107
28.08.2011, 12:30Lektura na 10 minut

Deus Ex: Human Revolution - Bunt Ludzkości - recenzja

Umęczony (nie tylko remontami), ale jednak dał radę - Berlin prezentuje swoje sporzenie na Deus Ex: Human Revolution - Bunt Ludzkości. Dojrzałe, tak jak zasługuje na to sama gra.


Berlin

Deus Ex: Human Revolution - Bunt Ludzkości
wersja testowana: PC
język: polski

 

Cyberpunkowy świat można stworzyć w kilka minut - wystarczy podmienić parę elementów naszej rzeczywistości na zaawansowane technologicznie bajery i dorzucić im chwytliwe nazwy. Nie trzeba się przy tym nawet specjalnie wysilać i zastanawiać, jak te bajery będą funkcjonować i czy w ogóle mają prawo działać - to nie jest science-fiction. Kluczowym elementem cyberpunku jest zadawanie pytań, na które nie potrafimy znaleźć odpowiedzi teraz i prawdopodobnie nie znajdziemy nigdy, a nie technologia sama w sobie. Pytań pokroju: “Czy udoskonalając ludzkie ciało mechanicznymi implantami postępujemy wbrew naturze?”“Czy wzięcie ewolucji we własne ręce równe jest porzuceniu Boga?”; “Czy przepaść pomiędzy klasami społecznymi poszerzy się - jak bardzo? - kiedy nie wszystkich będzie stać na wszczepy?”. Nawet “Jak wiele dzieli człowieka od maszyny” jest też po prostu cyberpunkowym odpowiednikiem naszego: “Jak bardzo różnimy się od zwierząt”.

Z tymi wszystkimi pytaniami mierzy się Deus Ex: Human Revolution i podchodzi do nich w zaskakująco dorosły sposób. I nawet jeżeli nie jest to poziom intelektualny jakiegoś traktatu filozoficznego - jest na tyle wysoki, by z czystym sumieniem wyrzucić z tej nazwy polski podtytuł “Bunt Ludzkości”. To nie jest gra o zamieszkach na ulicach Detroit, ale opowieść o buncie spowodowanym rewolucją w samej istocie człowieczeństwa, na którą nie wszyscy chcą się zgodzić.

Simulacrum
Wcielając się w Adama Jensena - szefa ochrony produkującej wszczepy korporacji Sarif Industries - w Deus Ex: Human Revolution zmuszeni jesteśmy do opowiedzenia się po którejś ze stron konfliktu. Czy modyfikując swoje ciała mechanicznymi implantami stajemy się robotami, czy raczej nadludźmi? Czy o naszej przyszłości decydować powinniśmy my, czy ludzie z pieniędzmi i władzą, o której nawet nam się nie śniło? To wszystko - i jeszcze więcej - składa się na bogatą fabułę prequela kultowego Deus Ex z 2000 roku, które do tej pory określa się mianem jednej z najlepszych gier w historii. Mierząc się z legendą Eidos Montreal miało ciężki orzech do zgryzienia - musiało zadowolić zarówno pamiętliwych recenzentów, hardkorowych fanów serii, jak i żółtodziobów, którzy w tamtych czasach oglądali jeszcze wieczorynki. W podobnej sytuacji znalazła się Bethesda, kiedy odświeżała Fallouta wydając - podobnie, jak sprawa się ma teraz z Deus Ex - jego trzecią część. Niestety, w porównaniu do Eidosu, nie poradziła sobie nawet w połowie tak dobrze.

I porównanie z Falloutem 3 jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Obie gry są FPS-ami zabarwionymi RPG-ową mechaniką, obie mają niestandardowe systemy prowadzenia walki, w obu gracz ma ściany tekstu do czytania, w obu musi podejmować wybory wpływające bezpośrednio na wirtualny świat, który go otacza. Deus Ex: Human Revolution określiłbym nawet sandboksem, który nie jest sandboksem. Nie oferuje bowiem ogromnej pustyni, na której gracz nie ma nic do roboty. Oferuje za to ponad dwadzieścia godzin zabawy przy pierwszym podejściu i kolejne kilkadziesiąt przy każdym kolejnym - nic nie stoi na przeszkodzie, by “tym razem zrobić to inaczej” - a spróbować warto. Nic nie stoi na przeszkodzie, by spędzić tyle samo czasu przechodząc na różne sposoby główną linię fabularną, co unikając jej w typowych sandboksach pokroju Fallouta 3.

Deus Ex: Human Revolution nie zostawia jednak gracza w piaskownicy mówiąc: “Baw się”, a zachowuje się jak profesjonalny animator kultury na urodzinach w restauracji. Organizuje czas gracza tak, że nawet kiedy jest prowadzony za rękę, wydaje mu się, że robi wszystko całkowicie z własnej woli. I na tym polega siła tej produkcji, bo będąc grą naprawdę ogromną nie pozwala na nawet chwilę nudy.

Icarus
Cztery filary rozgrywki w Deus Ex: Human Revolution to według reklam walka, skradanie się, hakowanie i urok osobisty. W praktyce niestety nie jest tak różowo, bo wszystko rozbija się o podejście brutalne, oraz ciche - reszta to tylko miłe dodatki do zabawy, które pomagają rozwiązywać określone problemy. Gracz, który ma ochotę pobawić się typowym FPS-em może iść ze strzelbą przed siebie i hakować komputery ochrony tak, by wieżyczki strzelały we wrogów, a nie w niego. Gracz, który ma ochotę na skradankową mieszankę Thief i Splinter Cella może wyciągnąć od NPC-ta trochę więcej informacji, by spokojnie wrócić do chowania się za skrzyniami w poszukiwaniu szybu wentylacyjnego. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by rozstrzelać wszystkich w pokoju, wyłączyć kamery, rzucić granatem w szyb wentylacyjny i wrócić po nagrodę z uśmiechem na ustach do czekającego na ogłuszoną wcześniej pięścią w potylicę żonę sprzątacza w fabryce, którą przed chwilą zdewastowaliśmy.

Deus Ex: Human Revolution to tak naprawdę dwie gry w jednej - doskonały FPS i jedna z najlepszych w swoim gatunku skradanek. Wybór pomiędzy sposobem prowadzenia rozgrywki należy jednak całkowicie do gracza i tylko on podejmuje decyzję o tym, jak chce do zabawy podejść. W dowolnej chwili może też zmienić sposób grania, by na bieżąco adaptować się do coraz to nowych problemów i sytuacji. I niestety nie jestem w stanie rozwinąć tej myśli bez spoilerów, ale mogę powiedzieć, że w pewnym momencie może okazać się, że zabijanie jest czymś całkowicie usprawiedliwionym.

Należy jednak pamiętać, że nie jest to typowy FPS, w którym palca ze spustu się nie ściąga. Fani bezmyślnego parcia do przodu i przerabiania wrogów na mielonkę odbiją się od ścian tekstu i długich rozmów, które przyjdzie im przeprowadzić. Element RPG został w Deus Ex: Human Revolution zrealizowany wzorowo - nie opiera się tylko na oklepanym już systemie wyborów moralnych, ale przede wszystkim na świetnie napisanym scenariuszu i wielowątkowej fabule, która trzyma w napięciu od początku do samego końca. Niewiele gier może poszczycić się tak równymi i interesującymi dialogami - do głowy przychodzi mi od razu tylko najwyższa liga, czyli BioShock i Portal 2. Niewiele gier może też pochwalić się tak wyraźnie i tak dobrze nakreślonymi bohaterami - wystarczy porównać Jensena, Sarifa, czy nawet Reed do tekturowej tandety postaci z Fallouta 3 (i dowolnej innej gry Bethesdy zresztą), która zawstydzona płakała cicho w kącie nawet przy sztampie - przykładowo - Dragon Age.

Typowo RPG-owy jest też system ulepszeń, czyli wszczepów, za pomocą których zmieniamy Jensena w nadczłowieka. Zdobywając punkty doświadczenia nabija się poziomy, a z każdym poziomem otrzymuje się punkty PRAXIS, za które później kupić można umiejętności specjalne - przebijanie się przez ściany, “miękkie lądowania”, odporność na poszczególne rodzaje granatów, czy stabilizatory celownika. Wszystko to w znaczący sposób wpływa na rozgrywkę - pozwala znaleźć nowe ścieżki, czy też ułatwić drogę powrotną gładkim lądowaniem po skoku z kilkunastu metrów.

Tyle samo wspaniałości, co maniaków RPG czeka też fanów strzelania - aresnał, którym dysponuje Jensen jest ogromny i tę grę przejść można dwa - albo i więcej - razy nie korzystając z niektórych dostępnych broni ani razu. Deus Ex: Human Revolution daje nam w ręce pistolety, strzelby, karabiny plazmowe, kusze, granaty, wyrzutnie rakiet, czy nawet szeroki wybór broni ogłuszającej. Wszystkie z nich można modyfikować dodając celowniki laserowe, czy większe magazynki, a i nosić ze sobą można sprzętu tyle, ile zmieści się na siatce ekwipunku - wreszcie do FPS-ów wróciło bowiem stare, dobre układanie puzzli. Korzystanie z tego wszystkiego jest też nadzwyczaj przyjemne, bo posiadając odpowiednie ulepszenia można wejść w wir walki z karabinem w dłoni i mordować wszystko, co się rusza, albo kryć się za wszelkiej maści osłonami, by w widoku TPP wyłaniając się zza pudła strzelać tam, gdzie akurat ktoś postanowił się wychylić. Walka z perspektywy trzeciej osoby jest zaskakująco dobrze wykonana - nawet na chwilę nie pozwala “wybić się z roli” i pasuje do tej gry lepiej, niż VATS do Fallouta 3, którego strasznie się chyba uczepiłem.

Wszystko to sprawia, że Deus Ex: Human Revolution jest oldskulowym FPS-em, ale w nowoczesnym sosie. Ma w sobie wiele ze starocia, a jednocześnie podany zostało tak przystępnie, że żaden gracz bez “bagażu doświadczeń” nie powinien mieć z poradzeniem sobie problemu. Nawet dzięki temu, że ludzie z Eidos Montreal postanowili uczynić z tej gry prequel dwóch dotychczasowych odsłon serii sprawia, że znajomość staroci nie jest nikomu do szczęścia potrzebna.

Breathe In
Klimat Deus Ex: Human Revolution jest... unikatowy. Bałem się, że monotonna złoto-czarna kolorystyka zacznie nudzić po godzinie, ale zdziwiłem się bardzo - tak piękny, z nowszych gier, był tylko Portal 2. I nie chodzi mi o technikalia, bo chociażby animacje twarzy przy L.A. Noire wypadają średnio, a o estetykę. Kapsułowe hotele dla biedoty obok luksusowych mieszkań przypominających biurowe klatki, brudne ulice zestawione z lśniącymi renesansowym blaskiem panoramami miast, naćpana hołota na ulicy i średniej klasy burdel obok jaskrawo świecącego się klubu dla gangsterów i bogaczy - wszystko to sprawia, że nowy Deus Ex jest przygodą nie do zapomnienia. I nawet jeżeli lokacje mogą wydawać się zbyt małe - jest to tylko wrażenie spowodowane typowym, ludzkim: “Chcę więcej, więcej, więcej i jeszcze Mercedesa”.

Podobnie unikatowy jest też soundtrack, który wbrew nowoczesnym trendom zimmeropodobnej orkiestracji łączy plemienne afrykańskie bębny z elektroniką i muzyką filmową. Michael McCann wykorzystał głębokie, basowe brzmienia perkusyjne do zbudowania mocnych, orientalnych rytmów przetykanych śpiewem przypominającym Dead Can Dance za dobrych czasów, kiedy Lisa Gerrard nie bała się ćwierćtonów. Dodał do tego elektronikę przypominającą w sposobie “płynięcia” prymitywny i pierwotny Goa Trance i ten specyficzny rodzaj muzyki filmowej, która korzysta z sampli i syntezatorów tworząc gatunek, którego chyba nikt jeszcze nie nazwał. Brzmi to jak podkłady do niektórych futurystycznych anime, czy japońskich gier cyberpunkowych, a jednak ma w sobie ten specyficzny rodzaj “perfekcji”, która cechuje tylko doskonałe, wielkie orkiestry.

Breathe Out
Jeżeli miałbym wybierać już grę roku - Deus Ex: Human Revolution zatrzęsłoby moim osobistym podium mocno. Na pewno jest to jedna z najciekawszych produkcji, które dostaliśmy w ciągu ostatnich kilku lat i na pewno jest to też jedna z tych gier, o których będzie się mówić przez kolejnych parę. Jedyne, co doprowadzało mnie do frustracji w trakcie zabawy, to trwające wieczność ekrany ładowania, ale na szczęście kopia recenzencka była wersją nieukończoną i to, w co gracie teraz zostało już wstępnie spatchowane: ładowanie skróciło się nawet o połowę. Nie jest to już żaden minus, a więc skutecznie wybija mi z rąk wszystkie poważne argumenty “przeciw”.

Deus Ex: Human Revolution jest grą niemal idealną, ale widać w niej przez to też wszystkie ułomności sposobu, w jaki produkuje się obecnie gry. Przy tym, jak bardzo inteligentni są przeciwnicy każde ich zacięcie się drzwiach, czy owczy pęd wskakiwania prosto pod strzelbę potrafi wybić z rytmu. Właśnie przez tego typu techniczne problemy nie jest to rzecz perfekcyjna i nie można uznać jej za wyznacznik nowej jakości - przynajmniej w tym aspekcie. W każdym innym: jak najbardziej. I prawdopodobnie serii Deus Ex udało się osiągnąć to samo, co jedenaście lat temu. Za dekadę znowu będzie kultowym, chociaż pewnie trochę archaicznym, puntem odniesienia dla skradanek, strzelanin i gier akcji z elementami... czegokolwiek?

 

Ocena: 9,5

Plusy:
+ Klimat - kierunek artystyczny i muzyka
+ "Wolność wyboru", nieliniowość
+ Świetne jako FPS, świetne jako skradanka
+ Wciągające minigierki pokroju hakowania
+ ZBYT dużo by wymieniać!

 

Minusy:
- Typowe ułomności nowoczesnych gier, niestety


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze