146
15.09.2011, 09:00Lektura na 7 minut

Gears of War 3 - recenzja

Choć borykał się z bólem zęba równie zabójczym, jak Brumak, Adzior zagrał, wygrał i przegrał na wskroś Gears of War 3. A wszystko po to, by ostatecznie odpowiedzieć samemu sobie na pytanie, w jaki sposób gry nabierają znaczenia kultowych.


Adam „Adzior” Saczko

Gears of War 3
Platformy: X360
Wersja językowa: PL (napisy)

Dotychczas nie zabierałem głosu w sporze dotyczącym kultowości i tego, które gry zasługują na miano kultowych, a które nie. Z jednej strony czasem sprowadzało się to do dyskusji o wyższości starych czasów nad nowymi, a z drugiej nie umiałem sobie w głowie opisać zestawu cech, jakie kultowa gra miałaby spełniać. Dzięki Gears of War 3 jestem dużo bliższy znalezienia odpowiedzi.

W kozim rogu

Fabuła „trójki” to ostatni rozdział dziejów Marcusa Fenixa i oddziału Delta. Dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z Gears of War, twórcy umieścili w menu krótkie wprowadzenie (które niegdyś publikowaliśmy), podsumowujące wydarzenia z dwóch poprzednich części. Zatem odpalamy wehikuł czasu i przesuwamy się naprzód o osiemnaście miesięcy.

Sytuacja ludzkości na planecie Sera jest fatalna. Upadek ostatniego bastionu homo sapiens - Jacinto, miażdżąca przewaga obcej rasy Szarańczy, dezercja przywódcy Richarda Prescotta i w efekcie upadek koalicji, słowem – przekichane. Do tego wieloletnie wydobywanie naturalnego paliwa – imulsji – też obróciło się przeciwko „naszym”. Wszędzie wyrastają ogromne łodygi, z których wypełzają obleśni wrogowie zwani Lśniącymi. W tak niezbyt pięknych okolicznościach przyrody Marcus, Dom i spółka walczą o przetrwanie na pokładzie Gniazda Kruka – sporych rozmiarów statku będącego jednym z nielicznych (w miarę) stabilnych miejsc, gdzie żyją ludzie.

Sytuacja bez wyjścia? Niekoniecznie. Już na samym początku mamy do czynienia ze znaczącym zwrotem akcji. Nagle, niczym chwast w klombie pelargonii, pojawia się syn marnotrawny, czyli Prescott, od którego dowiadujemy się, że ojciec głównego bohatera żyje. Co więcej, jest uwięziony w ośrodku naukowym, do którego dostać się jest bardzo trudno. Mus to mus – Adam Fenix zna podobno remedium na uzdrowienie planety i koniec beznadziejnej walki. A działać trzeba szybko, bo Szarańcza i jej znerwicowana królowa Myrrah wciąż czyhają na nasze życie.

Battlefield: Sera

Model rozgrywki pozostał niezmieniony – i bardzo dobrze. Widząc naszego bohatera, chowamy się za osłonami i zza nich strzelamy do różnego autoramentu przeciwników, działając zespołowo z ekipą. Starcia są doskonale wyważone – na tyle krótkie, że nie nużą  i na tyle długie, by dostarczyć nam sporą dozę emocji. Wypakowanie akcją po same brzegi to jedna z najważniejszych zalet gry. Choć wachlarz wrogów jest ograniczony i często trafiamy na te same jednostki, grywalność leje się z ekranu nieprzerwanym, gęstym strumieniem.

Gorzej niestety z zachowaniem kompanów. Choć towarzysze (oprócz postaci gracza walczy "Ich Troje") z reguły atakują i bronią się rozsądnie, okazyjnie podnosząc rannych członków oddziału, czasem zdarzają się im wyraźne gafy. A to granat nam wrzucą pod nogi, a to ostrzelają kuloodpornego przeciwnika, a to uciekną hen do przodu... w takich sytuacjach po prostu pęka część klimatu, bo znów sobie uświadamiamy, że to tylko gra. Na szczęście, wpadki są bardzo rzadkie i można je wyeliminować grając ze znajomymi w trybie kooperacji – lokalnie z jednym, przez sieć maksymalnie z trzema innymi graczami. Wówczas każdy wciela się w jedną z postaci, w tym reprezentantki płci twardej, lecz pięknej, czyli Anyę Stroud i Samanthę Byrne. Ukończone etapy można potem rozegrać we wciągającym trybie zręcznościowym, gdzie oprócz współpracy z kolegami ścigamy się z nimi na punkty zdobywane w walce. Zgromadzoną w ten sposób walutę spożytkujemy na nowe skórki, mutatory wzbogacające wspólną rozgrywkę czy bonusy dla awatara. Siła przeciwników, oczywiście, rośnie proporcjonalnie do ilości członków zabawy.

Wróćmy na chwilę do przeciwników. Fakt, że po nie tak długim czasie zaczynają się powtarzać nie oznacza, że jest ich mało - przeciwnie, zarówno liczebnie, jak i rodzajowo wrogów jest wielu. Do jednostek Szarańczy znanych z poprzednich odsłon dołączyły nowe, jak choćby Savage Boomer, który miota granatami przemieszczającymi się pod ziemią, przez co nasze osłony nie mają dla niego znaczenia. Spotkamy Zabijemy także wielu Lśniących – od pełzających po ziemi Polipów, przez kilkumetrowego Berserkera aż po gigantycznego Lewiatana. W dodatku każde z błyszczących draństw eksploduje po śmierci, co zmusza nas do mobilności, jeśli walczymy z większą grupą.

Kosmiczna mozaika

Urozmaicony zestaw przeciwników to nie jedyny przykład dbałości ekipy Epic Games o zróżnicowanie kampanii Gears of War 3. Jest ono widoczne praktycznie w każdym fragmencie singla. Krajobrazy planety Sera są urzekające, a misje dające możliwość przemierzania świata gry na lądzie, w przestworzach, na wodzie i w głębinach robi wspaniałe wrażenie. Zabawy nie psuje nawet liniowość poziomów, bo choć jest więcej niż wyraźna, to nie przeszkadza ona w cieszeniu się grą. Ciekawie skonstruowano też pierwszą część kampanii, w której bierzemy udział w tym samym zdarzeniu z perspektywy dwóch grup żołnierzy – na Gnieździe Kruka oczami Marcusa (tu uwagę zwaraca mega satysfakcjonująca walka mechem!) i później jako Augustus „Parowóz” Cole na lądzie po uprzedniej wizycie w jego ukochanym Hanowerze. A gdy pokonujemy ostatniego bossa i czujemy, że gra rozdała w kampanii już wszystkie atuty, oglądamy epilog. Wyważenie poszczególnych elementów i zamknięcie historii we właściwym momencie – po prostu coś cudownego.

Równanie rachunków

Dobra, mamy koniec kampanii, teraz głęboki wdech i… multiplayer! Do części trybów wprowadzono zmiany, pojawiły się też nowe. Pierwszy raz w serii gości Bestia, w której wraz z innymi wcielamy się w obcych, z którymi walczyliśmy w kampanii i próbujemy przebić się przez umocnienia ludzi, by skończyć ich marny żywot. Świetnie sprawdza się odświeżona Horda, czyli grupowa walka z falami wrogów, uzupełniona o tworzenie fortyfikacji, dzięki którym mamy do czynienia z bardziej dynamiczną i interaktywną wersją tower defense. Czas na rozbudowę jest bardzo ograniczony, więc trzeba szybko myśleć i pracować zespołowo. Co dziesięć fal stawiamy bowiem czoła bossowi, który wraz ze swą gwardią przyboczną pokaże luki w naszych zabezpieczeniach. Z kolei wprowadzenie ograniczonej puli żyć do witającego się z fanami serii drużynowego deathmatchu kładzie większy nacisk na działanie zespołowe i podcina skrzydła samolubnym wymiataczom. Jeśli uda Wam się znaleźć dobrze ogranych i umiejących współpracować partnerów, po prostu nie będziecie mogli odlepić się od pada i ekranu. Wierzcie mi na słowo i sprawdźcie sami. Stawiam wszystkie swoje palce, że warto.

Ponadto wracają znane i lubiane Strefa Wojny oraz Egzekucja (polegające na działaniu w pojedynkę i zabijaniu innych bronią lub podeszwą). Pojmanie Dowódcy sprawdzi nasz potencjał odnośnie pracy w branży ochroniarskiej, gdyż musimy schwytać przywódcę przeciwnej drużyny jednocześnie chroniąc własnego. Król Wzgórza natomiast wchłonął tryb Aneksji z „dwójki” i opiera się na przejmowaniu na pewien czas punktów strategicznych pojawiających się na mapie. Listę zamyka Skrzydłowy z pewną zmianą – naprzeciw siebie stają cztery zespoły po dwóch graczy, czyli o jednego mniej niż w Gears of War 2

Warto też pamiętać, że jeśli nie graliście wcześniej w którąkolwiek odsłonę serii Gears of War (i w związku z tym nie macie save’ów i achievementów z nimi związanych), możecie skorzystać z opcji dla początkujących, gdzie wraz z innymi nowymi graczami podszlifujecie umiejętności bez ryzyka bycia zrównanym z glebą przez starych wyjadaczy.

Exegi monumentum

Gears of War 3 uświadomiły mi, że aby gra stała się kultowa, oprócz gwarantowania unikalnych przeżyć musi się skończyć i jakiś czas uleżeć. Wszak wiele gier będących obiektem kultu – Baldur’s Gate, Myst czy choćby Wolfenstein – w swej pionierskiej i rdzennej formie zakończyło żywot lata temu. Ostatnia część trylogii Gears of War stanowi niezwykle solidne zwieńczenie dzieła, jakim jest ta seria gier akcji. Każdy fragment rozgrywki jest co najmniej bardzo udany, a jedyne skazy na krysztale można albo wykluczyć, albo bez większych strat nie brać ich pod uwagę. Ta gra, jak i cała seria, staną się kultowe. I choć na pewno jeszcze wielokrotnie usłyszymy o Gears of War (to zbyt silna marka, by ją chować do szafy) to prawdziwe "Girsy" właśnie się skończyły. I po odegraniu znakomitego spektaklu kłaniają się nisko, tonąc w owacjach i okrzykach podziwu.

Ocena: 9.0

Plusy:

  • wyważona, dynamiczna i zróżnicowana kampania
  • krajobrazy planety Sera
  • kapitalny multiplayer oraz kooperacja dla 4 osób
  • w 200% spełnia oczekiwania
  • ogromna zawartość, która starczy na miesiące
  •  

    Minusy:

  • mimo wszystko - liniowość poziomów w kampanii
  • sporadycznie głupiejące AI

  • Redaktor
    Adam „Adzior” Saczko

    Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

    Profil
    Wpisów2882

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze