym trybie jest przednia, a wpaść można w nią na długie godziny. Inna sprawa, że ani z Firefightem, ani z Hordą 2.0 z Gears of War 3 nie może on rywalizować. Choćby dlatego, że mimo faktu, iż pojawiają się w nim helikoptery, psy i Kolosy, nie jest aż tak zróżnicowany. Dodatkowo pierwsze fale, zwyczajowo w trybach tego typu nudne, tu w ogóle nie są wyzwaniem – do 8.-9. przechodzi się z zamkniętymi oczyma, czekając, aż wreszcie zacznie się coś dziać.

Wyszukiwanie gier: ping < 50 ms
Ocena multiplayera, szczególnie w krótkim czasie po premierze, zawsze jest trudna, w tym roku jednak jest trudniejsza niż kiedykolwiek. Zmian w multiplayerze jest sporo, ale są one raczej modyfikacją zasad i pomysłów, które już znaliśmy – ich udoskonaleniem, rozwinięciem zgodnie z oczekiwaniami graczy. Właściwie więc wypadałoby napisać, że to najlepszy multiplayer w cyklu, i to faktycznie jest prawda – tyle tylko, że wrażenia, jakie towarzyszą zabawie, są niemal takie same jak w poprzednich odsłonach.

Zmiany jednak są i trzeba przyznać, że żadna nie wygląda na przypadkową. Z „blackopsowym” problemem zbyt cyrkowej rozgrywki (z samochodzikami z bombą, psami i atomówką) poradzono sobie łatwo, po prostu usuwając większość tych przesadzonych elementów. Kwestię źle wyważonych killstreaków – czyli bonusów przyznawanych za serie fragów – rozwiązano, zmieniając procedurę ich rozdzielania. Wcześniej były one bezpośrednio związane z liczbą pokonanych przeciwników (nawet wtedy, gdy grany był akurat wariant, który wcale nie wymagał ich zabijania), a każdy gracz dostawał je dokładnie w ten sam sposób – jeśli więc ktoś miał bardziej celne oko i sprawniej zaczajał się na innych, szybciej otrzymywał dostęp do opcji taktycznych, które jeszcze bardziej zwiększały jego dominację. Tymczasem w Modern Warfare 3 wybieramy samodzielnie jeden z trzech tzw. pakietów killstreaków i możemy zdecydować się np. na taki, który przyznaje nam kolejne bonusy nie za zabijanie nieprzyjaciół, a za zdobycie odpowiedniej liczby punktów poprzez wspieranie partnerów z drużyny (nieco upraszczam, ale recenzja nie jest przecież instrukcją). Pakiety wymyślono po to, by ułatwić życie nowicjuszom, ale finalnie będą, zdaje się, pełnić nieco inną funkcję – gracze zaczną dobierać odpowiedni zestaw killstreaków do właściwego trybu gry.

Nieźle sprawdza się też nowy pomysł na odkrywanie dodatków do broni – w Modern Warfare 3 dla każdej pukawki robi się to oddzielnie, co jest niezwykle prostym zabiegiem, maksymalnie uzależniającym od gry. Zdarzyło mi się grać 4-5 meczów pod rząd tylko z pistoletem właśnie po to, by otworzyć nowe gadżety do tej pukawki. Biorąc pod uwagę to, jak ważna jest „własna”, sprawdzona broń w sieciowych rozgrywkach CoD-a (szczególnie na konsolach), łatwo wyobrazić sobie fanów godzinami maksujących ulubione sprzęty: a tym samym grających więcej i więcej, i więcej... Ponarzekałbym natomiast na mapy: są pozbawione wyrazu, nie ma tu niczego, co zapadałoby w pamięć jak Nuketown z Black Opsa czy było tak genialnie zaprojektowane, jak Crash z Call of Duty 4 (jest za to ciut gorsza kopia tej akurat mapy – Bakaara).

Najbardziej znaczącą zmianą w multi jest nowy tryb – Kill Confirmed/Likwidacja potwierdzona – czyli wariant zespołowego deathmatchu, który do zaliczenia fraga wymaga podejścia do pokonanego wroga i zabrania mu nieśmiertelnika. Ta stosunkowo niewielka zmiana w zasadach drastycznie (ale pozytywnie) wpływa na przebieg rozgrywki – w krótkim czasie uczy graczy współpracy, wzajemnego osłaniania się, podbija i tak wysoką temperaturę CoD-owego deathmatchu. Szkoda, że tego typu modyfikacji nie ma więcej – druga nowinka w trybach, Team Defender/Obrona, czyli coś, co można by nazwać „capture the flag w ruchu... i na sterydach”, nie jest jednak aż taką innowacją. W efekcie więc dostajemy najlepsze możliwe „multi z Call of Duty” – czyli perfekcyjne połączenie berka, chowanego i dwóch ogni – ale czy to nie za mało?

Future Warfare?
To zresztą pytanie, które do głowy przychodzi mi natarczywie od pierwszej nasiadówy z Modern Warfare 3. To najlepsza, najpełniejsza, najbardziej przystępna realizacja czegoś, co można by nazwać „stylem Call of Duty” – czegoś na pewno całkiem niezłego, skoro na ten haczyk od dwóch lat łapie się ponad 20 milionów ludzi na całym świecie. Niestety jest to również coś, co w żadnym wypadku nie jest już nowatorskie, a trudno nawet mówić, by było szczególnie zaawansowane technologicznie. (Choć na pewno trzeba było nie lada kunsztu, by wycisnąć z silnika graficznego, którego korzenie sięgają niemal dekadę wstecz, tyle, by mógł on konkurować z najnowocześniejszą zabawką EA).

Modern Warfare 3 zasługuje na dziesiątkę w kategorii „gra z serii Call of Duty”, ale nie jestem przekonany, czy mimo niepodważalnego sukcesu rynkowego równie wysoka ocena należy się wciąż samej serii – jej sztuczki, atuty i słabości doskonale już znamy, a wiele z nich, często z lepszym skutkiem, udało się już odtworzyć w innych produkcjach (ale nie, nie w TEJ). Żaden inny tytuł nie połączył jednak jeszcze tego wszystkiego na jednej płycie DVD – i tym Modern Warfare 3 wygrywa. Ale jeśli za rok seria nie przejdzie prawdziwej rewolucji, może być z nią krucho. Ktoś w Activision powinien przypomnieć sobie Guitar Hero – jeden z największych fenomenów obecnej generacji gier, po którym dziś zostało ledwie trochę zalegającego w szafach, plastikowego śmiecia.  

Ocena: 8.5

----

Plusy:

  • szybka, dynamiczna, płynna
  • kampania dla jednego gracza z MW3 to najlepsze (w tym temacie), co seria ma do zaoferowania
  • Przetrwanie to fantastyczny dodatek do rozgrywki Call of Duty
  • świetny multiplayer, który rozprawia się z większością narzekań społeczności
  • ze starej technologii graficznej wyciśnięto cuda 
  •  

    Minusy:

  • wszystko to już, niestety, było
  • Przetrwanie tylko na dwóch graczy 

  • Redaktor
    CD-Action
    Wpisów1105

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze